Szliśmy dobrych parę godzin. W głowie wciąż miałem strzały i krzyki, krzyki i strzały, krew i przemoc. Byłem strasznie głodny. Było coraz jaśniej. Spart zeskoczył nagle tuż obok ze skarpy nademną
- Masz - powiedział wręczając mi kij
- Dzięki...
- Boli cię ta noga?
- No...
- Zdaje się że jesteśmy dość daleko, jak chcesz możemy się zatrzymać
- Nie, odejdźmy jeszcze trochę...
- Jak chcesz - wzruszył ramionami - machniom? - wyciągnął pistolet
- Nie! - oburzyłem się przyciskając karabin do piersi
- Machniom no...
- Nie, żadne machniom, wypchaj się!
- Będzie ci lżej nieść...
- Hmf!
- No machniom no!
- A idź pan w chuj!
- Machniom! Machniom! Proszę!!! - zaczął skakać w koło mnie
- Ehh...
- To... machniom???
- A wsadź se ten karabin w dupę! - powiedziałem podając mu broń. On pośpiesznie zdjął pasek i założył na mnie, włożył rewolwer do kabury i poklepał mnie po ramieniu. Obejrzał broń, przeładował, odbezpieczył...
- Ładny... - stwierdził głaszcząc lufę z czułością
- Ładny nie ładny... ważne że strzela - powiedziałem obojętnie
- Też prawda...
- Mh... może... spojrzysz na tą nogę...?
- Aha... to... może tam... - wskazał zwalone drzewo - usiądziesz sobie...
Odłożyliśmy broń i zacząłem zdejmować but, Spart usiadł przede mną na ziemi, spojrzał niepewnie na swoje czarne od kopania ręce. Podałem mu buta, odłożył go na bok i chwycił mnie za nogawkę od spodni przyglądając się jej zaciekawiony. Była przestrzelona na wylot
- Co?
- Postrzelił cię... - podwinął ją dotykając mojej łydki, spojrzał na rękę i zdziwił się nie widząc krwi - ty farciarzu! Andris ty cholerny farciarzu!
- Haha!
- Dobra...
Ujął moją pokrwawioną stopę - nic poważnego - westchnął. Dotykał rany przez chwilę - muszę ci wyjąć odłamek szkła, dobrze?
- Meh...
- Postaram się żeby nie bolało ale nic nie obiecuję...
Zacisnąłem zęby, bolało ale dałem radę
- Już, skończyłem - powiedział Spart podnosząc okruch na wysokość moich oczu
- Dzięki...
- Nie ma za co! - rzucił wkładając palec w dziurę po kuli w spodniach. Oddarł kawałek materiału. Potem westchnął i zaczął lizać ranę - Co ty wyprawiasz?!
Oderwał się od mojej nogi i splunął zamaszyście - miałeś tam piasek... nie mamy czym tego przemyć...
- To łaskocze!
- Hehe... o fuj... nigdy więcej...
- A to był taki kawał... że dwaj kumple na rybach... i jednego wąż ugryzł w... ptaszka, ten drugi dzwoni na karetkę no i lekarz mówi że trzeba wyssać jad, inaczej on umrze w kilka godzin. Koleś się pyta: no i co? no i co? a ten drugi mówi: lekarz powiedział, że umrzesz za kilka godzin
- Hahaha, zrobiłbym tak samo!
- A jakby to była dziewczyna?
- To by nie miała ptaszka! Pedale!
- Haha!
Zawiązał na ranie oderwany kawałek nogawki i pomógł mi założyć buta. Nagle znieruchomiał.
- Co znowu?
- Ciii... - spojrzał na mnie cały czas czegoś nadsłuchując - Słyszysz?
- Nie
- Wydaje mi się że ktoś idzie
- Aha czekaj... chyba tak!
- Cholera jasna, byłem pewien że nas zgubili
- Mamy broń. Schowajmy się i weźmy ich z zaskoczenia!
- Dobra!
Czekaliśmy. Po jakimś czasie spostrzegłem w oddali zakapturzoną sylwetkę szczupłego mężczyzny
- Może to Leoś? - zapytałem z nadzieją
- Bądź gotowy na wroga - powiedział twardo Spartan
- Tak
Osoba zbliżała się powoli, schylając się co jakiś czas, może oglądając ślady.
- Andris!
Złapałem granat i kiwnąłem głową. Drżącą dłonią sprawdziłem magazynek rewolweru. Pełny.
- To Leoś...
- Masz być, kurwa, gotowy!
- To Leo...
- Słyszysz?!
- Wiem, wiem...
Nagle poczułem coś twardego na potylicy - tylko piśnij! - pogroził ktoś, szepcąc mi do ucha. Spart na mnie spojrzał i tylko uniósł lekko brwi. Dyskretnie spojrzałem na granat w mojej dłoni a potem na niego. Delikatnie pokręcił głową.
- Odłóż broń bo go zabiję! - krzyknął Rawianin, zacisnął ramię na mojej szyi i mocniej przycisnął pistolet do skroni. Spart powoli odłożył karabin patrząc mi z żalem w oczy. Nagle szybko podniósł broń, przyłożył do ramienia i wycelował w Rawskiego. Zanim Spart zdążył strzelić usłyszałem inny strzał. Pociemniało mi przed oczami. Usłyszałem krzyk... może mój własny. Padłem na ziemię. Pociemniało mi przed oczami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz