Włożyliśmy spodnie i poszliśmy. Płonęły pochodnie, żołnierze zebrani w grupkę śmiali się i klęli. Wepchnęliśmy się między nich. Na ziemi klęczał marnie wyglądający chłopak, zalany łzami, pobity… Leo zagwizdał na palcach uciszając gromadę.
- Dezerter kurwa? – podszedł do niego. Chłopak rzucił się mu do nóg
- Nie zabijaj mnie! N-nie zabijaj… moja matka… m-moja… sama w domu chora
- To po chuja ze mną poszedłeś?
- Nie mamy pieniędzy
- Wstań pizdo! Nie leż tak przede mną!
Chłopak z trudem wstał i schylił głowę trzęsąc się ze strachu
- Czego żeś uciekł? – zapytał go Leo łagodnie
- B-bo… się bałem
- Bałeś się chuju?! Jesteś Warlandczykiem? – złapał go za szczękę – popatrz na mnie kurwa! – szarpnął nim, spojrzał w jego oczy – Nie zasługujesz na nie! Słyszysz?! Nie zasługujesz na czarne oczy! Nie jesteś Warlandczykiem – rzucił go na ziemię i kopnął w brzuch. Chciałem go ratować, moje serce przyspieszyło ale nie miałem odwagi…
- Moja siostra – pochylił się nad nim – poszła w bój wiedząc że nie wróci… ty chuju byłeś pewnie jeszcze u matki, a ona za ciebie zginęła, miała piętnaście lat… I się nie bała do kurwy nędzy! A ty?
Chłopak drżąc rzucił się na Leośka i bredził coś w rozpaczy, całując jego brudne glany
- Puść mnie kurwa! Wolałbym wdepnąć w gówno niż w ciebie!
- Błagam, błagam, zrobię wszystko…
- Skopcie go po jajach tak żeby się nie narodził nikt taki jak on, rozumiemy się?
Żołnierze odpowiedzieli mu śmiechem
- Jak już będzie bezpłodny jak ja… wypalcie mu na mordzie krowie piętno, żeby miał tak jak ja zjebany ryj – powiedział drapiąc się po bliźnie – Możecie się na nim wyżyć żeby się poczuł jak ja w więzieniu, jak przejdzie część tego co ja to będzie godzien wylizać mi buty i walczyć z wami przeciwko Rawskiej hołocie…
- Nie! Nie! Błagam!
- Wykonać
Młody został odciągnięty od Leosia i zaczęli go kopać a ten tylko krzyczał. Po jakimś czasie przez jego spodnie przesiąkła krew – Starczy już! – krzyknął Leo, między czasie ktoś rozgrzał nad ogniem miecz, krowiego piętna nie było… Jeden z żołnierzy wziął głowę dezertera między nogi pod gardło kładąc mu nóż, rozgrzanym do czerwoności mieczem przeciągnięto po jego policzku, słone łzy sprawiały mu jeszcze większy ból ale nie mógł przestać płakać. Ktoś przyniósł nożyce i zaczął obcinać mu włosy żeby jeszcze bardziej go oszpecić. Przyłożono mu do twarzy ręcznik nasączony spirytusem. Nie miał już siły krzyczeć, łkał tylko cicho trzęsąc się z przerażenia. Kiedy tylko krwawienie trochę ustało, porzucono obcinanie mu włosów i zaciągnięto go do stołu, zrzucono stamtąd miecze i rzucono go brutalnie. Zdjęli mu spodnie wykręcając ręce za plecami po czym ci najbardziej niewyżyci zaczęli go gwałcić. Była późna noc kiedy w końcu pozwolono mu jak wcześniej obiecano wylizać glany Leośka. Głupawy uśmieszek nie schodził mu z twarzy kiedy wyłajany zapłakany biedny dezerter, tulił się do jego nóg i bez oporów lizał zabłocone buty.
- Wstań – powiedział Leo po dłuższej chwili, młody wstał otarł krew z ust. Leo spojrzał na buty, uśmiechnął się – I co ja mam teraz z tobą zrobić? – zamyślił się – Na arenach gladiatorzy walczyli o życie… na końcu cezar decydował czy ich zabić – Leo pokazał opuszczony w dół kciuk – czy oszczędzić – uniósł go w górę. Potem skierował go w bok a ludzie zaczęli krzyczeć, jedni żeby go zabił, buczeli i wystawiali palce w dół, inni zaś mówili – oszczędź – wznosząc kciuki. Młody cofnął się, odwrócił do ludzi składając ręce i błagając ich o przychylność. Leo stał niewzruszony czekając na niezdecydowanych, obserwując wszystkich za i przeciw… W końcu położył palec na ustach i poczekał aż tłum się uspokoi. Teraz tylko pokazywali swoje dłonie, wymachiwali pacami, Leo powoli skierował kciuk do góry. Ludzie opuścili ręce niektórzy trochę zawiedzeni. Dezerter nie widział swego wodza, stał do niego tyłem, widział tylko reakcję ludu, powoli odwrócił się do Leosia po czym widząc że ten darował mu życie padł na kolana krzycząc – Książę! Mój książę! Będę ci wierny do śmierci! Nigdy już cię nie zdradzę!
- Ale z ciebie cipa… - mruknął Leo – nie chcę żebyście mnie wielbili – zwrócił się do wszystkich – chcę tylko żebyście rozważyli moje pomysły, żebyście dołączyli się do moich planów, tworzymy to razem, ja tylko daje wam propozycję, jesteście jak ja i myślicie podobnie łączy nas jeden cel… chwała Warlandii!!!
- Chwała! – wrzasnął dezerter
- Nie podlizuj się – warknął książę po czym ruszył w stronę namiotu po drodze biorąc mnie za rękę i ciągnąc za sobą. Zanim się oddaliliśmy odwrócił się jeszcze i zawołał - Potrzebuje mojego brata, niech mi go tu ktoś ściągnie! Na jutro!
- Ta jest!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz