niedziela, 20 marca 2016

Rozdział 5

Gówno prawda nie czekał wcale, nie było go jeszcze. Dopiero rano, kiedy obudził mnie śpiew żołnierzy, wyjrzałem z namiotu i ujrzałem obu braci znowu razem. Spart miał na kolanach gitarę a grupka siedząca wokół nich śpiewała jedną z starszych Warlandzkich pieśni, o tym jak ptaki w czasach wojny nosiły wiadomości od żołnierzy do ich rodzin. Leoś siedział przy nim, oparty na jego ramieniu z miną tak zadowoloną jaką ma kot po najedzeniu się i wygrzaniu przy piecu. Mimowolnie parsknąłem śmiechem na ich widok. Przepychając się między ludźmi dotarłem do niego i udało mi się zwrócić jego uwagę. Nie przerywając gry wychylił się do mnie i pocałował w policzek. Usiadłem między innymi słuchaczami i pozwoliłem sobie na chwilę zapomnieć o pierdolonej wojnie i Rawianach a zamiast strzałów i krzyków posłuchać o pierwszej wojnie o której tak cudnie pisano, że aż chciało się tam być. Nie był to opis realistyczny ale na pewno zachęcający do walki o kraj. Słońce wschodziło powoli, czerwony piach otaczał nas ze wszystkich stron, nasz mały obóz nic nie znaczył wobec tego wszystkiego a jednak ten najmniejszy z nas, za chudy i za kruchy jak na faceta wierzył że zmienimy świat.
Mieliśmy wyruszyć nocą, bo było wtedy chłodniej. Nie było koni dla wszystkich, dlatego zdecydowano że poniosą bagaże i rannych. Leo nie był zadowolony ze swoich własnych pomysłów, wierzył  w Warlandię ale brak mu było pewności siebie, w końcu to on miał nas poprowadzić. Może teraz Spart nas wesprze, może coś się zmieni…
Klęczałem w pieprzonym czerwonym piachu, licząc naboje. Widziałem kątem oka jak zbliża się do mnie dezerter. Może i miał jakieś imię ale wszyscy tak się do niego zwracali. Nieśmiało podchodził aż w końcu usiadł kilka metrów ode mnie
- Ja nie gryzę, wiesz?
- Em… wiem, ja tylko… nie o to chodzi…
- Ani nie gwałcę… - uśmiechnąłem się
- Uh… no nie… nie chciałem
- Nudzisz się?
- No trochę…
- Ja też
- Yhm…
- Nie krępuj się, nie jestem taki jak oni. Możesz się czuć swobodnie
- y… Co robisz?
- W sumie to nic, udaję że coś robię żeby nie mówili że nic nie robię
- Hah… Jest właściwie coś…?
- Nie. Mamy siedzieć na dupie i czekać na wieczór
- No na dupie to ja raczej nie usiądę
- He he... A wiesz…. Nie przejmuj się, nic nie zmienisz, ci ludzie z tobą będą czy tego chcesz czy nie
- Wiem… nie mam im tego za złe… zasłużyłem na wszystko – zapatrzył się w ziemię. Spojrzałem na jego twarz, był jeszcze dzieckiem a został ukarany jak dorosły ale Leo musiał rządzić twardą ręką. Skoro zdecydował się iść z nami musiał teraz być jak my.
- Jak masz na imię?
- Co?
- Twoje imię… ja jestem Andris, a ty?
- S-Sławek…
- Aha. Jesteś z osady?
- Nie… z doliny słoni…
- Nigdy tam nie byłem, ale Leo mówił że tam jest pięknie… dziki krajobraz, kresy Warlandii
- Raczej… Styk lodowca i Rawskiej cywilizacji, Rawianie którzy przeżyli utworzyli tam fabryki i osiedla, zatrudnili wilkołaki żeby mordowali tych co chcą im zabronić tam mieszkać… Władza o niczym nie wiedziała a teraz już za późno
- Cholera…
- No dokładnie. Leo nas puści na święta?
- Święta?
- No… na Silaji zawsze obchodzono ziemską gwiazdkę… to wypada za tydzień…
- O Bogowie, jak mogłem zapomnieć o świętach?
- Ha ha, zdarza się…
- Pytasz czy Leo…? Wiesz… zależy jaka będzie sytuacja… jak tylko będzie możliwość to puści
Kiedy w końcu nadeszła noc ruszyliśmy w stronę stolicy. Leo wciąż miał pełne ręce roboty, miałem wrażenie że nasz związek się sypie. Około trzeciej nad ranem postanowiliśmy zrobić dłuższy postój, żeby nie wchodzić o tej porze do miasta. Tu w końcu go dorwałem, bawił się ze Spartem i kilkoma dziewczynami w najlepsze, był oczywiście alkohol a w zębach Leo trzymał skręta i zamieniał się nim z bratem. Podszedłem bliżej, oczywiście nikt nie zareagował, dym był ciężki i słodki. W końcu po namyśle usiadłem koło męża i szturchnąłem go w ramię – Co ty robisz?!
- Oh… kotku… - wybełkotał ewidentnie naćpany -  a ten… ruchałeś dezertera czy tylko gadaliście?
Nie wytrzymałem, dałem mu w twarz. Skończyło się to gorzej dla mnie niż dla niego, bo skoczył na mnie Spart i pobił mnie do nieprzytomności. Przepraszał później i mówił że to przez wódkę ale co mi to dało? Leo się obraził i to poważnie. A rano było tylko gorzej. Wkroczyliśmy do miasta gdzie zostaliśmy aresztowani. Nie potrzebnie zdradzaliśmy ministrowi tyle szczegółów. Więc… rzucili granaty dymne wzdłuż ulicy na której byliśmy. Otoczyli nas i uzbrojeni w gaz i paralizatory zgarnęli do więzienia. Po drodze zawiązali nam oczy żebyśmy nie wiedzieli gdzie jesteśmy. Po kilku godzinach jazdy, prowadzili nas gdzieś poganiając pałami aż w końcu zostawili w celach i rozkuli ręce. Odsłoniłem oczy. Byłem naprawdę zmęczony całym tym rozruchem, po chuja mu te ziemię? Zamknęli mnie w celi z dezerterem, jak na złość.
- Nie wyglądasz najlepiej… - mruknął po dłużącym się w nieskończoność milczeniu, ja nie mogłem mówić, gardło miałem zaciśnięte a gdybym chciał to zmienić rozpłakałbym się a wolałem grać twardziela.
- O co wam właściwie poszło z Leośkiem…?
Poczułem jak łzy napływają mi do oczu – Zamknij się - zawyłem, chowając twarz w poduszkę. Poczułem jego dłoń na plecach ale odwinąłem się i ją zrzuciłem. Nazajutrz po drodze dowiedziałem się od kogoś… nie wiem bo miałem zawiązane oczy… że niektórzy byli przesłuchani i staniemy przed sądem. W kajdanach i pod strażą posadzono mnie na ławie oskarżonych. Leo stanął jako poszkodowany. Po wstępnym pierdoleniu sędziego adwokat Leosia rzekł – mój klient pragnie zaznaczyć że nie brał czynnego udziału w buncie. Został do tego zmuszony przez oskarżonego. Oskarżony…
- Proszę poszkodowanego o wypowiedź – warknął sędzia. Leo wstał
- Czy potwierdza pan swoje wcześniejsze zeznania, jako że był pan do tego zmuszony a także bity i molestowany?
Leo skinął głową, nie patrzył na mnie
- Potwierdza pan zatem że był przez oskarżonego zmuszany siłą bądź groźbą do współżycia seksualnego co w naszym kraju, pomiędzy dwoma mężczyznami jest zabronione i przypominam karane śmiercią?
- Śmiercią…
- Oczywiście pana by to nie dotyczyło gdyż był pan zmuszany bądź wręcz gwałcony
Kiwnął głową
- Czy jest pan bądź był związany emocjonalnie z oskarżonym?
Zaprzeczył
- Będzie to brane pod uwagę przy ustalaniu wyroku… Czy w jakikolwiek sposób może pan stwierdzić że prowokował oskarżonego? Zachowaniem, ubiorem bądź słownie?
Zaprzeczył
- Sąd udaje się na naradę. Proszę odprowadzić więźniów – powiedział sędzia
Spojrzałem na Leo, patrzył w ziemię błyszczącymi od łez oczyma. I dobrze! Rycz sobie teraz, zobacz co narobiłeś… Zapomniałem że mógł mi czytać w myślach. Podniósł na mnie wzrok, kąciki jego ust drgnęły ale nie dał rady się uśmiechnąć. Strażnik wykręcił mu ręce za plecami, jęknął ale po chwili spojrzał na mnie jeszcze raz, mrugnął do mnie… Uniosłem pytająco brwi ale wówczas i mnie skuli i zaczęli prowadzić do celi. Spart był wśród świadków, uznany za niewinnego. Zagadał strażnika i objął Leośka, pogłaskał go po policzku i  szepnął coś na ucho. Potem spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Mój strażnik obejrzał się na nich tak że po chwili szliśmy obok siebie Leo spojrzał na mnie – zaufaj mi -  wyszeptał prawie bezgłośnie, teraz zauważyłem że miał coś w ustach. Spojrzał niepozornie w ziemię po czym wyszarpnął się i rzucił na mnie. Zaczął mnie całować, próbował wepchnąć mi do ust coś jakby nabój, strażnik pociągnął go w tył odrywając ode mnie ale w ostatniej chwili zdążyłem go przyjąć. Na naboju była zawinięta karteczka. Dopiero w celi wyplułem to coś, rzeczywiście był to nabój, na nim był kawałek papieru przez który przebijał nieco rozmazany tusz. Zacząłem na nią dmuchać a gdy trochę przeschła delikatnie ją zdjąłem „Jutro spacerniak 10:12”
Potem stało się coś strasznego. Przyszedł strażnik i wygonił nas pod prysznic… I Leoś też był. Udawał że mnie nie widzi, kilku gości zaczęło go zaczepiać ale machnął ręką, w jego oczach coś błysnęło i odeszli, używał mocy kiedy mu się zachciało a powinien uważać i trzymać to w tajemnicy. A chciałem go uratować… W końcu przemogłem się i podszedłem do niego. Wzdrygnąłem się, przestałem na niego patrzeć, nie chciałem się tu przy wszystkich podniecać a Leo był taki mokry i pociągający, że zaraz byłbym twardy… On zdawał się być obojętny – Schowałeś ją?
Skinąłem głową
- Będziesz?
- Tak. Leo…to… co z nami?
- Z nami? – prychnął – Z nami koniec!
- Co?!
- To nie ma sensu… ciągle się kłócimy, nic nam nie wychodzi, nic z tego nie będzie, jak już będziemy na wolności pojedziemy na starą ziemię wziąć rozwód może być z mojej winy, obojętne mi
- Jak to…? – spojrzałem w ziemię i przypadkiem zauważyłem jego dłoń – Gdzie masz obrączkę?
- Sprzedałem, ale jak chcesz oddam ci kasę
- Nie chodzi o kasę… O Bogowie! Leon jak ty… jak możesz tak po prostu…
- Nie rób scen… - powiedział chłodno
- Och… - coś zakuło mnie w piersi – Ale ja cię kocham…
- Wydaje ci się, znajdziesz kogoś innego, jest pełno facetów, dużo lepszych ode mnie
- Nie! Chcę tylko ciebie! Rozumiesz?! Przecież… przysięgałeś mi…
- Gdyby te przysięgi miały jakąś wartość nie byłoby tylu rozwodów
- Błagam nie rób mi tego, zostań ze mną… potrzebuję cię…
- Spierdalaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz