piątek, 25 marca 2016

Rozdział 7 cz.2

Z trudem otworzyłem powieki, było mi słabo. Ktoś trzymał mnie za głowę... Spart... Po chwili skrzywił się i mnie zostawił - Byłeś mi jak brat - wymamrotałem z trudem
- Zamknij się! To nie ciebie zabili... to on... - popatrzył na zakapturzoną postać - zabił Rawskiego
Spojrzałem na zabójcę. Trzymał uniesioną snajperkę, patrzył na nas...
- To jest Leoś... - zacharczałem cicho
- Przesuń się, leżysz na moich spodniach
- Jakich spodniach?! - spojrzałem obok siebie, leżałem na nogach Rawianina... martwego...
- Moich nowych spodniach - zamruczał zdejmując odzież z trupa.
- Co się gapisz? Zabrali mi bokserki! Chuja nie widziałeś? - warknął przebierając się
- Ekhem! Nie masz się czego wstydzić...
- No wiem... dzięki...
- Nie o to mi chodziło! Miałem na myśli że obaj jesteśmy facetami więc możesz się nie krępować...
- Pedał!
- Śmieszy cię to?
- Tak... - zachichotał
- A tak serio... co o nas myślisz...?
- O...
- O mnie i Leo znaczy się
- Cóż... serio to... jesteście razem już długo, widać, że się sobie podobacie. Leo tak o tobie mówi... - zapiął rozporek
- Jak?
- Jakby nie widział poza tobą świata. Jak go pytam o wyniki meczu to mówi jak ty zareagowałeś
- Tak? Nie wiedziałem...
- Jak coś przeskrobie to się przejmuje co powiesz...
- Och...
- Dobra, uważaj. To, że zabił Rawskiego jeszcze nic nie znaczy
- Nie poznajesz własnego brata?!
- Lepiej dmuchać na zimne - powiedział i czając się między drzewami ruszył w stronę (chyba)Leosia. Poszedłem za nim. Starałem się zachowywać cicho.
- Andris...? - zagaił w końcu Spart
- Hm?
- Chyba miałeś rację...
- Ja po prostu czułem, że to on...
- Wiesz... na początku szczerze mówiąc cię nie lubiłem...
- Bo jesteś hetero...
- Nie to nie tak...
- Jakbym był dziewczyną to byś mnie lubił
- Zmierzałem do tego, że teraz to...
- Tak...?
- Myślę, że jesteś całkiem sympatyczny
- Dziękuję. Dobrze wiedzieć
- I myślę, że nawet cię lubię
- Napra...
- Ale tylko trochę! - warknął zimno - Leo??? Leoś!!! - zawołał do kolesia przed nami
Zakapturzona postać pomachała ręką, przyspieszyłem kroku. Spart pobiegł zostawiając mnie z moją nogą... Przywitał się z bratem i ruszyli w moją stronę.
Leo wskazał na mnie, spojrzał na Sparta ten coś odpowiedział i wtedy Leo zerwał się biegiem. Kuśtykałem jak mogłem. Miał na sobie po części Rawski mundur, buty do kolan i płaszcz z kapturem, który zresztą teraz mu spadł. Pod sam koniec trochę zwolnił aż w końcu zatrzymał się przede mną rozkładając ręce - Kurwa na pięć minut cię nie mogę zostawić! - powiedział uśmiechając się. Ująłem jego twarz w dłonie i pocałowałem go
- Jesteś cały? - zapytał
- Tak. Skąd masz tą giwerę?
- Jaką... A! To... ukradłem...
Spart doszedł do nas i objął brata ramieniem - No jesteśmy w komplecie... Co teraz panie kierowniku?
- Teraz - odparł Leon - idź nazbierać drewna na ognisko, chcę zostać sam z moim mężem
- O rany... wolę nie wiedzieć po co... - mruknął wręczając mi karabin i odszedł. Leo odłożył swoją snajperkę i moją broń. Odpiął kilka pierwszych guzików płaszcza i sięgnął do kieszeni. Wyciągnął do mnie rękę zaciśniętą w pięść
- Co to? - zapytałem przyjmując od niego... pierścionek!
- Poznajesz? Nie wiem który raz je straciliśmy - spojrzał na swoją obrączkę na palcu - może to jakiś znak?
- Czemu? Przecież jak na razie sobie radzimy... Chociaż wtedy na Rawil. Uwierzyłem ci.
- Dawałem ci znaki, że kłamię!
- To już nie ważne, mówię tylko, że mi napędziłeś stracha - powiedziałem obracając w dłoni pierścionek. Leo się zaśmiał
- Co? - spojrzałem na niego. Ten tylko pokręcił z politowaniem głową i zarzucił mi ramiona na szyję uśmiechając się. Objąłem go mocno, zauważyłem, że miał łzy w oczach... Szybko wtulił się w moje ramię żebym na niego nie patrzył
- I tak widziałem - szepnąłem
- Co?
- Że ryczysz
- Nie ryczę - powiedział łamiącym się głosem
- Przestań zgrywać twardziela, każdy się czasem wzruszy - zamruczałem cicho. Odsunąłem go trochę i podałem mu obrączkę. Włożył mi ją na palec, pociągnął nosem, szybkim ruchem otarł łzę.
- Andris... pamiętasz nasz ślub?
- Pewnie. Myślałem, że mi tam wykitujesz
- Ty się nie denerwowałeś?
- A czym się miałem denerwować? No dobra... trochę... ale byłem pewny czego chcę i że to dobra decyzja
- Ja byłem roztrzęsiony bo... tak samo się czułem na moim pierwszym polowaniu...
- Jak...?
- Postrzeliłem sarnę ale nie padła od razu... musiałem poderżnąć jej gardło...
- A co to ma wspólnego ze mną?
- Bo ja się wczuwam w rolę sarny...
- Nie rozumiem tych twoich metafor... porównujesz małżeństwo do śmierci?
- Bo taka sarna zanim umrze... cierpi... a ja... nie chciałem świadomie godzić się na miłość przez którą później się nie śpi nocami i ryczy
Myślałem nad jego słowami szukając w tym sensu
- Sugerujesz, że jak ci się oświadczyłem to skróciłem ci cierpienie?
- Tak...
- Mówisz jakby... twój los był ode mnie zależny... myślałem że... jesteśmy równi... Mówisz jakby miłość była cierpieniem. Miłość nie jest zła, miłość uzależnia... a kiedy trzeba żyć bez niej po tym jak się raz spróbowało... dopiero wtedy boli
- Może i masz rację... ale zresztą, co za różnica! Rozmawiamy o miłości po... ile to już będzie? Kiedy braliśmy ślub?
- Pięć lat temu
- No właśnie
- Nie mów tak! Kocham cię i będę do końca życia, czemu mielibyśmy nie rozmawiać o miłości?!
- Bo to nudne. Jak wytrzymaliśmy pięć lat to logiczne że się kochamy i bez sensu o tym w kółko gadać!
- Haha... chyba że tak...
- A myślałeś że o co mi chodziło?
Milczeliśmy chwilę tylko tuląc się do siebie. Leo zaczął całować mnie w szyję.
- Ekhem! A właściwie to nie powinniśmy iść? - zapytałem rozglądając się nerwowo
- Jeśli myślisz że ci odpuszczę to się mylisz
- A-ale...
- No daj spokój, potrzebuję cię... - zamruczał przyciskając się do mnie mocniej. Był twardy.
- Leoś...!
- Co? Nie chcesz mnie?
- Chcę! Ale nie tutaj! Nie teraz!
- Zamknij się! - warknął rozpinając mi koszulę
- Ejj! Co ty taki napalony? Viagry się nażarłeś czy co kurwa? - zaśmiałem się nerwowo
- Hahaha! To że tobie nie staje to nie znaczy że inni w twoim wieku muszą brać viagrę żeby...
- Co?! Mi nie staje?! Ja ci zaraz pokażę!
- No! I o to mi chodziło!
- A-ale... - rozejrzałem się znów - Spart idzie - stwierdziłem z ulgą
- Uh! Ale ty jesteś!
- No co?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz