Wróciłem do celi rycząc jak małe dziecko, wiedziałem że to nie ma sensu że nam się nie uda… straciłem nadzieję zupełnie… A potem było jeszcze gorzej...
Jeszcze tego samego dnia wieczorem przyszli Rawscy żołnierze. Wywołali wszystkich na apel i ustawili w równych rzędach. Na afisze wyszła Imperator. Była w czarnej sukni, jej twarz jak zwykle piękna i niewzruszona zasłonięta była czarną koronką zwisającą z modnego ostatnio wśród rawianek kapelusza. Jej dłonie okryte rękawiczkami były złożone na brzuchu, wzrok spuszczony. Ustawiła się na boku a na podest doszedł jej mąż w czarnym mundurze. Opisać go można jednym słowem: furiat. Był nienormalny. I miał władzę nad Imperium.
- Z rozporządzenia waszej miłościwej pani, Krisz, zostajecie przeniesieni na nowe miejsce zamieszkania. Na dziewicze wyspy Aszhol w NWG. Wy ewenementy społeczne, wyrzutki narodu, i wy Warlandczycy, wrzodzie czystej rasy swojej. Dostaniecie drugą szansę w obozach pracy w Aszhol
Słuchałem z otwartymi ustami. Krisz podniosła szczupły paluszek. Rod bo tak go zwano pochylił się do niej
- Jak?!... Le… Leon???... Salvo, tak? Oczywiście kochanie… Leon Sławo… Salvo!
Leo wystąpił przed szereg, rozglądając się bezradnie, nie mogąc wyrwać się z uścisku żołnierza
- Chcesz pracować u jej wysokości Krisz? – zapytał twardo Rod
- Nie, chcę być potraktowany na równi z współwięźniami - odpowiedział jeszcze zimniejszym tonem patrząc na niego
Moje serce drgnęło w niemej nadziei. Życie nasze było rozdarte, pomiędzy walkę o Warlandię a własne dobro, pomiędzy wojnę i rodziny, pomiędzy życie i śmierć. Wciąż trzeba było wybierać, jedno słowo może zabić a żeby się uratować potrzeba pracy wielu rąk i wysiłku wielu serc. By zabić starczy wcisnąć spust, by przeżyć trzeba uciekać, walczyć, kombinować… A on… Leoś… był naszą iskierką, naszym pocieszeniem, wybrańcem który miał zostać bohaterem lecz wolał zostać z nami w tym bagnie niż skrzywdzić kogokolwiek.
- Mówisz masz… - rzekł Rod dając znak podwładnemu. Ten rzucił Leo na kolana i uderzył w tył głowy. Księżniczka nie bacząc na reputację przepchnęła się rzez Rawian i wzięła twarz Leosia w dłonie, skrzywiłem się – Nie??? Dlaczego najdroższy? – stałem blisko i musiałem tego słuchać
- Kocham kogoś innego – powiedział Leo, a ja spojrzałem na nich. Patrzył w moją stronę, uśmiechnął się lekko
- Mogę chociaż wiedzieć kogo?
- Chłopca – prawie szepnął – taki przeciętny ideał, wiesz, dobrze zbudowany, wysoki, niebieskooki blondyn…
- C-co? Chłopaka?!
- Chłopaka, jestem gejem
- Eee… ale przecież – zapłakała
- Jeśli mnie kochasz, pozwól mi z nim być…
- Nienawidzę cię…
- Więc mnie zabij
- Zabierzcie ich stąd! Jazda! Obu wyrzucić przed pałac! Już!!!
- Krisz! Dziękuję!
- Nie chcę cię znać Leon!
- Żałuję że cię skrzywdziłem ale to nie tak jak myślisz, dzięki tobie się zmieniłem...
- Ja też się zmieniłam, powinnam cię zabić
- Wiem... dziękuję
Kamień spadł mi z serca. Tak skończyła się nasza historia z armią pięcioświata. Chociaż nie do końca. Nadal byliśmy wszyscy razem ale armią bym tego nie nazwał. Wpakowano nas na statek z obstawą Rawian. Staliśmy wszyscy w jednym pomieszczeniu, ludzie zbierali się wokół mnie, pytali co będzie, pytali gdzie Leon... A ja zastanawiałem się kiedy on kłamał... Po jakimś czasie siedziałem pod ścianą obok obcych mi ludzi w milczeniu, nagle ktoś przepchnął się między rebeliantami i padł tuż przede mną na ziemię. Leoś! Na jego policzkach widniały ślady po łzach a pod okiem miał siniaka - Andris! - załkał. Dotknął mojego policzka, znów miał obrączkę na palcu. Podniosłem się spod ściany, teraz obaj klęczeliśmy naprzeciw siebie.
- Leo... kochasz mnie?
Nie odpowiedział, zaczął tylko mnie całować, namiętnie jak nigdy dotąd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz