sobota, 26 marca 2016

Rozdział 7 cz.3

Spart narzucał szybkie tempo marszu. Każdy z nas niósł swój karabin. Drzewa były tu zdrowe i duże nie to co na Rawil albo w ZRRK... Leo był smutny, wiedział co zrobią jego ludziom ale równocześnie zdawał sobię sprawę, że jeśli da się zabić to niczego nie zmieni. Czasem miałem wrażenie, że większą krzywdę wyrządzili nam Rawscy niż demony, choć właściwie teraz to wszystko szlag trafiał. Wszyscy byli przeciwko sobie. Wojny toczyły się nawet między tymi samymi rasami, w STG na Ziemi bili się ludzie sami ze sobą. Jak w dawnych czasach jeszcze przed trzytysięcznym rokiem. Cały pięcioświat był skłócony.
Szliśmy już dość długo, dobrze mi zrobiło świeże powietrze i cisza. Nagle Leo szarpnął mnie za rekę, zatrzymał się, wywrócił oczy i padł na kolana
- Za dużo... za dużo ich
- Co się dzieje? Leoś...? - pochyliłem się nad nim
- Portale się zrywają
- Co?
- Moja bransoletka! Potrzebuję jej... potrale - mówił nieskładnie, zaczął drżeć. Uderzyłem go w policzek. Oprzytomniał spojrzał na mnie, łapiąc mnie za gardło
- Portale nie wytrzymują! Pękają... niebo się rozerwie i pięcioświat się zapadnie! Czarna dziura... Rozumiesz?! - krzyczał
- Bransoletka... - wymamrotał Spart - chcesz zrobić to co kiedyś? To przecież nic nie dało
- Dało... - usiadł na ziemi dotykając swoich skroni -  dało na jakiś czas... ale świat jest niestabilny... Muszę zapytać Lucjana co robić
- Czemu jego? - zapytał Spart
- Bo jest najprzebieglejszą osobą jaką znam - powiedział grzebiąc w zaroślach - i tylko on - wyjął jakiś patyk - Tylko on wie jak oszukać... - zaczął kreślić na ziemi pentagram. Stanąłem bliżej Sparta - nawet prawa fizyki... - Stanął w kręgu i zaczął coś szeptać
Miałem wrażenie że zrobiło się ciemniej. Po chwili zrobiło się całkiem ciemno i mgliście, tak było przez kilka sekund aż nagle zrobiło się znów zupełnie jasno i tylko obok Leona stał rudy, wysoki mężczyzna o oczach jak ogień.
- Czego chcesz?
- Cześć - Leo wyciągnął do niego dłoń, ten uścisnął ją serdecznie
- Czego chcesz? - powtórzył tym razem bardziej charczącym głosem
- Czujesz to co ja? - zapytał Leo zaniepokojony
- Nienawiść do wszystkiego i wszystkich? Tak rozumiem cię doskona...
- Nie! Równowaga między światami... połączenia się zrywają
- To dobrze. Nie będzie hołota z Rawil przełazić
- Nie w takim sensie... granice między światami są podziurawione portalami a jeszcze przez jeden portal przechodzą całe armie! Przejścia nie wytrzymują i jakby pękają... nie wiem czym to grozi ale miałem wizję że wszystko pierdolnie i będzie... nicość... nicość...? Andris! - odwrócił się do mnie - czemu ty ostatnio mi o tym mówiłeś??? Wiesz coś?
- Nie... pytałem czy mógłbyś zniszczyć pięcioświat - odpowiedziałem podchodząc bliżej
- Ty! - Lucjan wskazał na mnie palcem - Jesteś tym jego... chłopakiem?
- Właściwie to mężem... jestem Andris...
- Aha... Więc... chcesz żeby zniszczył pięcioświat?
- Nie - odparł za mnie Leo - wtedy pytał o moją siłę, czysto teoretycznie...
- Przyznaj się to ty - uśmiechnął się do Leośka
- Nie Lucyfer... ja od kilku miesięcy w ogóle jestem nie aktywny, przed chwilą tylko miałem wizję. No i uśpiłem strażnika...
- To oznacza tylko jedno... - powiedział poważnym tonem
- Co??? Lusi! Co to znaczy???
- Narodził się wybraniec - powiedział sztywniejąc ze strachu. Leo wydał z siebie coś pomiędzy jęknięciem a warknięciem i urwał to nagle również stając w bezruchu.
- Och Lusi... - wydusił z siebie w końcu Leon
- Dopiero przyszedł na świat a jego moc jest prawie tak potężna jak twoja... - wymamrotał - I nie mów do mnie Lusi, jestem Lucyfer, to znaczy niosący światło, wiesz? Cóż za ironia...
- Możesz go wyczuć?
- Wybrańca? Nie, ale mogę wysłać zastępy demonów na poszukiwania...
- Świetnie! Zapytam o pomoc Jego...
- On nie może mu nic zrobić
- Dlaczego?
- Bo to dziecko. Dzieci są bez grzechu, jeśli ktoś jest bez grzechu to On nic mu nie zrobi
- Serio?! Bez sensu...
- A ty Leon? Jesteś pewien że zabijesz wybrańca?
- Tak! Nie słucham głosu sumienia, zrobię co muszę zrobić...
- Mam nadzieję... I pamiętaj! Musimy działać szybko, z każdym dniem jego moc będzie większa!
Wtem Słońce zaświeciło jasno. Tak jasno, że zaczęło nas oślepiać. Zstąpił On.
- Moi kochani - zaczął nim jeszcze odzyskaliśmy wzrok. Stał przed nami dość przeciętny mężczyzna o jasnych oczach, ubrany w niebieską koszulę - wiecie już za pewne co się dzieje?
- Tak - odparł Leo
- No no no - zacmokał diabeł - dawno się nie wiedzieliśmy co?
- Owszem, kope lat mój druhu - odpowiedział mu z ironią
- Panowie - rozdzielił ich Leo zanim zaczęli się żreć - sytuacja jest poważna...
- Zamknij się pedale! - krzyknął Lucjan patrząc z nienawiścią na Leosia, wzniecił wokoło siebie ogień
- Coś przeskrobałeś? - stwierdził On - Znam cię odkąd cię stworzyłem...
- Gówno znasz! - ryknął
- Okłamałeś nas wszystkich... Jak zwykle... A Leo ci naprawdę zaufał...
- To wszystko przez ciebie!!! To twoja wina!
- I to jest właśnie to co wynosisz z tej swojej pornografii, najlepiej zwalić na kogoś!
- Eh... Nigdy mnie nie rozumiałeś!!!
- Chaos to co innego niż pustka... tego chcesz? Zniszczyć wszystko?
- Nie! Nie!
- Uspokój się...
- Nie! Nie! Nie!
- Chcesz żebym cię strącił do piekieł? Potrzebuję cię do zabicia wybrańca ale jeśli nie będziesz się słuchał będę musiał to zrobić...
- Chcę w niego wejść! - wskazał ręką Sparta ten stał jak wryty
- Nie Lucjan! Nie ma mowy!
- Jak mi nie pozwolisz to nie będę współpracował!
- Jak on się zgodzi...
- Ja chcę! - postąpiłem krok na przód
- Co?! - Leo spojrzał na mnie
- Zostaw Sparta, weź mnie!
- Nie chcę... chcę jego! -  Zaryczał Lucjan
- O rany... - westchnął On
- Co?!?!
- Nic, nic... wybredny jesteś... Spartan?
- Nie - powiedział Spart
Nagle dosłownie w ułamku sekundy rozpętała się burza. Pioruny trzaskały na wszystkie strony! Mgła snuła nam się pod nogi.
- Lucjan! - krzyknął On - Wyślij demony na zwiady! Leon i Andris pójdziecie do obozu po Warlandczyków a Spart... ze mną musimy sprowadzić poprzedniego wybrańca!
- Ale - zaczął Leo
- Jej imię jest Eliot - rzekł uspokojony już Lucjan - Nasienie boga wojny, pierwsza która rozbiła portale
- E-e-eliot... - zaczął się jąkać Leo
Spart patrzył na nich z rozchylonymi ustami nie będąc w stanie nic powiedzieć. On pociągnął go za ramie i weszli w światłość, znikając nam z pola widzenia. Lucjan zniknął w płomieniach.
- Ciekawe czy mnie polubi...? - uśmiechnąłem się szturchając Leośka kolbą od karabinu
- E-eliot... - wyjąkał

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz