Najgorsze w uciekaniu jest to że nie znamy celu podróży, na niewielką skalę się tego nie zauważa gdy się ucieka z domu czy z miasta. Na początku gna nas przed siebie strach lecz kiedy strach mija w większości przypadków wracamy. A co jeśli nie możemy wrócić? Kiedy zagrożenie minie ale wciąż czyha na nas właśnie tam gdzie zawsze czuliśmy się bezpiecznie? Wówczas uświadamiamy sobie że tak naprawdę nie mamy celu.
Coraz więcej pytań i żadnych odpowiedzi. Niech się ktoś zlituje i przygarnie dwie sieroty i konia… Wciąż zastanawiałem się kim byli najeźdźcy, czy naprawdę nikt oprócz nas dwóch nie przeżył i czy gdziekolwiek trafimy nie uznają nas za zdrajców. Zrozumiałem jedną rzecz Rosjanie, którzy mordowali naszych braci, byli dokładnie tacy jak my. Nie byli źli, nie byli może też dobrzy ale byli smutni, byli smutni że muszą walczyć w takim miejscu. Rozkaz to rozkaz a wydał go ktoś dla kogo Warlandia była tylko czarną linią na mapie, tylko węglem i ropą na sprzedaż, tylko kilometrami kwadratowymi, rozkaz wydał ktoś kto nigdy nie widział śniegu w środku lata w smoczych górach z Warlandzkich gorących plaż, ktoś kto nigdy nie widział stepów i nie zgubił się w lesie, kto nie pił i nie śmiał się z elfami i nie jeździł na Warlandzkich koniach, które się nie boją skakać przez ogień, ktoś kto nie wierzy w to wszystko, nie zna przepowiedni i nie słucha legend. On wydał rozkaz a oni musieli iść, co im o nas powiedziano wolałbym nie wiedzieć, lecz niektórzy potrafią mówić tak że jego słuchacz posłucha, pójdzie i zabije innego człowieka sądząc że ów jest winien całemu złu na świecie. A kiedy ten co wydał rozkaz powtórzy to tysiącom żołnierzy wiele razy w końcu sam w to uwierzy i będzie spał spokojnie z czystym sumieniem, mając na koncie śmierć niewinnych Warlandczyków i jednej mutantki.
- Leoś co taki zamyślony?
- Zastanawiam się kto ich przysłał…
- Nie przejmuj się tym na razie- odparł Spart. Na razie? W sensie teraz, w sensie że kiedyś będzie na to czas?
- Myślisz, że jeszcze kiedyś… że mamy jakiekolwiek szanse…
- Myślę, że nie można tracić nadziei, ale teraz mamy inne problemy…
Jechaliśmy dalej na południe aż zapadł zmrok. Już wieczorem zebrały się chmury i nie było widać ani zachodu słońca ani później gwiazd czy księżyców. Było zupełnie ciemno, Warlandczycy ponoć dobrze widzą nawet w takich warunkach ale ja jakoś nie widziałem swojej ręki wyciągniętej przed siebie. Borys jechał coraz wolniej aż w końcu zatrzymał się mówiąc że dalej nie idzie. Jechaliśmy tak długo bo nie chcieliśmy się kłaść w pobliżu gryfów. Ziewnąłem przeciągle, najchętniej oparłbym się o Sparta siedzącego przede mną i poszedł spać
- Myślicie że dość daleko odeszliśmy?- zapytał, co zmusiło mnie do myślenia i powstrzymało przed tym co chciałem zrobić
- Mhm… nie słychać ich już…
Zeszliśmy po omacku z konia i zaczęliśmy szukać jakiegoś w miarę czystego, suchego kawałka ziemi najlepiej bez kamieni i mrówek. Nagle usłyszałem wycie, ciarki przeszły mi po plecach
- Spart- szepnąłem nerwowo, na próżno rozglądałem się wokoło, nic nie było widać, za to słychać aż za wiele. Wycie, piski, parskanie Borysa, czyjeś kroki na pewno Sparta niestety nie tylko jego… odwróciłem się w stronę najbliższego dźwięku, po chwili poczułem jego dłoń na ramieniu
- Jestem. Nie bój się
- Nie boję się
- Cały się trzęsiesz…
- To z zimna- skłamałem
Wycie słychać było coraz bliżej.
- Rozdzielmy się, przynajmniej jeden z nas przeżyje- nie czekając na jego odpowiedź odepchnąłem go i pobiegłem w przeciwną stronę, przeklinając swoją nogę a bratu szczerze życząc szczęścia.(wcześniej podczas walk został trafiony strzałą w udo, została ona niezbyt dobrze usunięta przez Sparta a rana źle się goiła) Nadal nie widziałem nic i potykałem się o wszystko ale wyraźnie usłyszałem jak z wielu głosów wyłonił się jeden i zbliżał do mnie. Spokojnie dałbym radę biec dużo szybciej nie miałby ze mną szans gdyby nie moja noga, w pewnym momencie krzywo stanąłem i odmówiła mi posłuszeństwa, zdawało mi się, że poczułem ból aż w kości, nie sądziłem że rana była tak głęboka. Skoczył mi na plecy, nie wiem ile mógł ważyć ale nie wiedziałem, że wilki są aż takie ciężkie. Chciałbym go zobaczyć przed śmiercią żeby chociaż wiedzieć jak wyglądał mój zabójca, tymczasem mogłem tylko słuchać jak dyszy. Wydawał się jakby zdziwiony, patrzył na mnie i patrzył w końcu niedowierzając w to co widzi powąchał mój kark, wzdrygnąłem się. Wilk powoli się wycofał zaczął się kręcić w miejscu, skomleć aż w końcu wydał z siebie jakby kaszlnięcie co jeszcze nie zdziwiło mnie tak jak to że po chwili odezwał się niskim męskim głosem- Nic ci nie jest, kolego?
I nie było to zaklęcie dzięki któremu rozumiałem wszystkie języki, po kilku sekundach się otrząsnąłem- Nie, nic mi nie jest. Myślałem że jesteś zwykłym wilkiem…
- A ja myślałem że jesteś łanią…
- Co tu robicie? Czemu polujecie tak daleko od domu?
- Warlandię najechali…
- To wiem. Co z wami?
- Wycinają las, to co próbowaliśmy ochronić spalili… ale kim jesteś że o tym wiesz? Przecież zamordowali wszystkich Warlandczyków
- Leon Salvo… uciekłem z bratem…
- Książę…
- Daruj sobie
- To on też żyje?
- Kto? Spart? O ile go twoi koledzy nie zjedli…
- Chodźmy do niego!
- Tylko że ja… nie bardzo mogę…iść
- Wezmę cię na grzbiet!
Bez wahania zaczął się znów zmieniać, chyba no bo tak siedział cicho tylko raz jęknął po czym kiedy podszedł do mnie był przerośniętym wilkiem. Głupio mi było na niego wsiadać ale nalegał więc musiałem. Nogami dotykałem ziemi ale tylko palcami, zastanawiałem się czy nie będzie go bolało gdy się chwycę za futro, nie reagował więc sobie na to pozwoliłem. Zaczął dość łagodnie żebym złapał równowagę, ale jak przyspieszył to był ze dwa razy lepszy ode mnie mógł się równać z gepardem, a ja się chwaliłem że doganiam króliki… czyli i tak nie miałbym z nim szans czy ze sprawną nogą czy nie. Cieszyłem się tylko że nie zadawał pytań o Warlandię i nie zrzucał na mnie winy, ja bym na jego miejscu tak zrobił. On w ogóle się nie odzywał mimo że zrozumiałbym go nawet w wilczej postaci.
Dotarliśmy na miejsce. Trochę polepszyła się widoczność, spostrzegłem zarysy trzech mężczyzn w tym Sparta, dwóch kobiet i konia. Zatrzymał się gwałtownie, inne wilkołaki wyczuły nasz zapach i spojrzały w nasza stronę
- No złaź, na co czekasz?
Zeskoczyłem z niego, patrzyłem jak całe towarzystwo zbliża się w naszą stronę, po chwili stał obok mnie człowiek.
- Leoś, nie sądziłem że jesteś taki odważny… - powiedział Spart
- Że cię zostawiłem żeby się ratować wiedząc że jestem szybszy…?
- Nieważne… Daleko stąd do jakiejś osady czy coś…?- zwrócił się do wilkołaków
- Tak- powiedziała jedna z dziewczyn- idźcie dalej na południe, jest tam Białe Miasto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz