niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 4 – Ziemie południowe cz.1

Most ciągnął się w nieskończoność, po mojej prawej zachodziło słońce barwiąc niebo i wodę na czerwono. Aż wreszcie po wielu godzinach marszu, błysnęło coś przed nami. Po kolejnych kilku kilometrach, rozpoznałem w oddali żurawie portowe. Musiały tu pływać statki, z drugiej strony ciekawe jak mijały most… Wtem coś przeleciało mi nad głową, po chwili kolejne. Gryfy leciały w stronę portu, gdy obniżały lot zostawiały ślady na wodzie końcami wielkich skrzydeł. W szponach miały Warlandzkie hełmy, tarcze i miecze.
- Widziałeś?- zapytał Spart
- No, tresowane czy co?
Zanim doszliśmy do brzegu zapadł zmrok a kiedy już dzieliło nas od niego kilkaset metrów rozszalał się sztorm, lunął deszcz i zaczęło grzmieć, pioruny trzaskały jeden po drugim. To komuniści wkroczyli na most. Całe szczęście Wyrocznia miał jak zwykle rację i na pewno już się utopili…
Jeden z żurawi był bezpośrednio nad mostem i przerzucał nad nim statki. Przypuszczam że miasto czerpało z tego niezłe korzyści. Hałas z okolic portu słyszeliśmy już z daleka. Na zachodzie były plaże na wschodzie stocznia. Most kończył się drzwiami do jakiegoś budynku. Spart załomotał do drzwi- Proszę…- odezwał się cichy nosowy głos.
- dobry wieczór, w czym mogę służyć?- zapytał półkrwi elf w podeszłym wieku siedzący za biurkiem. Rzadko się widzi starego elfa to też mnie trochę zatkało. Zamknąłem za sobą drzwi odcinając się od szumu morza i deszczu. Spart już otworzył usta żeby nas wytłumaczyć, kiedy ktoś zapukał z drugiej strony i wkroczył do pomieszczenia. Również elf ale młodszy o długich blond włosach
-Gryfy dotarły pomyślnie. Nie odsyłaliśmy ich bo…- zamilkł patrząc to na mnie to na Sparta- A co wy tu robicie?
- Awril!!!- ucieszył się Spart (Awril dawniej mieszkał na zamku jako doradca króla)
- Co to za jedni?- zapytał urzędnik zwracając się do elfa
- Spokojnie, znam ich i biorę za nich odpowiedzialność- położył na biurku jakieś papiery po czym wziął nas na bok- Zaraz kończę zmianę tylko dopilnuję gryfów i się wami zajmę, poczekacie na rynku?
- No
- Tylko się nie chwalcie- ściszył głos- waszym pochodzeniem, najlepiej udawajcie że jesteście nikim i nie macie nic… tu się różne rzeczy zdarzają…
- Poradzimy sobie- zapewnił go Spart i całą trójką weszliśmy do Kirit. Na pierwszym skrzyżowaniu się rozdzieliliśmy. Awril jeszcze raz zabronił nam mówić kim jesteśmy i streścił w kilku zdaniach plan miasta. Wciąż lało, doszliśmy na rynek. Ludzie chodzili w różne strony każdy zabiegany za swoimi sprawami. Najwięcej było w pobliżu barów i burdelów czyli miejsc gdzie można zedrzeć pieniądze z marynarzy zatrzymujących się w Kirit. Ogółem miejsce nawet przyjemne gdyby nie ten deszcz. Spart oparł się jak gdyby nigdy nic o latarnię, z trudem powstrzymałem uśmiech widząc typowego starego wilka morskiego bieżącego do nas chwiejnym krokiem
- Hej mała!- zaczepił Sparta, ten odwrócił się przerażony
- Uh… urodę masz bynajmniej po tatusiu, kochana…- wybełkotał krzywiąc się, nie wytrzymałem i zaśmiałem się
- A ty co?- spojrzał na mnie gniewnie
- Nic, nie przeszkadzajcie sobie…- zachichotałem
- Leo!- wkurzył się Spart
- Głos też masz trochę jak facet… ale ja tam wybredny nie jestem…- zbliżył się do mojego brata a ten dał mu w pysk
- Czy ja ci wyglądam na dziewczynę?!
- No pod latarnią stoisz…- próbował się wytłumaczyć
- Wiesz w ogóle kim ja jestem?!- i tu niestety musiałem im przerwać, żeby się Spart nie wygadał. Potem przyszedł Awril i musieliśmy z nim iść. Nie mogłem się jednak powstrzymać, żeby nie dać Spartowi klapsa mówiąc- Chodź mała!- Awril tylko popatrzył na nas jak na wariatów.
Domy były blisko siebie oddzielone wąskimi uliczkami. Awril wynajmował jakąś małą klitkę w jednej z najciemniejszych dzielnic miasta, tak więc trzymałem się blisko mojej małej co by mnie w razie potrzeby ratowała. Zaczynało się robić coraz chłodniej. Bez większych przeszkód dotarliśmy do mieszkania. Świece były zapalone jak i ogień w kominku. Czuć było zapach pieczonego mięsa.
- Awril…?- mruknął cicho Spart zdejmując buty- A ty sam mieszkasz?
- Nie, z mamą
Szczęka mi opadła. Dołączyła do nas elfka, jak większość tej rasy stworzeń mimo wieku wyglądała góra na czterdziestkę- Awril? Przyprowadziłeś kolegów?
- Nie to są… znaczy tak! Koledzy! Mogą zostać na noc?
- Och… ale… chodź na chwilę…
- I tak wiem co powiesz! Że to ludzie i nie można im ufać ale…
- Awril!
- No dobra… Król Spartan i książę Leon z ziem północnych, zadowolona?!
- O matko jedyna! Co oni tu robią?!
- Bo ja wiem? Nawet pogadać z nimi nie zdążyłem! Nie chciałem ich narażać zresztą i tak się ich czepiali
- Dobrze, niech więc zostaną. Ale jesteś za to odpowiedzialny
- Tak, wiem… chodźcie- ruszyliśmy za nim na górę, wskazał nam jeden z pokoi- Czujcie się jak u siebie. Pogadam z nią jeszcze i zobaczę co się da zrobić. Aha i zawołam was później na kolacje- właśnie uświadomiłem sobie jak bardzo jestem głodny
U Awrila przesiedzieliśmy dwa dni, prawie nie opuszczając domu. Trzeciego dnia rano Spart się uparł i wyruszyliśmy dalej. Chociaż elf za nic nie chciał nas puścić, choć właściwie nie mówił dokładnie czemu. Z tego co nam opowiadał przez tutejsze tereny płynęła rzeka. Wszystko skupiało się wokół niej tu przy brzegu morza doprowadzano tylko do niej ścieki ale wyżej były lasy, drewno zsyłano w dół tratwami, była tam osada rybaków, a u źródeł stary gród. Kiedyś był bardzo bogaty stamtąd rzeką zsyłano do portu surowce z kopalń w górach. Nie wiadomo dlaczego nagle rzekę zasypano kamieniami i zostawiono tylko jej dopływ, gród stoi opuszczony, a kto tam się zapuszcza najczęściej nie wraca. Obniżył się poziom wody nie da się już puszczać tratw z drewnem i ogółem niedługo wszystko upadnie.
Większość ludzi w ten upalny dzień kierowała swe kroki na plażę. Sam chętnie bym popływał ale miałem jakieś złe przeczucia co do tego morza po tym jak prawdopodobnie utopili się w nim komuniści. Szliśmy drogą wzdłuż rzeki. Za miastem gdzie nie była zanieczyszczona ściekami wzdłuż brzegów porozkładali się ludzie. Dziewczyny oglądały się za Spartem, który zdjął koszulę. Co ciekawe zaczęli się za nim oglądać też faceci, w ogóle wszyscy na nas jakoś dziwnie patrzyli. Zostałem trochę z tyłu rozglądając się, kiedy spojrzałem znów na brata zrozumiałem dlaczego. Mój wzrok padł na smoka na jego łopatce, królewskie znamię, serce skoczyłem mi do gardła.
- Spartan!- podbiegłem do niego i ściszyłem głos- schowaj to!- uderzyłem go w ramię- chcesz nas wydać?!
Ten najspokojniej w świecie przerzucił koszulkę przez ramię
- Dobrze że zauważyłeś całkiem o tym zapomniałem ale nie krzycz bo zwrócisz na nas uwagę- powiedział udając że się uśmiecha
- Z drugiej strony ciekawe dlaczego tak mu zależało żebyśmy pozostali anonimowi…?
- Nie wiem…poczekaj…- pochylił się i zaczął zdejmować buty. Nic już nie mówiłem to znaczy nie chciałem mówić ale gdy zobaczyłem jego nogi obdarte do krwi nie wytrzymałem- Coś ty zrobił?
- Ehe… to jeszcze ze stepów… nie chciałem obciążać konia... nie wiem czy zauważyłeś ale Borys pod koniec był ledwo żywy dlatego Ares dał nam swoje konie
- Mogliśmy się zmieniać…
- Nie powinieneś przeciążać tej nogi…
- To ty wiedziałeś…
- Co? Że jest gorzej niż było? Wiedziałem. Ale co zrobisz jesteśmy Warlandczykami i prędzej zginiemy niż pozwolimy sobie pomóc
Odepchnąłem go na bok- przestań, ja tam jeszcze nie jestem takim stereotypowym Warlandczykiem
- Jesteś, jesteś!
Szliśmy przez prawie cały dzień, odpoczywając raz na czas. Oszczędzaliśmy jedzenie bo mieliśmy go tylko tyle ile się zmieściło w plecakach. W pewnym momencie spostrzegłem że ktoś idzie naprzeciwko nas.
- Dzień dobry!- zaczął od niechcenia Spart
- dobry…
- A gdzie tędy dojdziemy?
- Do ruin zamku. Lepiej tam nie idźcie, mówią, że jest tam smok. Podobno dlatego te rzekę zasypali, co by się ludzie siarką nie potruli
-Dobrze, dziękujemy…
Byliśmy już daleko od Kirit gdy zaczęło zmierzchać. Zrobiło mi się jakoś smutno.
- Leo widzisz tamto drzewo?
- No
- Zatrzymamy się tam?
- Możemy- ruszyliśmy w stronę drzewa
- dokąd my idziemy?- zapytałem
- No do drzewa
- Nie o to pytam idioto! Tak ogólnie. Po co idziemy na południe?- Zapytałem. Nie odpowiedział.
Był to jeden z tych wiekowych rozłożystych dębów, większych od domów. Jeden księżyc był zaćmiony drugi w pełni na bezchmurnym niebie wśród setek gwiazd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz