- Luksus… muszę ci coś powiedzieć – Andris i Arni poszli się odlać, a Andris akurat próbował coś mu wytłumaczyć więc mieliśmy dużo czasu – Wiesz… Ja… Pewnie mi nie uwierzysz ale… Na świecie jest dużo demonów, potrafią opętać człowieka i zmusić do czegoś złego, albo powodować wypadki, choroby… Wszyscy czystej krwi Warlandczycy, po śmierci z nimi walczą… i… normalnie mają partnerów… no tak jak w policji czasami, nie? I widzisz… Warlandczycy z natury są ludźmi o dobrych sercach a ja… Jestem… Nie jestem tylko podobny do tego gangstera, to ja. Leon Salvo czyli Leo, popełniłem samobójstwo ale WN zaatakowały demony i musieliśmy uciekać do Pięcio-świata.
- Łał… ty się musiałeś nieźle pieprznąć w łeb…
- Nie Luksus… Jesteś pierwszą żywą osobą której o tym powiedziałem. Nie zawiedź mnie, potrzebuję twojej pomocy. Podpisałem z Lucyferem umowę, że kto wygra dwa razy we flaka zdobędzie prawo do działań na Silaji! Rozumiesz?!
- A… Nie
- Do Września mamy wystawić reprezentację… Zagramy trzy mecze, kto wygra dwa ten ma Silaję!
- Hahaha! Dobry jesteś, ale właściwie co w tym śmiesznego?
- Nic! To prawda!
- Dobra, to się robi nudne… To wpadniecie do nas jutro?
- Eh… Idziemy na obiad do mojego kumpla… ale mecz jest…
- O dziesiątej
- To się wyrobimy
- O to super! Taki świr jak ty rozkręci atmosferę!
- Idą…
- No Arni co tak długo?
- Mam duże jaja to i sikam długo
- Arni… Wiesz że mocz się zbiera w pęcherzu…? – zapytał śmiejąc się i odpalając swój sportowy samochód. Arni i Andris siedzieli z tyłu. Ja niemal bezwiednie chroniłem Luksusa przed wpływem czegokolwiek na jego świadomość. Bałem się że znowu spowodujemy jakiś wypadek
- W czym?
- O stary! Ty chodziłeś do szkoły w ogóle?!
- No… sportowej
- To wszystko wyjaśnia
- Ale…
- Nie… po prostu nic nie mów… rozumiem stary…
- No weź już…
- Ja nic nie mówię…
- Dobra! Idź już weź tego…
- Ja załatwiam żarcie! – zamówił sobie Luksus
- To ja piwo – mruknął Arni
- O nie! Pamiętasz co było w zeszłym roku jak załatwiałeś piwo?!
- No! Co było?!
- No co było…? Przyniosłeś bezalkoholowe durniu
- Tylko nie durniu! Tylko nie durniu! To nie moja wina że tak młodo wyglądam i mi nie chcieli sprzedać?
- Trzeba było dowód nosić przy dupie!
- Ty mi zabrałeś!
- Ja??? Ja ci zabrałem?!
- Nabijałeś się że mam na drugie imię Alfons
Parsknąłem śmiechem, Luksus spojrzał na mnie i się uśmiechnął – Widzisz Leoś też uważa że to śmieszne…
- Dobra już się zamknij!
Przez chwilę panowała względna cisza, przyglądałem się Luksusowi. Jak trzymał kierownicę, zmieniał biegi, próbowałem czegoś się przy okazji nauczyć
- Co kocie?
- Em… tak sobie patrzę, muszę się nauczyć prowadzić
- To nie umiesz? Mogę cię podszkolić…
Andris był wściekły czułem na sobie jego wzrok
- A… już mam nauczyciela… tylko samochodu nie
- Może zobacz na naszym skupie używanych?
- A gdzie to jest?
- Niedaleko naszego posterunku, mamy wyklepane samochody z wypadków, z przemytów, zarekwirowane więźniom…
- A jak ceny?
- Kupisz coś od tysiaka…
- To jedna wypłata… a Andris ma sobie znaleźć pracę więc w sumie spoko
- To co, wy macie wspólne pieniądze?!
- No tak jakby… znaczy… w razie czego mi pomoże no nie?
- Jasne – potwierdził Andris
- Znacie się z wojska?
- Czemu?
- Bo się bardzo przyjaźnicie, to widać, wręcz kochacie
Roześmiałem się, byłem zawsze świetnym aktorem, jak to możliwe że nie umiem zagrać kolegi Andrisa, wcale nie okazuję że go kocham!
- Naprawdę? O, znamy się od dziecka, co nie Andris?
- Tak… od małego…
- Och! Kurwa! To niesprawiedliwe! Dlaczego musimy kłamać, ukrywać się… dlaczego kurwa? Tak jestem gejem! I co teraz? Będziecie mnie traktować jak trędowatego? A tak nie znacie historii STG… jak tego… chorego na ebolę?! Jestem gejem. Andris to mój facet, jeśli jeszcze nie zauważyliście to mamy takie same obrączki! Wzięliśmy ślub w Kalifornii. Skończyłem. Zabijcie mnie
- Co co ci kurwa chodzi? – westchnął Luksus – Wszyscy od początku to wiedzieli. To widać, jak na siebie patrzycie, jak się dotykacie, na pewno nie jak kumple…
- Ale mówił… Ja nie wiedziałem – zmartwił się Arni
- A! Ty się nie liczysz!
- Co???
- Ty jesteś… inteligentny inaczej…
- To źle?
- Nie Arni… to był komplement
- Aha…
- Więc… co ja to…? Wiedziałem od początku, może dlatego trochę trzymałem cię na dystans, zwłaszcza że powiedziałeś że Andris to tylko kolega, potem się zorientowałem że jesteście razem
- A jak oni…?
- Zamknij się Arni! Aha i to zostanie między nami, ale i tak wszyscy się domyślają
- Ulżyło mi
- No to fajnie… to jutro… zaczynamy o wpół do dziesiątej… najwyżej się spóźnicie
- Nie no idziemy tylko na obiad, nie?
- To do jutra
- szybko dojechaliśmy…
- Pewnie, jestem najszybszy w mieście
- Dziękujemy, do jutra…
- Cześć
Wysiedliśmy z samochodu, wszyscy trzej
- To pa chłopaki
- Pa Arni!
Wygrzebałem klucze z kieszeni
- Ja to mam głupie pomysły… - stwierdził Andris. Odwróciłem się do niego
- Mogło być gorzej
Nagle ten przyparł mnie do ściany i zaczął całować
- Ej! Co ty wyprawiasz?! – udało mi się wymamrotać – Znowu jesteś zazdrosny?
- Nie – odkleił się na chwilę – po prostu… cię pożądam…
Zarumieniłem się i uśmiechnąłem niezręcznie – No i co zamierzasz?
- Kochać się z tobą
- Tutaj? Teraz?!
- Jak najszybciej
- Aha. A możesz się wstrzymać aż wejdziemy do domu???
- Spróbuję ale nie wiem jak zniosą to moje spodnie…
- To se kupuj większe jak masz takiego byka… - mówiłem otwierając drzwi
- Jak leży to się mieści…
- Ostatnio mam wrażenie – byliśmy na drugim piętrze – że częściej stoi niż leży
- To już twoja wina
- Pff…
- No a co?
- Przecież ja nic nie robię – wchodziliśmy już do pokoju. Andris wziął mnie na ręce i rzucił na łóżko
- Drzwi! Drzwi zamknij!
Poszedł sobie. Usiadłem na krawędzi i sięgnąłem po butelkę wody, napiłem się i westchnąłem – Mogę iść jeszcze do łazienki?
- Nie koteczku! Jesteś mój
- Ale… Szczere mówiąc to mi się nie chce…
- Tak? – zapytał urażony. Wstał i poszedł do kuchni – Jest chociaż coś do jedzenia?!
- Niby kiedy miałem coś zrobić? Nawet gdybym miał czas to mógłbym ci co najwyżej ugotować pasek i buty. Nie mamy kasy
- A ja jestem głodny
- Kurwa! Myślisz że ja nie jestem?! – miałem go dosyć po za tym musiałem się odlać. Wyszedłem do łazienki trzaskając drzwiami. Kiedy już sobie spokojnie lałem, usłyszałem jak ktoś się za mną materializuje.
- Lucjan jeśli to ty to cię zamorduję!
- Też się cieszę że cię widzę…
Odwróciłem się przez ramię i ujrzałem diabła. Takiego jak sobie go Ziemianie wyobrażają o sino-czerwonej skórze i rogach, właściwie najpierw wziąłem go za Rawianina, dopiero potem wpadłem na to że to staro ziemska wizja szatana.
- Och! Chodzisz straszysz ludzi…
- Co? Podoba się?
- Jasne! Kopyta też masz?
- Nie… ale mogę mieć, dla ciebie wszystko cukiereczku
- A coś ty taki dzisiaj milutki? – zapytałem zapinając rozporek
- Bo dzięki tobie będę miał Silaję
- Nie bądź taki pewien…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz