– Stracił pamięć, proszę mu opowiedzieć co się stało ale nie wszystko na raz
- Możesz podejść bliżej? – zaproponował Andris kiedy lekarz wyszedł i wskazał mi krzesło
- Jasne. Więc… nie wiem czy pamiętasz jestem Leo
- Tak? Dobrze się znaliśmy?
- Raczej tak… jak się czujesz?
- Lepiej. Jesteś taki… dobrze się przy tobie czuję.. nie wiem jak to powiedzieć…
Łzy napłynęły mi do oczu, on nic nie pamiętał
- Och! Hej… Leo… Nie płacz proszę
- Andris… Och Andris! – rzuciłem się mu na szyję
- J-już dobrze…? – zaczął głaskać mnie po plecach
- Całe szczęście że jesteś cały!
- Hem, też się cieszę, że ty… że nic ci nie jest
- Tak?
- Tak, szkoda by było takiego, przystojnego, młodego chłopaka…
- Miło to słyszeć
- Ile masz lat?
- dwadzieścia siedem, tyle co ty, ale w praktyce jesteś starszy… to długa historia
- Mhm… opowiesz mi coś o sobie?
- Jestem Leo jak już mówiłem… mam starszego brata Sparta, którego bardzo kocham, jesteśmy sierotami. Moje hobby to polowania. Mówią że dobrze gotuję i strzelam. Mówią też że nie jestem do końca normalny… Jestem Warlandczykiem
- Brzmi ciekawie… ale kim jesteś dla mnie?
- Zgadnij
- Nie mam pojęcia… ale pieprzyć to! Chciałbym żebyś był moim kochankiem!
- Powiedzmy że trafiłeś
- Poważnie? Jesteśmy parą? Łał… Wiesz co teraz czuję? Budzę się i wiedzę najpiękniejszego chłopca na świecie i okazuję się że jesteśmy już razem… Długo jesteśmy ze sobą?
- Znamy się od pięciu lat, aczkolwiek dwa lata się nie widzieliśmy w ogóle, a jesteśmy razem tak od niecałego roku – odparłem – a tak właściwie to… Jesteśmy małżeństwem – pokazałem mu pierścionek. Spojrzał na swoją dłoń i zobaczył podobny pierścionek – Naprawdę nic sobie nie kojarzysz…? – zapytałem smutny
- O… nie martw się…
- Boję się…
- Czego…?
- Że zostanę sam, teraz wszystko muszę utrzymać na moich barkach, losy świata… nie wiesz kim jestem, nie wiesz jaki nade mną ciąży obowiązek, ani jakie jest moje przeznaczenie
- Czyli nie jesteś zwykłym Warlandczykiem?
- No raczej nie
- Jak do ciebie mówiłem najczęściej?
- W sensie… gdy byliśmy sami?
- Mhm
- Leoś, kociak albo twój skarb… i często powtarzałeś też jak to lubisz mnie całować po brzuchu i jak ci się podoba mój tyłek…
- Uch… miałem całkowitą rację co to tyłka, a brzuch to jeszcze sobie zobaczę, mam nadzieję?
- Jasne. A nie pamiętasz swojego pierwszego razu?
- Pamiętam. To była ładna dziewczyna – zupełnie zbił mnie z tropu – ruda… poznałem ją w noc świętojańską… ale…
- Mówiłeś… Kłamałeś?
- A co?
- Ty świnio! Jak mogłeś?! Mówiłeś że nigdy tego nie robiłeś
- Że…
- Że jesteś prawiczkiem, mówiłeś że jestem twoim pierwszym partnerem, że nawet się nie całowałeś z kimś innym
- Nie czekaj… robiliśmy to w namiocie?
- W namiocie?!
- Było zimno i…
- Nie… czyli miałeś jeszcze facetów?!
- Pamiętam! To było w schronisku. Wszyscy uciekliśmy tam bo była burza….
- Ilu ich było?
- A wiem! Jeszcze wcześniej nad rzeką… albo nie…?
- Czekaj, czekaj… ty mi przypadkiem nie opowiadasz filmów?
- Czego? Aha! No może…
- Och Andris… Spróbowałbym ci pomóc ale… dawno tego nie robiłem…
Utworzyłem nieduży ładunek piątego
- Co to jest?
- Takie… światełko, nie ma się czego bać
Przyłożyłem dłoń do jego potylicy, on jęknął – Ej to boli… przestań – byłem zmuszony wepchnąć mu kawałek prześcieradła do gardła. Trzymałem go żeby się nie rzucał. Zajęło mi dłuższą chwilę zanim ustawiłem wszystko na miejscu. Naprawiłem wszystkie przerwane połączenia, zniszczone tkanki w jego mózgu. Po wszystkim zasnął. Dałem mu kilka minut po czym pocałowałem go delikatnie w usta. Jego powieki drgnęły, powoli otworzył oczy, zamrugał i spojrzał na mnie. Na jego twarzy zagościł strach – Mój Leoś! Nic ci nie jest? – podniósł się i objął mnie – Skarbie? Wszystko dobrze…? Cholera… mogłem cię stracić! To był mój pomysł… ja…
- Andris… to nie twoja wina! Nawet nie wiesz jak się cieszę że jesteś tutaj ze mną…
- To już drugi wypadek…
- Rzeczywiście, ciekawe… myślisz że to – nagle zadzwonił mój telefon
- Tak?
- Cześć Leo! – usłyszałem Arniego
- No… cześć, o co chodzi?
- Co jutro robisz?
- A co?
- No bo robimy z chłopakami takie… ja wiem…
- Daj mi go! – usłyszałem Luksusa – Będziemy oglądać mecz u Arniego, STG Rawill, będziemy my i Marian, emerytowany kolega co z nami kiedyś robił. Przyjdziesz? Ten twój kumpel oczywiście też jest zaproszony
- To miło z waszej strony… ale jeszcze nie wiem… widzisz mieliśmy wypadek…
- Znowu?! Ale… jesteście cali???
- Tak, wszystko w porządku… Jesteśmy w szpitalu w Katowicach
- Macie jak wrócić?
- Nie wiem… może będziemy mieli jakiś autobus albo złapiemy stopa
- Mogę po was przyjechać
- Nie! No wiesz co?
- Czemu? Kiedy was wypiszą?
- Nie wiem…
- Arni!!! Zbieraj się jedziemy do Katowic…
- Luksus! No weź…
- Nie ma problemu. Hej! W końcu pracujemy razem, może ty tego jeszcze nie czujesz, ale jak pójdziemy kiedyś razem na misję to zrozumiesz że tu jest czasem jak w wojsku, będziesz naszym bratem
- No dobra… niech ci będzie…
- Ty to masz pecha stary
- A żebyś wiedział. To do zobaczenia
- No trzymaj się Leo… - rozłączył się
Wtuliłem się w ramiona Andrisa.
- No i co kochanie?
- Jadą po nas
- Kto?
- Luksus i Arni
- Tacy z nich dobrzy koledzy?
- Och! Zapomniałem! Idziemy jutro na obiad do Sławka?
- Tak…
- A chłopcy chcą oglądać mecz!
- Hmm… A ja?
- Powiedzieli żebyś czuł się zaproszony
- Szczerze to chętniej bym poszedł do nich. Wyglądają na równych gości… z drugiej strony, Sławek był pierwszy i w sumie też mogłoby być ciekawie…
- Wiesz zastanawiam się czy te wypadki to nie demony? Jeśli tak to w ogóle powinniśmy stąd uciekać
- Masz rację…
- Nie!!! Nigdzie nie pójdziecie! – zawyła pielęgniarka, jej oczy żarzyły się na czerwono. Rzuciła się w moją stronę a ja z trudem odepchnąłem ją w bok, rzucając ją o ścianę. Wstała sycząc przeraźliwie
- Odejdź! Dobrze wiesz że jest za słaba i z jej pomocą mnie nie pokonasz
- Ale będzie ci jej żal… Litość cię osłabia… jesteś dobry, pomylili się…
- Nie jestem dobry! – złapałem ją za gardło – Jeśli się naraża moich bliskich! Zapłacicie za wszystkie ofiary!!! Nigdy mnie nie zniszczycie
- Ty zabijesz siebie sam! Ty! Ty! Sam się zabijesz! Kiedy odbiorę ci wszystko! Odebrałem ci rodziców! Odebrałem ci niebo! Prawie odebrałem ci brata, jeszcze kiedyś go zabiję! Odbiorę ci miłość
- Wtedy nie będzie we mnie litości, wiesz?
- Zabij ją!
- Jeszcze pożałujesz!
- No zabij ją! Ja i tak przeżyję! Kiedyś opętam i ciebie!
- Oj uważaj we mnie siedzi taki skurwiel że jak mnie opętasz to będę aniołem
- No nie wiem… nie zabiłeś tylu ile ja
- Ale zabijałem własnymi rękoma, a nie zmuszałem innych do zabijania w obronie własnej. Jeśli chcesz wiedzieć co kiedyś robiłem to wpadnij na kawę a teraz bez odbioru – ująłem jej szczękę drugą ręką i skręciłem kark
- I co? Zadowolony? Zabiłem ją!
- Brawo… zabiłeś słabszą od siebie kobietę
- Pokaż się!
- Nie…
- Dlaczego? Pewnie masz ryj jak czarnobylska świnia i się go wstydzisz! Boisz się mnie? Ja chętnie bym cię zobaczył
- Nie…
- Ale z ciebie ciota…
- Sam jesteś ciota. Haha! Niby taki bohater ale w domu szara myszka i lubi jak się go porządnie wyrucha…
- Co ci do tego?
- Obserwuję cię…
- Zakochałeś się czy co?
- Nie idioto!
- Ale cię teraz zagiąłem!
- Chyba ty!
- No ja. Ja cię zagiąłem! A teraz wracaj do swojego chlewu! Do Perstiantii!
- Nie obrażaj mojej ojczyzny
- Co to za ojczyzna? Gówno tam jest, nawet we flaka nie gracie!
- Sraka flaka! Jeszcze zagramy!
- Zagrajmy o świat
- Hahaha! Chyba jesteś głupi!
- Mówię poważnie. Wystawicie reprezentację do Września. Zagramy trzy mecze, kto wygra dwa razy wygrywa pięcio-świat
- Musisz to przypieczętować krwią!
- Okej!
- I proponuję najpierw zagrać o Silaję
- Tutaj na Ziemi
Demon się ujawnił. Był normalnym człowiekiem ubranym w czarny garnitur, łysy, z rudą bródką, około trzydziestki
- No tego się nie spodziewałem… Andris daj kartkę…
Andris bez słowa podał mi papier. Napisałem na szybko umowę, ze zobowiązujemy się nie ingerować w działania na terenie Silaji wygranych i w razie takiego żądania opuścić jej granice.
Demon podał mi sztylet i gęsie pióro
- Ty pierwszy – nie przyjąłem rzeczy
Demon rozciął dłoń, zamoczył pióro, i podpisał się „Lucjan”
- Dobra… teraz ty!
Przeciąłem nadgarstek i podłożyłem pióro pod spływającą krew „Leon Salvo”
- Zadowolony?
- Widzimy się na stadionie za dwa miesiąc – rozpłynął się w powietrzu
- Zjebałem to prawda…?
- Warlandczycy są niepokonani w tej grze… - odparł Andris powoli
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz