- Błagam… odejdź stąd… nie bądź jak oni - usłyszałem go
Stał za mną w innej postaci niż zazwyczaj, był czymś w rodzaju fauna, ale jego futro było zielono-niebieskie a skóra szara jak moja
- Zrobią z tobą to samo co ze mną, jesteś zbyt silny
- Nie mogę tak po prostu…!
- Jesteś wolnym człowiekiem… - podszedł do mnie i wziął mnie za rękę
- Tutaj… tylko tutaj mamy schronienie. Wszyscy którzy popełniliśmy błędy, wszyscy inni… ci którzy ukochali bardziej mrok niż jaskrawe światło słońca które spala na popiół co mu stanie na drodze, wielbicieli ciężkiej muzyki odzwierciedlającej ich życie… oto to co zwiecie piekłem…
- Tu jest pięknie… ale…
- Proszę… obiecaj… obiecaj że nas nie skrzywdzisz…
Był zdecydowanie za blisko, ale nie wahałem się patrzeć mu w oczy, zielone… mówił prawdę, tym razem na pewno. Po zastanowieniu skinąłem lekko głową. Zbliżył się jeszcze bardziej i kładąc dłoń na moim karku złączył nasze wargi. Pocałował mnie po czym pozwolił się odepchnąć.
- Co ty sobie myślisz?!
- To było potwierdzenie naszej umowy – wrócił i objął mnie ramieniem – Nie ma tu władzy, panuje Anarchia czyli wolność, przyjmiemy cię jak naszego gościa, a jeśli zechcesz możesz tu zostać. Do puki nie urodzi się drugi taki jak ty nic nam nie grozi. A jeśli się urodzi to go pokonasz…
- Ej…
- Nie bój się… nic nam nie grozi
- A… On?
- Co ci zrobi? Jesteś w piekle
- Racja… ale ja… jednak wolę wrócić
- Chodzi o rodzinę?
- Tak…
- Jeśli tam wrócisz to nie wiem czy… On…
- Dlaczego ze sobą walczycie?
- Bo… mnie nie rozumie
- Może gdybyś nie krzywdził innych…?
- Nikogo nie krzywdzę! To nie tak… jak myślisz… och… musiałem, się bronić inaczej zginęlibyśmy wszyscy i to nie tak jak umierają ludzie, przepadlibyśmy… stracili ten świat i zostali pod niewolą… no ich!
- Dlaczego mam ci ufać?
- Bo ja pozwalam ci zrobić co chcesz. Jesteś wolny, proponuję byś był dobrym człowiekiem to inni będą ci wdzięczni, ale zrobisz jak uważasz, możesz tu zostać, możesz sprowadzić chłopców… no i Jucel…
- Tak po prostu? A co będziesz z tego miał?
- Nic! Nie jestem taki jak Oni! Nie musisz przede mną klękać po kawałek chleba. Możesz zapytać a może powiem ci gdzie znajdziesz posiłek, sam zapracujesz a zdobędziesz czego ci trzeba, jeśli wolisz skonać z głodu nikt cię za to nie potępi. Jedna zasada: żadnych zasad
- I naprawdę nie ma żadnych konsekwencji?
- Lepiej zapytaj jego!
- A żebyś wiedział że zapytam!
Skupiłem myśli i zacząłem teleportować
- Hej Leo… - położył mi dłoń na ramieniu – Wrócisz?
- Wrócę
- To fajnie
W czyśćcu wciąż siedział ksiądz
- Witaj! Jak idzie?
- Eh… Chyba przechodzę na ciemną stronę mocy
- Co?
- To wolny wybór
- Tak?
- Nie zrozumiesz tego…
/tymczasem u Andrisa/
Powoli udało mi się pozbierać. Ruszyłem chwiejnym krokiem do domu. Może i miałem przyćmiony alkoholem umysł ale dotarło do mnie co zrobił Leoś i co mu grozi. Po drodze szybko wytrzeźwiałem, zimne powietrze i przyspieszone tętno. Już słyszałem Sparta – Jak mogłeś mu pozwolić! To twoja wina! – Serce wyrywało mi się z piersi. Byłem w szoku, z jednej strony wiedziałem że muszę coś zrobić z drugiej zaś jeszcze nie dowierzałem że tak po prostu poszedł. Wspomnienia z wczorajszej nocy sprawiały że miękły mi nogi a coś innego wręcz przeciwnie – twardniało. Na wspomnienie jego delikatnej skóry, jego ust… czułych słów, najdrobniejszych gestów, niezliczonych pocałunków, jego bioder… kiedy wchodziłem w jego… Andris! Do cholery! Ogarnij się… dobra, jeszcze kilka minut. Co ja powiem jego bratu…?
...
- Dlaczego wciąż walczycie?
- Leon… on jest zły, Lucjan…
- On mówi że ty jesteś! Nie ma o co walczyć. To jak noc i dzień jak ciemność i światło. Boimy się czegoś czego nie znamy a moje serce jest bliskie ciemności, nie lękam się jej, chcę się błąkać w jego cudnych lasach tam wszyscy są wolni a zwykli ludzie boją się tam wejść
- A co powiesz o zabitych przez niego?
- A co powiesz o zabitych przez ciebie i ojczyznę?
- Em…
- On się bronił i innych sobie podobnym
- Odejdź
- Obiecałem mu… nie czynić im krzywdy
- Wiem Leo. Odejdź, teraz będziesz moim wrogiem
- Ale…
- Walcz po stronie nocy
- Nie czekaj… Nie chcę być niczyim wrogiem! Obaj jesteście tacy sami! Ja to pierdolę zostaję ateistą!
- Wybierz swą drogę. Ja czy on?
- A więc żaden z was!!! Będę po prostu dobrym człowiekiem
- Leo? Może masz rację… idź sam przez życie, nie przejmuj się…
- Czemu się z nim nie pogodzisz?
- Po prostu nie
- Więc żegnaj
To ostatni rozdział tej części, kolejna będzie z perspektywy Andrisa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz