środa, 2 marca 2016

Rozdział 20 – jebać psy

   Wybrałem 997, w słuchawce odezwała się sądząc po głosie taka typowa plotkara – Szósty posterunek policji, słucham?!
- Mogę z Luksusem?
- Luksus!!! - zawołała
- Ekhem! Leo, tak? –usłyszałem po chwili – Co mogę dla ciebie zrobić?
- Hmm… Macie jeszcze te wolne miejsca?
- Zaraz przyślę po ciebie Arniego, wiesz w sumie fajnie że w końcu ktoś nowy przyjdzie
- W życiu bym nie pomyślał że wyląduję na policji
- Chyba że za morderstwo, co?
- Taa
- Trzymaj się
Rozłączył się. Po kilkunastu minutach do drzwi zapukał Arni
- Gleba! Gleba! Gleba! Ręce na samochód, nogi szeroko! – wpadł do pokoju z pistoletem w czarnym mundurze i kamizelce kuloodpornej z napisem CBA
- No proszę ktoś tu jednak ma poczucie humoru… - mruknąłem – Śliczne glany Arni! To co? Idziemy?
- No
- Co u ciebie?
- Eee…
- Nic ciekawego?
- No
- A właśnie! Miałem cię o coś zapytać
- Mhm
- Po cholerę te „nogi szeroko”? Zawsze się zastanawiałem
- Przeszukanie
- Jakie przeszukanie?
- Hah… osobiste
- O… nie mów że ja też będę musiał to robić?
- Tak
- Świetnie
- Mhm
- Przestań mówić monosylabami
- Co?
- Eh… nieważne, daleko jeszcze?
- Mhm
- Dobra już się nie odzywam
- Okej
- Wczoraj byłeś bardziej wygadany
- Nie jadłem śniadania
- Aha, chcesz kanapkę?
- A z czym?
- Nie wiem Andris robił
- A czemu on ci robi kanapki?
- Yyy! Bo… Bo to jego chleb!
- Ale ty wczoraj kupiłeś…
- Ale za jego pieniądze. Z szynką. To chcesz?
Podałem mu kanapkę w szarym papierze
- Dzięki
Pożarł ją na dwa gryzy
- Ale wcinasz
- Źle pokroił chleb. Mamusia go tak rozcina na pół, wzdłuż. Jak zjem ze trzy takie kanapki to sobie pojem. A dzisiaj zjadłem tylko pół kurczaka… i czekoladę, no ze trzy tabliczki na deser
- Ty jesteś niemożliwy - wydukałem  śmiejąc się
- No co?
Doszliśmy w końcu do niewielkiego posterunku na obrzeżach miasta
- Tu pracuję
Budynek miał szare ściany i ciemno niebieski dach. Przed nim stały dwa samochody. Drzwi były czerwone a nad nimi szyld „Posterunek Policji w Krakowie nr 6”
- Całkiem ładnie…
- Chodź – powiedział Arni i wszedł do środka. Była tam spora sala z trzema biurkami, jedno z telefonem i komputerem. Pod ścianą stała palma czy coś w ten deseń. Przy biurku z telefonem i komputerem zawalonym papierami siedziała blondynka w miniówce na szpilkach i z rozpiętym mundurem tak żeby było widać dekolt. Zacząłem się zastanawiać czy ludzie dzwonią tu na numer ratunkowy czy na seks telefon. Przy innym siedział Luksus, miał trochę papierów, nóż i pistolet rozłożony na części pierwsze. W dłoni miał szmatkę ubrudzoną smarem. Pomachał palcami do Arniego i mnie. Przy ostatnim biurku siedziała zawalona książkami i papierami starsza kobieta w okularach, ubrana po cywilu.
- Cześć! – oświadczył uroczyście Arni ale nikt na niego nie zwrócił uwagi, tylko Luksus przewrócił oczami
- Dzień dobry… - powiedziałem cicho
Blondynka na mnie spojrzała i podbiegła
- Hej! Ty jesteś tan nowy o którym opowiadał Luksus?
- Tak to on – warknął Luksus – Uważaj na nią! To zboczona nimfomanka
- Nie słuchaj go kochanie… chodź przedstawię cię komendantowi
- Komendantowi?
- Tak. Jak się nazywasz?
- Leo… Leon Salvo dokładnie
- Okej – wzięła mnie za rękę i pociągnęła do drzwi z weneckim lustrem. Zapukała
- Wejść!
Otworzyła drzwi i wepchnęła mnie do środka – Hej miałaś mnie przedstawić – zatrzasnęła moją drogę ucieczki i zachichotała. Rzuciła mnie na pożarcie lwu. Komendant siedział na krześle. Był trochę przy kości wyglądał na wyrozumiałego i sprawiedliwego
- Dzień dobry
- Siadaj – wskazał mi stołek naprzeciwko jego biurka. Jego gabinet był skromnie urządzony. Miał za sobą okno, na biurku lampkę, zdjęcie spasionego kota ołówek i duży zeszyt.
- Więc… Chcesz u nas pracować?
- Tak, chciałbym spełnić marzenia z dzieciństwa. Długo się przygotowywałem do pracy w policji – kłamałem bez mrugnięcia okiem – Jestem kompetentny, odpowiedzialny i dyspozycyjny. Myślę że…
- Wystarczy. Pokaż mi dowód albo jakiś dokument
Podałem mu dowód osobisty, on położył go na zeszycie i coś napisał
- Dobrze. Zaczynasz od jutra. Idź tam, w szafie są mundury, poszukaj sobie czegoś dla siebie i niech ktoś się tobą zajmie i ci wszystko pokaże. Co tak patrzysz mało ludzi idzie do takiej pracy teraz, mamy spore zapotrzebowanie więc bierzemy każdego kto ma dwie ręce i rozum. Poza tym państwo upadło i praktycznie każdy posterunek żyje własnym życiem
- Ile dostanę
- Dwa tysiące na miesiąc. A teraz ze względu na to co mówił mi Luksus dostaniesz zapomogę, proszę – wręczył mi trzy stówy
- Poważnie?
- Tak. Z czegoś przecież musisz dożyć do końca miesiąca
- Dziękuję ślicznie. To do jutra tak?
- Tak chcę cię tu widzieć o siódmej
- Tak jest!
- Do widzenia panie Salvo
Wyszedłem z biura z dowodem i trzema stówkami w ręce. Schowałem rzeczy do kieszeni i rozejrzałem się po sali.
- Gdzie jest Arni? – zapytałem
- Poszedł na patrol – powiedział Luksus
- Masz chwilę? – podszedłem do jego biurka
- Nie. Przykro mi, idź do kogoś innego – mruknął nie odrywając się od pistoletu
- A pani? – zwróciłem się do starszej kobiety. Wstała z gracją
- Krystyna Kruczak wydział śledczy – przedstawiła się
- Leon Salvo wydział… na razie żaden – pocałowałem ją w dłoń, kłaniając się ślicznie
- Jak ci mogę pomóc koteczku? – zapytała uśmiechając się czule. Obeszła biurko i stanęła przede mną
- Pan komendant…
- Stary
- Stary… kazał mi się rozejrzeć…
- Oprowadzić cię tak?
- Ja go oprowadzę!!! – wrzasnęła blondyna – Jestem Jola… Jolanta Mazurek, starsza posterunkowa… miło mi – wyciągnęła dłoń. Tym razem tylko nią potrząsnąłem. Ona niby zrobiła obrażoną minę ale zaraz się uśmiechnęła – Chodź pokaże ci łazienkę… - zamruczała
- Hej hej… pohamuj się trochę, jestem już zajęty – pokazałem jej obrączkę, uspokoiła się wreszcie i wróciła na miejsce. Odetchnąłem z ulgą
- Możesz mi mówić Krysiu synku – powiedziała śledcza
- Dobrze pani Krysiu
- Bez tego pani kochany, co ty?
- He he…
- Aleś ty uroczy… chciałabym takiego synusia…
- Moi rodzice nie żyją, mam tylko brata ale daleko stąd… - westchnąłem
- Och! Moje biedactwo! A ta obrączka?
- Mam… żonę i córkę, ale żona nie żyje – wymyśliłem na poczekaniu – w sumie jej nie kochałem… a córka niedługo przyjedzie. Miała skręconą kostkę i nie chcieliśmy jej męczyć przeprowadzką. Jest u brata
- Ile ma lat?
- Czternaście, nazywa się Jucel
- Ślicznie… tam w szafie znajdziesz sobie jakiś mundur, w tamtym korytarzu… na prawo kuchnia na lewo łazienka. Korzystaj śmiało tylko po sobie sprzątaj i kup czasem jakąś kawę albo cukier…
- Dobrze
Nagle wpadł Arni trzymając wrzeszczącego mutanta za kark
- Gdzie TO postawić?
- Co zrobił? – zapytał Luksus
- Chciał zjeść dziewczynkę
- Fajnie! Daj go do celi. I daj mu jeść
Arni wszedł w inny korytarz
- A tam są cele – powiedziała Krysia
Poszedłem za Arnim
- Co Leoś?
- Gdzie byłeś?
- Na patrolu
- Aha. Szukałem cię, byłem już u starego
- Już mówisz po naszemu
- Szybko się uczę
- Polubił cię?
- Chyba tak. Nawet dał mi kasę
- Jest hojny
- Wydaje się miły
- Jeszcze zmienisz zdanie
- Tak myślisz?
Arni podał mi klucze którymi zamknął więźnia
- Odwieś to na haczyk przy wejściu
- Okej
Arni znęcał się nad jeńcem a ja odwiesiłem klucze i podszedłem do szafy. Znalazłem sobie czapkę, marynarkę trochę za dużą i spodnie nawet w sam raz. Wyglądałem nawet dobrze. Jola nie odpuszczała – ale ślicznie wyglądasz! Jesteś taki przystojny!
- Dziękuję! – postanowiłem wejść w friend zone – Fajne masz buty. Gdzie kupiłaś bluzeczkę?
- Ja? Oj nie mam pojęcia! Dostałam na święta tą akurat. Ale zazwyczaj kupuję od znajomej. Ma taki mały sklepik przy Majstrze wiesz gdzie?
- A gdzieś widziałem tego Majstra taki duży czerwony…
- No! To tam z prawej ma taki sklepik i ona sprowadza oryginalne szmatki z PARYŻA!!! Rozumiesz?
- Łał! Pewnie ma drogo
- Nie, nie jakoś specjalnie… Ostatnio kupiłam prześliczne getry, takie beżowe z takimi diamencikami przy nogawce i dałam za nie dwie dychy
- A to nie jakoś strasznie…
- No nie
- Ostatnio widziałem dużo dziewczyn chodzi w getrach
- Tak moda się wraca. Getry i tunika. Do tego paski… o! Albo chustki przewiązane w pasie
- Tak, widziałem, widziałem
- Hmm… rzadko da się pogadać z chłopakiem o modzie
- Chyba że z gejem – warknął Luksus
- Gdybym był gejem to bym jej nie podrywał – odparłem
- Och! Och! Och! Podrywasz mnie?! – zapiszczała wachlując się dłońmi. Wpakowałem się w niezłe bagno, z obu stron.
- Daj spokój kochana! Łał ale masz super zrobione paznokcie!
- Tak? Sama zrobiłam!!!
Zaczęło mnie to nudzić, wytrzymałem o modzie i o paznokciach ale kiedy zaczęła gadać o kosmetykach postanowiłem się wycofać
- Ojej! A się zasiedziałem! Muszę jeszcze… ten! Yyy! Pranie zrobić! Natychmiast!
- To pa!!!
- No pa… Cześć! Do zobaczenia jutro…
- Trzymaj się – powiedział Luksus zerkając na mnie – chyba że poczekasz na mnie to cię odwiozę?
- Ano jak jedziesz…
- Biorę Arniego to koło ciebie będę jechał
- A kiedy kończysz?
- Zaraz, tylko odłożę broń i się umyję – pokazał mi swoje czarne ręce, uśmiechnąłem się. Po kilkunastu minutach byłem pod blokiem. Klucza oczywiście zapomniałem, więc zadzwoniłem na domofon – Tak? Halo?
- Otwórz debilu to ja
- Którym?
- Co którym?
- Którym guzikiem się otwiera?
- Nie wiem! Mam dosyć, skup się i otwórz te cholerne drzwi!
Wdrapałem się resztką sił po schodach. Andris najwyraźniej słysząc moje kroki otworzył już drzwi mieszkania więc wszedłem bez problemu. Andris trzymał się za szczękę. Zamknął za mną. Rzuciłem się na kanapę
- Hej kotku – zamruczał cicho, nie chcąc mnie denerwować
- O kurwa…
- Au… Eh… Jak było?
- Chujowo. Czekaj… daj mi dwie minuty, zaraz pójdziemy do Sławka
- Leoś… jesteś przepracowany, połóż się, pomasuję ci plecy…
- Chcesz mnie zagadać i nie iść do dentysty
- Nie. Mogę iść sam
- O a co się stało?
- Zobacz
Zerknąłem na niego, miał sporą opuchliznę na policzku
- Pójdę z tobą
- Zostań. Dam radę, to tylko dentysta…
- Każdy się czegoś boi, nie ma się czego wstydzić. Bądź dzielny, powodzenia
Byłem zbyt zmęczony żeby kontaktować ale zauważyłem że faktycznie wyszedł. Później w nocy usłyszałem jak otwierają się drzwi.
- I co…? – zapytałem niemrawo
- Żyję. Równy gość, pożartował sobie, a jeśli chodzi o zęba to założył mi lekarstwo. A co u ciebie?
- Nie wiem…
- Jak się czujesz?
- Głowa mnie boli
- Ty! Ja ci dam „głowa mnie boli”
- Och! Nie o to chodzi, po za tym jak ja chciałem to cię ząb bolał
Przebrał się i poszedł do łazienki, po kilku minutach położył się za mną i zaczął się za mnie zabierać. Nie pamiętam, chyba nawet się kochaliśmy ale zasnąłem. Obudziłem się znów na chwilę gdy potrząsnął moim ramieniem
- Ej! Co ty zasnąłeś?
- Błagam spać
- Mogłeś od razu powiedzieć
- Mówiłem… daj mi wreszcie spokój. Poruchałeś już?
- Nie mów tak… chodź tu, przytul się i śpij…
Wtuliłem się w niego, szeptem przepraszając za wszystko i zapewniając, że go kocham.
Przysięgam że zamknąłem oczy tylko na sekundę aż tu nagle zadzwonił telefon. I to nie był budzik, a była za pięć siódma
- O kurwa! – zerwałem się na równe nogi i przywaliłem w coś głową – O! Kurwa…
Dzwonił Arni – O kurwa… Halo?!
- Jedziemy razem? Jak chcesz to chodź
- Właśnie wychodzę…
- Okej
Ubrałem się w pośpiechu i nawet nie sznurowałem butów wybiegłem na zewnątrz przeczesując włosy palcami i zapinając po drodze spodnie, na złość rozporek się zaciął i o mało nie wyjebałem się na schodach siłując się z wrednym żelastwem. Wsiadłem do terenówki Arniego – Hej!
- Masz dwie różne skarpetki – mruknął odpalając
- Spieszyłem się…
Wpadłem na komisariat w momencie kiedy komendant wyszedł z biura i zawołał triumfalnie – Wiedziałem że się!… spóźni…
- Jestem
- Widzę… ale jak jesteś umówiony na siódmą to wypada być za pięć a nie minutę po. Ale i tak dobrze jak na pierwszy raz
Nie było jeszcze nikogo oprócz mnie i Arniego
- To twoje biurko – wskazał mi miejsce pracy Stary – A ty Arni na patrol! Salvo! Potem pomożecie Luksusowi jak przyjdzie ten leń!
- Nie jestem leniem – wrzasnął Luksus wchodząc na salę – zaraz panu, cześć Arni, cześć Leo, wszystko wytłumaczę! Właśnie wychodziłem sobie do pracy kiedy nagle nie uwierzy pan co?
- Kosmici
- Nie! Naprawdę! Byłem świadkiem morderstwa
- Co ty powiesz?
- Tak! Pies zagryzł kota…
- Siadaj Luksus i się nie odzywaj!!!
- Tak jest!
Siedzieliśmy obok siebie ale Luksus podzielił robotę na dwie części. Znowu był nie w humorze i się do mnie nie odzywał
- O co ci chodzi? – zapytałem, wkładając papiery kolejnego pedofila do teczki opisanej „gwałty” – Nie mów że się mnie boisz
- Czemu miałbym się bać?
- Że jestem gejem – pomachałem teczką – że tam będzie moje zdjęcie? - zaśmiałem się
- Nie… wybacz stary, wiesz… a zresztą nie ważne
- Możesz się wygadać jak chcesz, zatrzymam to dla siebie
- Nie chcę cię zanudzać
- Wal
- Eh, dziewczyna mnie rzuciła
- Suka?
- Tak! Zabrała kasę… skuter… bo niby dokładała do naprawy…
- Nie łam się, masz to szczęście że nie byliście Adamem i Ewą ty masz do wyboru siedem miliardów innych
- Hah… No jakby nie patrzeć..
- Gdzieś tam, może na drugim końcu świata, jest ta jedyna, tylko dla ciebie, jeśli będziesz chodził ze wzrokiem wbitym w ziemię możesz ją przeoczyć…
- Wiem, ale jakoś nie mogę się pozbierać…
- Jutro też jest dzień, może będzie lepiej, może coś ci poprawi humor
- Ty mi poprawiasz humor
- Tak? Staram się
- Po co?
- No… lubię cię, a po za tym nie wiem czy ten koleś to bardziej morderstwo czy gwałt
- Co?
- Potrzebuję twojej pomocy, gdzie to ma być – podałem mu kartkę
- Hmm… nekrofil? Co to właściwie znaczy?
- Trafiłeś na właściwą osobę. Akurat znam wszystkie zboczenia. Nekrofil to znaczy że ten koleś… eee… jakby ci to powiedzieć… żebyś zrozumiał ale nie zwrócił śniadania… to osoba która lubi… takich zimnych, co się mało ruszają
- Mówże jaśniej
- Rucha zwłoki
- Co?! Jak to? Fuj!!!
- Cóż… powiedz mi tylko czy to morderstwo czy gwałt?
- M-morderstwo… to co zrobił później to już nie ma większego znaczenia
- W sumie masz rację! Mówią że gwałt jest wtedy jak się ktoś opiera, a ona…
- Przestań!
- Dobra dobra…
Po dłuższej chwili natrafiłem na swojego kolegę, był oskarżony o przemyt narkotyków. Po cichu schowałem kartkę za koszulę, nikt nie zauważył. Około drugiej powiedzieli żebym szedł do domu. Luksus zostawał na nad godziny, ale akurat Arni wrócił ze stadionu gdzie uspokajał kibiców. Zupełnie zapomniałem o flaku, a przecież Warlandia tak pięknie zaczęła. Po drodze opowiadał mi derby ziemskich drużyn i kibicowskie wybryki.
Nienawidziłem tego miasta, a najbardziej naszego mieszkania, z tymi cholernymi swastykami i napisami na ścianach. Przekręciłem klucz w zamku i rozpoczęła się kolejna droga przez mękę aż na piąte piętro, jedno jest pewne jak pomieszkamy tu dłużej to będę miał super kondycję. Andrisa nie było w domu, nie mogłem się do niego dodzwonić. W końcu wziąłem się za sprzątanie, było oczywiście pełno naczyń w zlewie i tak dalej i tak dalej. Po jakimś czasie udało się i ktoś odebrał ale nie Andris a Sławek, dowiedziałem się że mój mąż jest zajęty, ma pełne usta ale jak skończą to wypluje i oddzwoni. Wiecie co sobie pomyślałem, zwłaszcza że w tle słyszałem jego jęki… Po kilku minutach zadzwonił ale odebrałem dopiero za trzecim razem
- No? – zapytałem beznamiętnie
- O co ci chodzi? Miałem dwadzieścia trzy nieodebrane połączenia od ciebie, a teraz sam nie odbierasz. Byłem u dentysty
Zrobiło mi się tak głupio, całe szczęście że gadaliśmy przez telefon.
- Czemu nic nie powiedziałeś?
- Myślałem że nie możesz gadać w pracy, zresztą Luksus…
- Co?
- Mieliśmy okazję pogadać i…
- No mów!
- Pogadamy jak wrócę. Ale zawiodłem się na tobie
- Andris?
- Pa kochany – powiedział tak bez uczuć że chyba wolałbym jakby ze szczerą nienawiścią nazwał mnie chujem czy czymś podobnym niż kochanym...
Łzy napłynęły mi do oczu, wstałem, przeszedłem się po pokoju, w końcu uniesiony wściekłością przywaliłem w ścianę. Prosto w swastykę adrenalina łagodziła ból, z krzykiem uderzyłem mocniej. Moje pięści poczerwieniały, po kolejnych uderzeniach skóra zaczęła się zdzierać aż do krwi. Sąsiedzi zastukali w podłogę żebym był cicho. Poszedłem do kuchni i wyjąłem nóż, nie mam pojęcia co chciałem zrobić ale wtedy wszedł Andris. Nóż spadł mi na podłogę
- Spokojnie to ja! – zawołał słysząc brzdęk. Łzy spłynęły po moich policzkach ale zanim zdjął buty i wszedł do kuchni otarłem je szybkim ruchem. Stałem nieruchomo na środku kuchni patrząc niby za okno a tak naprawdę nigdzie.
- Cholera! Leon! Co się stało?
Kopnął nóż jakby myślał że go podniosę i się pchnę w serce, może i miał rację? Przytulił mnie mocno, ukradkiem zerkając na moje nadgarstki, myślał że tego nie widzę
- Kochanie… chciałeś sobie zrobić krzywdę? - zapytał tak przejęty że aż było mi głupio że musiał się prze ze mnie denerwować
- Nie…
- Proszę choć raz nie kłam. Chciałem ci powiedzieć… chciałem właśnie cię przeprosić, niesłusznie cię oskarżałem, wiadomo jak to koledzy… gadasz z dziewczyną a oni zaraz że podrywasz… Tak mi powiedział Luksus, że będę miał jeszcze jednego lokatora bo wyrywasz jakąś Jolę… po drodze sobie to przemyślałem i to bez sensu. Powiedz coś proszę…
- kocham cię… - wycedziłem przez zęby
Andris mnie puścił, podniósł nóż i odłożył na blat.
- Nie wiem co mam teraz zrobić – powiedział, ujął moje dłonie i zaczął całować rany, czym sprawił ze zrobiło mi się cieplej na sercu, pociągnął mnie do pokoju i posadził na sofie, klęknął przede mną i delikatnie gładząc moją rękę patrzył mi w oczy – Przyzwyczaisz się do nowej pracy, jesteś nerwowy ostatnio… nie przejmuj się, będzie dobrze. Mam parę dobrych wiadomości, chcesz posłuchać?
- Dobrych powiadasz?
- Sławek nas zaprasza na obiad w niedzielę, skończył dzisiaj mojego zęba i najlepsze… Znalazłem robotę, na razie tylko dorywczą, w tartaku
- W tartaku?
- Tak, wiesz będę ciął drewno, ładował na tiry… Płacą mi trzydzieści złotych za dzień
- To cię w chuja zrobili, będziesz harował jak wół za trzy dychy? Tygodniowo to sto osiemdziesiąt razy cztery… pięć, sześć… dziewięć stów za miesiąc!
- Ale to nie jest na miesiąc tylko za dzień czyli pięć godzin, po tygodniu jak się sprawdzę to będę mógł brać nadgodziny. Liczyłem to i gdybym robił po dziewięć godzin i w soboty też to na miesiąc miałbym trzy tysiące
- No bez przesady! Dziewięć godzin w tartaku?
- No to osiem?
- Jak dasz radę…
- Nie wiem
- Możesz spróbować a między czasie szukać czegoś innego
- Chyba tak zrobię. I jak? Lepiej ci już?
- A co?
- No nie mów że tak tylko ćwiczyłeś boks na ścianie i rzucałeś nożami
- No bo…
- Ciii… nie musisz mi się tłumaczyć, ja cię rozumiem – spojrzałem na jego nadgarstki, były na nich blizny, blizny po cięciach…
- Dlaczego?
- Z miłości
- Kiedy?
- Te pieprzone dwa lata…
- Rozumiem… Dobra nie możemy tak siedzieć i lamentować, trzeba w końcu się wziąć do roboty, przebieramy się i bierzemy za malowanie!
- Dobra
- Mam taki pomysł… że przy wejściu, byłaby ciemno niebieska ściana z zarysem drzew na czarno, łapiesz? Takie nocne niebo, i cienie drzew. Tak żeby gałęzie zachodziły na wieszaki
- Dobre… a dalej?
- Nad łóżkiem… znaczy kanapą! Wschód albo zachód słońca… też jakieś drzewa, albo trawiaste pagórki coś w ten deseń a za szafą Narnia! Znaczy wiesz że… jakby od szafy w lewo będzie już co innego, nie?
- To będzie fajnie wyglądać
- Cały sufit to będzie niebo. Tam gdzie wisi ta żarówka na kablu będzie księżyc. Po drugiej stronie coś kolorowego… myślałem o jakiejś wiosce czy coś…?
- Takie domki, jak w Afryce, oglądałem jakiś stary program podróżniczy, dali im resztki farby tak że mieli nawet sztachetki w płocie każdą w innym kolorze…
- O właśnie! A w kuchni proponuję wszystko jebnąć na zielono, będą barwy Warlandii, do tego herb WF-u i gotowe
- No tak bo czarne płytki…
- To dawaj…
Około siódmej wszystko było niebieskie z wyjątkiem pasa czerni na dole, gdy farba wyschła przyszedł czas na drzewa, trawę, zwierzęta, gwiazdy i księżyc, wschodzące słońce… tym zająłem się ja, Andris zrobił coś nie wymagającego talentu do rysowania mianowicie kuchnię. O ósmej poszliśmy na spacer żeby wywietrzyć mieszkanie z zapachu farby i się tym nie truć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz