Statki zatrzymały się, co odczuliśmy jako mocne szarpnięcie. Leo mówił do ludzi z przejęciem o nowej ziemi którą przejmiemy, odbijemy więźniów i rozbijemy obóz pracy, uciekniemy w góry i będziemy żyć jak rebelianci na Ziemi w Imperium, w dzikich lasach, w których Rawianie nas nie szpiegują, mówił o jakimś Roiu i jego ludziach. W jego oczach widziałem niesamowity blask, odzwierciedlenie tych wielkich idei. Na jego twarzy widać było upór i zacięcie, nienawiść ale w miarę opanowaną. Jedynym czego pożądał najbardziej na świecie była zemsta. A jeśli nie Rawianie zapłacą za krzywdę Warlandczyków to on sam był gotowy ponieść konsekwencje. Otworzyli wagony, oślepiło nas jasne światło, byliśmy na Aszhol. Krajobraz dziewiczych lasów przecinały kable przeciągnięte na słupach, teren był ogrodzony płotem z drutem kolczastym pod napięciem. Leo, zeskoczył pierwszy spojrzał odważnie w oczy strażnika i ustawił się gdzie mu kazano i po chwili wszyscy staliśmy w szeregu przed statkiem. Dowódca Rawian zaczął mówić ale nikt nie tłumaczył i nic nie rozumiałem po ichniemu. Leo zdawał się rozumieć, był przerażony jego słowami. W pewnej chwili jeden z nas podniósł rękę
- Krszhre! - warknął żołnierz, nie mam pojęcia co to znaczyło ale Silajczyk zaczął mówić
- Źle się czuję... mogę już iść, koledzy mi powiedzą resztę zasad... słabo mi...
Leo spojrzał w jego stronę, zawsze troszczył się o swoich ludzi. Rawianin podszedł do gościa wyjmując pistolet, Leo uniósł brwi, Rawianin strzelił, młody człowiek upadł martwy, ten zaklął ocierając twarz z krwi. Obok chłopaka stała dziewczyna patrzyła jak wszyscy na leżące ciało, miała na sobie jego krew
- Jeszcze ktoś się źle czuje? - przemówił płynną polszczyzną żołnierz - jestem najlepszy w leczeniu ludzi, usuwam wszelkie dolegliwości raz na zawsze - zaczął rżeć
- Ha rykszenpf yo ti anitdfs?! - mniej więcej tak zapytał Leo z kamienną twarzą na cały głos, wszyscy Rawianie w pobliży spojrzeli na niego przerażeni kilku naszych, którzy znali Rawiański zachichotało, natomiast adresat tej zaczepki zrobił się purpurowy ze wstydu
- Rozejść się! - ryknął i poszedł sobie
- Coś ty mu powiedział? - zapytałem łapiąc go na chwilę gdy się rozchodziliśmy
- Powiedziałem: A wyruchać cię w dupsko... mniej więcej...
- Haha! Niezły jesteś! Mógł cię zajebać!
- Zajebią mnie prędzej czy później - powiedział przyspieszając kroku. Westchnąłem, miał rację.
Raz jeszcze nas przeszukano, zabrano tym razem naprawdę wszystko nawet ciuchy. Każdy otrzymał więzienne ubrania i metalową miskę - Zgubisz miskę nie będziesz żarł - powiedział Rawianin przekazując nam ekwipunek. Na pasiakach mieliśmy "winkle" czyli naszywki mówiące o tym za co tu jesteśmy i kim jesteśmy. Dostałem numer 000 568, czerwony trójkąt - znaczył "więzień polityczny", z literą W - czyli Warlandczyk, a pod nim czerwona kropka - karne komando, wszyscy z naszej armii takie dostali, miałem jeszcze różowy trójkąt, którym oznaczano homoseksualistów. Pierwsze co pobiegłem pochwalić się Leośkowi ale... On nazbierał chyba wszystkie możliwe naszywki, miał trójkąty: czerwony, zielony, jasno-zielony przyszyty odwrotnie, czarny i różowy, pod dołem czerwoną kropkę w obwódce a na ramieniu brązową opaskę. Otaczała go grupka dziewczyn, które "obsłużono" jako pierwsze i teraz przechwalały się która ma więcej winlkli a Leo tłumaczył co oznaczają
- bo jestem pedałem - odpowiedział właśnie na czyjeś pytanie - o Andris! Też masz... ale coś tak cienko tylko dwa? - zapytał
- A ten? A ten? - dopytywała jedna więźniarka
- Zielony to kryminalista - odparł książę - ten jaśniejszy znaczy że... wymagam specjalnego traktowania, czarny... hmm... uznali że jestem psychicznie chory po tym co powiedziałem oficerowi! Więzień aspołeczny. Kropka to karne komando, obwódka znaczy że jestem szczególnie niebezpieczny! Hehe! A ta opaska to też coś tam że więzień specjalny...
- Rawianie chcą nas tym upokorzyć? - zapytała inna
- Dla mnie to powód do dumy - rzekł Leo wypinając klatę i pokazując winkle jakby to były odznaki
Przegonili nas, osobno mężczyzn i kobiety więc musieliśmy się pożegnać z fankami Leośka. Dostałem miejsce w baraku, na samym końcu sali na dole. Leo miał spać gdzie indziej ale zamienił się z kolesiem nade mną. Później jednak stwierdziliśmy że i tak będziemy spać razem. Nie dostaliśmy nic do jedzenia i kazali nam siedzieć w dusznym pomieszczeniu jak tylko się ściemniło. Nareszcie miałem go tylko dla siebie. Opierałem się o ścianę a on leżał na mnie, zimno było, dobrze że miałem się do kogo przytulić
- Boisz się? - zapytał
- Tylko o ciebie - odparłem szeptem, przyklejając się do jego policzka, ten westchnął
- I tak kiedyś umrę
- Nie
- Tak Andris... tak jak mój ojciec... i Eliot...
- Nie chcę o tym myśleć...
- Wybacz, ja ci nie kazałem się zakochiwać. O czym chcesz gadać?
- Hmm...
Leo wziął mnie za rękę i położył ją na swoim sercu - brakuje mi ciebie... ale ta cała wojna...
- Tak? Ulżyło mi, myślałem, że się znudziłeś albo... no że mnie już nie chcesz...
- Za bardzo się przejmujesz szczegółami. Powiedziałem że cię kocham?
- No kiedyś tak... ale...
- No! I jak coś się zmieni to dam znać ok?
- Hehe...
- Nie zasługuje na to żeby być wielbiony, ludzie chcą ze mną gadać, każdy chcę usłyszeć choć słowo tylko do niego od przywódcy... co mam zrobić? Muszę dla każdego poświęcić trochę uwagi ale ty wiedz że jestem tylko twój
- Ym... co ja ci mam odpowiedzieć? Z ciebie się taki mówca zrobił...
- Tja... ludzie lubią jak się do nich ładnie przemawia
- Jak Eliot...
- Eliot... już nawet za nią nie tęsknię, jej wspomnienia są tak żywe... wszyscy znają te legendy...
- Masz jakiś plan?
- Tak ale... jestem zbyt słaby, użycie piątego by mnie zabiło...
- A ja?
- Co ty?
- Nie mogę ci pomóc..?
- Pff...! Bardzo śmieszne
- Co?!
- Nie możesz się do mnie porównywać, nie masz najmniejszej części tego co ja!
- Jesteś okropny! - odsunąłem się od niego
- Przepraszam kochanie! Nie chciałem cię urazić, po prostu... taka jest prawda mam o wiele większą moc, tylko, że tego tak nie widać bo jej nie używam. Piąty żywioł... jest we mnie. Wy używacie go czerpiąc z tego co jest naturalnie we wszechświecie, a ja sam go tworzę, a on mnie wyniszcza od środka. Nie przyznawałem się, byłem zbyt dumny ale... nawet nie wiesz jak to boli... - szeptał - każdą sekundę odczuwam potem, chorując kilka dni
- Mógłbyś zniszczyć pięcioświat? Skoro jesteś potężniejszy od nas, którzy czerpiemy z jego energii
- Mógłbym... ale nigdy bym czegoś takiego nie zrobił
- Demony tego chcą...
- Lucuś?!
- Nie, Lucyfer chcę żeby ludzie przechodzili na jego stronę, dąży do chaosu ale nie do... nicości
- Co to jest nicość?
- Przeciwieństwo bytu - niebyt, nicość... po prostu nie istnieje, jest niczym, pustką...
- Ale jestem jedynym posiadaczem piątego...
- Na razie tak...
- Co rozumiesz przez na razie?
- Może się pojawić ktoś równie potężny co ty
- Lucjan kiedyś mi mówił, że... że jesteśmy bezpieczni dopóki nie przyjdzie na świat drugi taki jak ja!
- Tak czuję...
Leo westchnął, chwilę się wiercił aż w końcu ułożył się na boku obok mnie - idziemy spać - stwierdził
- Jeszcze nie - jęknąłem
- A niby co chcesz robić?
- Gadać
- Z kim? Wszyscy śpią
- Z tobą...?
- Pff...
- No co?
- No dobra. O czym?
- Nie wiem...
- Nie wiesz... a ja mam wiedzieć?
- No... wymyśl coś może
- Czemu zawsze ja? Zawsze muszę wszystko za ciebie robić! Nawet tematu na rozmowę nie umiesz wymyślić!
- Leo! Nie po to wychodziłem za faceta żeby wysłuchiwać wyrzutów jak od baby
- To po chuj za mnie wychodziłeś?!
- Bo cię
- Zamknij się! I mi nie przerywaj!
- O co ci chodzi?
- Głodny jestem!
- A! Trzeba było tak od razu
- A co to zmienia?!
- Zawsze jak jesteś głodny to jesteś wściekły
- Nie jestem wściekły!!!
- Nie krzycz...
- Nie krzyczę!
- Krzyczysz
- Nie krzy...!!! - zasłoniłem mu usta dłonią i przyciągnąłem do siebie
- Cicho bądź - syknąłem mu do ucha - bo ściągniesz tu straż!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz