Teraz nie obchodziło mnie nic, zaciskałem palce na jego kurtce w głowie miałem setki myśli. W życiu bym nie przypuszczał, że spełnią się moje najgorsze koszmary, że coś takiego w ogóle może się stać… Powiedzieli tylko, że go potrzebują, trzech facetów w czerni. Nie serio! Czarne garnitury, koszule, krawaty… że chcą wszystkich dużych, silnych i nie mogą powiedzieć szczegółów. Przyjechali statkiem… nie końmi… Nie płakałem nie rzuciłem się na nich, zapytałem tylko cichutko czy mogę się pożegnać...
Odepchnąłem go nagle – Jedź już lepiej!
- To nie moja wina… - dotknął mojego policzka. Odepchnąłem jego dłoń – Dobrze! Jedź…
- Nie bądź na mnie zły…
- Nie jestem! – sam nie potrafiłbym powiedzieć o co jestem taki zły… Spartan westchnął wziął mnie za barki tak mocno że nie mogłem się już wyrwać i pocałował w policzek, potem puścił i od razu ruszył w kierunku naszych gości – Jak coś ci się stanie to zabiję!!! Masz mi tu wrócić!!! Cały i zdrowy! Jasne?!
Uśmiechnął się z daleka, kiwnął głową. Patrzyłem za nimi nie przejmując się oślepiającym słońcem aż zniknęli mi z oczu.
- Miau…
Spojrzałem pod nogi, kociak bawił się moją sznurówką, wziąłem go na ręce, położył łapki na moim barku i polizał mnie po uchu. Zmusił mnie żebym się uśmiechnął. Zaniosłem go do domu, był jeszcze malutki, nalałem mu do miski mleka, i rozłożyłem koc na podłodze w kuchni. Wziąłem karton z sam nie wiem czego obciąłem go tak… w każdym razie chciałem zrobić kuwetę… W domu mieliśmy niezły bajzel, nie dość że wszędzie były jakieś ciuchy i zabawki (czytaj miecze, noże i łuki) to zadomowiły się tu króliki, które srały wszędzie to teraz jeszcze kot?
Wieczorem wszystko było posprzątane zwierzęta nakarmione i zadbane, kiedy się położyłem po kilku godzinach zrozumiałem, że nie zasnę. Sklepy na centralnej były niektóre długo czynne, kupiłem whisky i w domu sam upiłem się do nieprzytomności...
- Meh... Przestań! – ale on dalej lizał mnie po szyi, nerwowo oddychał… wręcz dyszał… polizał mnie po ustach, jego ślina miała jakiś dziwny smak… - Co ty robisz? Fuj… - smak psiej karmy. Otworzyłem oczy, i krzyknąłem z przerażenia – Szarik! – Od niedawna nasz pies. Okej. Dlaczego leżę w kuchni na podłodze z butelką w ręce? Nic nie pamiętałem. Spojrzałem na komunikator było po dziewiątej. Miałem nieodebrane od Sparta, wczoraj po jedenastej w nocy… Oddzwoniłem, podnosząc się do pozycji siedzącej…
- Halo? – odezwał się
- Dzwoniłeś. Coś się stało?
- Nie… Po prostu nie mogłem zasnąć… chciałem ci powiedzieć dobranoc ale chyba za późno, już spałeś co?
- T-taa tak
- Wszystko w porządku?
- Chyba się ostro wczoraj nawaliłem… ni chuja nie pamiętam…
- Wiesz co… nie mogę teraz za bardzo gadać… po dziesiątej wieczorem jestem wolny…
- Zadzwonię… przepraszam…
- Trzymaj się, cześć!
Nie zdążyłem odpowiedzieć rozłączył się. Ten dzień był jednym wielkim odliczaniem do dziesiątej. Godzina za godziną. Jakieś filmy, żarcie, przerwy na siku, praktycznie nie wyszedłem z pokoju, w południe dałem jeść zwierzakom i wziąłem sobie kota do łóżka. Minuta po dziesiątej wybrałem jego nazwisko na komunikatorze.
- No hej… Leoś? Jesteś?
- Miau…
- O, masz Tiger ‘a? No odezwij się…
Jęknąłem
– Młody… hej włączmy kamery… chcę cię zobaczyć – znalazłem funkcję i po chwili ekran komunikatora zamigotał i ukazał obraz z drugiej strony. Spart siedział na niedużym łóżku w sali z innymi był w luźnej białej koszulce. Kiedy zobaczył mnie, trochę się zmartwił. Leżałem w jego bluzie z kapturem na rozczochranych włosach, oczy miałem podkrążone i byłem blady jak trup. Kotek pociesznie bawił się sznurkami bluzy. Łza spłynęła mi po policzku. Spart długo milczał
- Wiem że ci ciężko – powiedział w końcu cicho – też za tobą tęsknię, musisz być twardy… wybacz ale nie możemy dzwonić… jak mnie przyłapią to odbiorą mi koma jak dam radę to będę dzwonił, wybacz – pociągnąłem nosem łzy popłynęły gęściej
– Leoś… błagam, ranisz mnie… nie płacz, bądź silny… kiedyś… muszę kończyć, kocham cię! – czarny ekran…
- Miau…?
Tak minęły dwa lata. Tak. Dwa lata. Przez dwa pieprzone lata dzwonił co jakiś czas, potem coraz rzadziej w drugim roku przestał w ogóle, a ja nie byłem w stanie odezwać się ani słowem. Dwa pieprzone lata sam. Co dzień to samo. Coś się stało, oni wyjechali, połowa z nich zginęła. Andris i Ferko się nie pokazywali. Dwa lata. Dwa lata to samo, sklepy, zwierzaki, dom, wódka, koszmary, blizny na nadgarstkach i tak w kółko. Nawet nie zauważyłem kiedy to się stało… Dopadła mnie apatia. Dwa pieprzone lata… Kiedyś mieszkałem sam. Kiedy byłem w mafii, byłem zimnym skurwielem który nikogo nie potrzebował. Kiedy dowiedziałem się, że mam brata też mnie to nie ruszyło. Ale on walczył, walczył i mu się udało. Polubiłem go, a później pokochałem. Przez wspólnego wroga musieliśmy współpracować, zżyliśmy się na wojnie tak, że dla niego się zmieniłem. Bardzo go pokochałem, może nawet za bardzo... Nawet spaliśmy w jednym łóżku, a teraz kurwa nie umiem sam zasnąć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz