Szliśmy ciemną brudną ulicą. Latarnie nie dawały wiele światła ale na tyle żeby zaćmić gwiazdy, księżyc był w nowiu, prawie nie było go widać. Andris korzystając z okazji że nikogo nie ma wziął mnie za rękę. Nagle z bocznej uliczki wyszedł podejrzany typ, było za późno żeby się puścić, zauważył nas trzymających się za ręce. Andris ścisnął mocniej moją dłoń, i pociągnął mnie bliżej, żeby wyminąć typka, ale on specjalnie podszedł krok bliżej i mijając mnie uderzył ramieniem – pedał! – syknął przez zęby
- Przeproś! – warknął Andris, poczułem jak wymyka mi się jego ręka.
- Do mnie mówisz cwelu? – zadrwił dresiarz, mój chłopak wziął go za szmaty i przyparł do muru
- Andris!
- Słuchaj baranie! Miałem dziś naprawdę zły dzień, a to jedyna osoba która poprawiła mi choć trochę dzisiaj humor i ze względu na niego nie zrobię ci krzywdy! A teraz go przeproś!
Koleś był siny na twarzy
- Andris! Masz go w tej chwili puścić!
Dresiarz zaczął się krztusić, kiedy Andris postawił go na ziemi.
- Nie odpuszczę mu dopóki cię nie przeprosi
- Za co?
- Że cię popchnął i obraził
- Wiesz co? Mam tego dość! Jesteś gorszy niż nadopiekuńcza matka!
- Zgłoszę was na policję – zacharczał dres
- Ja jestem policja – syknąłem. Odwróciłem się w stronę domu i zostawiłem ich na pastwę losu. Nasze mieszkanie już się przewietrzyło, odpiąłem od munduru kajdanki i rzuciłem na stół, że pościel dopiero co przebierałem położyłem na niej ręcznik, cóż… potem ja muszę wszystko prać. Włożyłem moje ukochane czerwone bokserki, Andris też je lubił raczej mnie w nich. Zajrzałem do kuchni, odwalił kawał dobrej roboty z tym herbem WF-u. Nasi poprzednicy zostawili trochę rzeczy… między innymi naczynia, sztućce, talię kart i uwaga… świeczki! Stopiłem trochę wosku żeby przykleić je do talerzyka i postawiłem na stole kilka. Usłyszałem jak Andris przekręca klucz w zamku. Położyłem na stół jeszcze chustkę i te właśnie karty, po czym otworzyłem mu z kajdankami w ręce
- Leo, ja nie chciałem… O…
Uśmiechnąłem się i zamknąłem za nim drzwi na klucz. Podałem mu kajdanki ale za nim je wziął cofnąłem rękę – O nie! Nie ma tak łatwo, najpierw musisz…
- Zrobię wszystko Leo, tylko bądź mój… -powiedział tak podniecony że przeszły mnie ciarki
- M-mu…
- Mrr kociaku, rozpalasz mnie
- O-och… wygrać ze mną w karty…
- Ha ha! Co?
- Albo ja z tobą. Będziemy grać w pokera ale rozbieranego, jeśli któryś z nas będzie nago to powiedzmy że może pomóc drugiemu
- Czekaj teraz myślę jak będzie szybciej… walczyć z tobą? Bo masz w sumie tylko dwie rzeczy, czy dać ci wygrać?
- Kto powiedział że ja będę walczył?
- Rozdawaj… - zamruczał siadając na ziemi i kładąc ręce na podbrzuszu, ale i tak jego opięte spodnie zdradzały wszystko. Nie wspominając o mnie.
- Czekaj… gramy w pokera? – zapytał nagle
- Tak. Nie mów że nie umiesz
- No… umiem ale… nie pamiętam
- Wiesz co? Walić to! Skuj mnie i zaknebluj! No na co się patrzysz? Bierz mnie!
Posadził mnie na krawędzi łóżka i założył mi kajdanki na nadgarstki. Przechodziły mnie przyjemne dreszcze kiedy jego przedramiona ocierały się o mój tors. Trochę pomęczył się z koszulką i ponarzekał że nie zdjął jej wcześniej. W końcu się udało, widząc moją przerażoną minę trochę zwolnił. Zaczął głaskać moje ramiona próbując przyzwyczaić mnie do dotyku. Pomasował moje barki i plecy.
- Będziesz krzyczał? – zapytał
- Już mam ochotę
- To może faktycznie cię zaknebluję, sąsiedzi by pomyśleli że cię tu morduję
- Zamorduj mnie – szepnąłem i otworzyłem usta przyjmując chustkę, zawiązał mi ją za głową. Przesunął dłoń po moim obojczyku
- Jesteś taki śliczny – westchnął, wziął mnie pod brodę, odchylił moją głowę w tył i pocałował w szyję. Potem polizał wzdłuż mostka aż do pępka. Zaczął namiętnie całować i lizać moją klatkę piersiową, i brzuch. Popieścił mój sutek językiem a na koniec przygryzł go delikatnie. Położył mnie dalej na łóżku i odsunął moje ręce nad głowę. Zdjął koszulę i zaczął znowu całować moje piersi, potem zszedł niżej
- Jak ja kocham twój brzuszek…Mrr… gdyby tylko nie te wystające żebra. Mógłbyś trochę przytyć
- M-m
- Tak tak – przesunął obie dłonie po moim nagim torsie. W porównaniu do Andrisa wyglądałem jak anorektyk. Nie żeby Andris był gruby ale miał co nieco w zapasie. Jak to mówią kochanego ciała nigdy za wiele. Stanął nade mną okrakiem. Całując mnie i głaszcząc.
- Yhm! – warknąłem na niego żeby kończył już te cholerną grę wstępną i wziął mnie od tyłu
- Co kotku? Tak bardzo mnie chcesz?
- Mhm…
Wstał z łóżka i zdjął spodnie i bokserki obnażając stojącego penisa. Rozłożyłem tylko przed nim nogi. Kiedy się zbliżył uniosłem lekko biodra żeby mógł zdjąć mi gatki. Kiedy to zrobił zbliżył się do mojego tyłka i… zaczął mnie tam lizać, zaskamlałem, było mi po prostu cudownie! Andris jęknął. Przerwał na chwilę i odwrócił mnie na brzuch, Polizał mnie po całej długości i z powrotem, tak kilka razy a ja umierałem z rozkoszy, potem oblizał dokładnie… no… dziurkę, żeby była mokra, położył na mnie swojego penisa, czułem jak pulsował, czułem jego gorące jądra. Popieścił chwilę moje uda i rozchylił je lekko. Nakierował go dłonią i delikatnymi ruchami wszedł we mnie. Poruszył się delikatnie a ja jęknąłem. Zaczął powoli mnie posuwać. Dawno nie było mi tak dobrze, przyspieszył, pojękiwałem co jakiś czas, wszedł głębiej i mimowolnie zawyłem z rozkoszy. Miałem bardzo silny orgazm, gdyby nie knebel pewnie faktycznie zbiegliby się sąsiedzi. Andris odwiązał chustkę i pocałował mnie delikatnie. Zdjął mi kajdanki i zdmuchnął świeczki. Leżeliśmy w milczeniu ale żaden nie mógł zasnąć
- Leo śpisz?
- Nie
- Jakoś tak mi smutno
- Zawsze tak jest jak się człowiek nudzi i jest ciemno. W nocy się śpi a nie myśli o tych którzy mają cię w dupie
- Myślałem o Warlandii
- Oni teraz śpią i mają gdzieś że za nimi tęsknisz więc lepiej też śpij
- Nie zostawię cię
- Andris… ty mi czytasz w myślach?
- Widzę że nie możesz zasnąć, będę przy tobie…
- Kocham cię
- Ja ciebie też. Powiedz mi Kotuniu, co byś chciał jutro robić?
- A mam wybór? Muszę iść do roboty
- A właśnie że nie! Jutro sobota misiaczku
- O faktycznie! Co proponujesz?
- Niestety do restauracji ani do kina cię nie zabiorę… na razie nie mamy kasy… ale może, puki jeszcze jest ciepło, gdzieś nad wodę?
- Pewnie
- Tylko jak tu wyjechać z tego Krakowa?
- Może złapiemy stopa?
- Spróbujemy
Rano obudził mnie telefon. Znowu zerwałem się na hura ale okazało się że jest sobota, dziewiąta rano i dzwonił nieznany
- Wracaj tu! – Andris szarpnął mnie za rękę
- Czekaj… Halo?
- Yyy… Leon tak?
- Tak a kto pyta?
- Awril
- Awril?! – położyłem się obok Andrisa i włączyłem na głośno mówiący – Tęskniliśmy za wami… - powiedziałem dając mu do zrozumienia że jesteśmy razem
- My za wami też. Elfy najbardziej. Pytają kiedy znowu wpadniecie
- Och… nie mamy na razie jak. Musimy dużo pracować, ciężko z pieniędzmi…
- Może wam coś posłać?
- Jesteś kochany ale tu nie wymienię waszych pieniędzy, potrzebuję złotówek. Przydadzą się bardziej jakieś rzeczy
- Bracie człowieku! Jakie twój los ciężki, nie martw się, Warlandia jest z wami sercem. Jucel już chodzi, może do was przyjedzie
- Och… jak to będzie… Gdzie my ją będziemy trzymać?
- Macie chociaż mieszkanie?
- Tak! Ale… małe…
- Więc jak?
- Niech przyjedzie na następny weekend – zaproponował Andris
- Przekaże jej
- Ucałuj ode mnie mojego brata - powiedziałem
- I naszą córeczkę – dodał mój kochany
Wziąłem czarne spodnie, glany i luźną koszulkę bez rękawów, białą z czarnym wizerunkiem wilka. Do tego na prawą rękę pieszczochę żeby odwrócić uwagę od lewej i ciemne okulary. Andris miał jasno niebieską koszulę w kratkę, rozpiętą na piersi, cudnie podkreślała błękit jego oczu, spodnie miał do kolan, w kolorze khaki przechodzącym na brąz… nie wróć jestem facetem! Miał spodnie sraczkowate. I trampki, i plecak a na dłoni elficką bransoletkę z wiązanych co kawałek rzemyczków. Długo staliśmy na wylotówce aż w końcu zielony jak żabka wielki tir.
- Gdzie was podrzucić? – zapytał kierowca o ciemnych włosach i brodzie, w kolorowej czapce tył na przód gdy wskoczyłem na podest przy drzwiach.
- A gdzie pan jedzie?
- Aż do Gdyni
- To gdzieś po drodze gdzie będzie ładnie – powiedziałem wspinając się na siedzenie. Andris usiadł obok mnie
- Uciekacie z miasta?
- No ciągnie gdzieś w plener – powiedział Andris przekrzykując odgłosy odpalania tira. Wyruszyliśmy powoli na trasę. Kierowca obrzucił nas wzrokiem – Ty to wiem jesteś ten… stal… metal nie?
- No… troszkę
- A ten drugi – przyjrzał się Andrisowi a zwłaszcza jego turkawce na szyi, kolczykowi i bransoletce – ten mi wygląda na pedała
Zaśmiałem się – A przeszkadza to panu?
Kierowca też się zaśmiał – O ile mnie nie będzie podrywał to absolutnie nie
- Jest już zajęty – położyłem dłoń na kolanie ukochanego
- Hahaha! Tylko mi się tu nie mizdrzyć!
Zbliżaliśmy się do bramek na A4
- To co chłopcy? Zrzucicie się na wjazd?
- Oczywiście – Andris wyjął z plecaka portfel – ile?
- Nu… za tira jest 26 zł. Na trzy to osiem z ułamkiem… dawajcie po te osiem ja dorzucę dychę i jedziemy
- Proszę – Andris wręczył mu dychę, piątkę i złotówkę
- O super. Ile macie czasu?
- Raczej jeden dzień. Jutro idziemy do znajomych… - mruknął Andris
- Szkoda… zabrałbym was nad morze
- Jeszcze nie byłem nad Bałtykiem – westchnąłem. Andris pokręcił z politowaniem głową a kierowca się zaśmiał. Przejechaliśmy bramkę i przyspieszyliśmy do stu dwudziestu na godzinę
- Można wiedzieć co pan wiezie? Czy tajemnica zawodowa? – zapytałem
- Narkotyki – spojrzał na mnie poważnie – za dużo wiecie teraz będę musiał was zabić – mrugnął okiem. Wtem zaszumiało CB radio – Jak wjazd na A czwórkę mobilki?
- No kolego – odezwał się nasz – troszku jest kolejka ale idzie szybko
- Dzięki wielkie! Szerokości!
- No nie ma za co. A przy Krakowie uważajcie na miśki i autostopowiczów pederastów - spojrzał na nas porozumiewawczo
Jechaliśmy już z pół godziny, Andris próbował się położyć ale nie mógł sobie znaleźć pozycji w końcu oparł głowę na moim ramieniu
- He he… muszę ci powiedzieć, wielbicielu metali ciężkich że czasem jesteście słodcy…
- Taa… byłoby fajnie gdyby mi nie leżał na pęcherzu…
- A co? Zatrzymać się gdzieś? Ja też bym się w sumie odlał…
- No…
Wysiedliśmy i stanęliśmy na poboczu
- Och… od razu lepiej – westchnąłem
- Ty! Jak to jest z facetem?
- Em… byłem z dziewczynami, a teraz z nim, to w sumie facet lepiej rozumie drugiego, jego potrzeby… jest czuły, delikatny… nie strzela fochów, nie czepia się wszystkiego, można z nim pić, zachowywać się swobodnie, mam na myśli… bekanie i tym podobne
- I tak wolę laski
- Tego się nie wybiera. Jedziemy?
- Tak – zapiął spodnie i obszedł samochód z przodu. Kiedy zatrzasnął za sobą drzwi od razu ruszył – Jedźcie ze mną do Gdyni, nie chcę mi się samemu
- Ja bym rzucił wszystko i jechał na koniec świata bracie ale mój… mój Andris to nie wiem…
- Przekonaj go
- Poza tym tu mamy mieszkanie, pracę
- Ja ci załatwię pracę. Potrzebuję takiego liska jak ty
- Instynkt mówi mi że to coś nielegalnego
- A jeśli tak to co?
- To bardzo chętnie
- No i to mi się podoba. Masz chorobę morską?
- Chyba nie…
- Śpi? – zapytał niemal bezgłośnie
- Co ty na to Andris? Jedziemy do Gdyni? – zapytałem go ale spał, pocałowałem go w policzek, nie zareagował – Jak nie żywy
- Wiozę heroinę z Włoch, część tego ma dotrzeć aż do Skandynawii
- No…
I wtedy usłyszałem pisk opon. Z naprzeciwka jechał na nas rozpędzony autokar w poślizgu. Kierowca klął ale dźwięk miażdżonej stali go zagłuszył....
Otworzyłem oczy, miałem przez chwilę nadzieję że to sen ale tak nie było, zerwałem się z łóżka, byłem w szpitalu
- Proszę nie wstawać! – upomniała mnie pielęgniarka
- Gdzie jestem?!
- W szpitalu w Katowicach. Miał pan wypadek
- Wiem! Gdzie jest Andris?!
- Kto?
- Ten co ze mną jechał!
-Proszę się uspokoić. I usiąść! Nie żyje.
- Co?! Co kurwa?! Powtórz to!!! Kto nie żyje?! Andris?
- Kierowca…
- Och… chcesz żebym dostał zawału? Co z tym blondynem?
- Tym z tira?
- Tak!!! Blondyn z tira! Co z nim?! Muszę wiedzieć!
- Chce pan do niego iść?
- Tak!!! Natychmiast!
- Proszę tak nie krzyczeć. Proszę za mną
- Dobrze
Andris leżał, obok niego siedział lekarz i pokazywał mu jakieś dokumenty. Kiedy wszedłem spojrzał na mnie i długo patrzył mi w oczy
- Kto to jest? – zapytał doktora
- Zostawię was – odparł lekarz, a przechodząc obok mnie szepnął – stracił pamięć, proszę mu opowiedzieć co się stało ale nie wszystko na raz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz