Rano obudziło mnie pukanie do drzwi, Spart podniósł się i rozespany próbował ustalić co się dzieje, w końcu westchnął i niemrawo zapytał – Co to tak… ten… tak się tam…
- Ktoś puka… Mówiłeś, że jesteśmy sami…
- Sooo…? Aha, aha czekaj ale ktoś tu jest?! – łomot przybrał na sile
- Ty ja się boję… A co jak ktoś…
- To zobaczę kto przyszedł
- Nie! Yyy…Znaczy...
Poszedł, po drodze wpadł na drzwi
- Zawsze rano jesteś taki nieprzytomny?
- Dopóki czegoś nie zjem…
Zacząłem się ubierać, wziąłem tyle broni ile zdołałem ukryć pod ubraniem, korzystając z zasobów swoich i Sparta. Miecz oparłem o ścianę żeby w razie czego był gotowy. Siedzieli w kuchni. Facet ociekał mrokiem wszystko czarne i zajebiście wielka kosa na plecach – Tak, dzisiaj tylko tyle, coś ty taki wystrachany? – miał przyjemny głos, człowieka który zna się na rzeczy, o czymkolwiek mówił… Wyciągnął do mnie rękę – Ferko, jestem waszym… jakby opiekunem…
-Le…
-Wiem, wiem. Odłóż proszę tą broń, jestem przyjacielem, usiądź i posłuchaj mnie… Obaj posłuchajcie… Więc zazwyczaj jest tak że ten z pary który umiera pierwszy zostaje wtajemniczony przez porzuconego czyli osobę, której partner odszedł na kolejny poziom… nie zadawajcie proszę pytań z czasem się z tym oswoicie partnerzy, poziomy, bioenergia, piąty żywioł i takie tam… normalnie zająłby się wami porzucony ale skoro mamy gotową parę a nasze siły są coraz słabsze musimy działać szybko. Wszyscy Warlandczycy trafiają tu po śmierci ale to nie raj to kolejny poziom i nie będziecie się nudzić
- Wiedziałem, że będzie jakiś haczyk… - mruknąłem, niepotrzebnie bo teraz Ferko zwrócił na mnie uwagę a miałem akurat rękę w spodniach szukając scyzoryka
- Emm… można i tak to nazwać. Będziecie mieli obowiązki. Więc… o pięcioświat walczą od zawsze dwie jakby kasty, demony z Perstiantiy i my, co tu dużo mówić to wasze komunikatory, myślę że się połapiecie co i jak – wyłożył na stół jakieś dwie srebrne kostki, jedną chwycił za wierzchołki i rozciągnął tak że pośrodku powstał hologramowy ekran z ikonkami – tak się otwiera, ekran dotykowy, słuchawki w zestawie, połączenia nielimitowane, zasięg wszędzie, Internet, GPS i takie tam – odłożył komunikator - jutro po was przyjdę z moim partnerem i zabierzemy was na misję – już miał wychodzić kiedy nagle zatrzymał się w drzwiach – Liczę na was. Do zobaczenia jutro chłopaki
Siedzieliśmy w milczeniu jeszcze chwilę po tym jak wyszedł
- A… Tak dokładnie to co będziemy robić? – zapytał
Po chwili milczenia westchnąłem – Nie wiem. Chodźmy na piwo
- Wchodzę w to!
Wsiedliśmy na pegazy i skierowaliśmy się na centralną. Mijaliśmy po drodze różne wyspy, małe, duże, wszystkie miały swój urok. Centralna była największa. Miasto było piękne. Wysoko rozwinięte. Olbrzymie budynki pięły się pod niebo. Znaleźliśmy niewielki bar, połączony z kręgielnią. Spart zatrzymał się przed wejściem – A kto płaci?
- Hmm… idź zapytaj kogoś czym się płaci
- Czemu ja?
- Bo jesteś starszy
- Nie
- Ale Spart – miałem na niego sposób – jesteś taki duży i silny a ja… och…
- Masz rację - powiedział z dumą
Odwróciłem się żeby nie zauważył mojego uśmiechu. Podszedł do pierwszej lepszej osoby. Nie słyszałem co dokładnie mówili, po chwili wrócił do mnie – handel wymienny
- Nieźle… – zacząłem rozglądać się po ludziach, nagle wpadłem na szyld „ kantor towarów uniwersalnych” –Patrz! Spart - poszliśmy tam i zastaliśmy starszego mężczyznę za ladą
– w czym można służyć? – zapytał bardzo uprzejmym tonem
- Jesteśmy nowi… i… - zaczął Spart
- Rozumiem… Wytłumaczyć wam tak? Mamy tu wolny rynek, ale nikt raczej nie skupia się na pracy tutaj, to bardziej rozrywka, więc nie podchodźcie do tego na poważnie. Całe to miasto to taka zabawa w sklep jak w dzieciństwie, wszyscy mają przecież co potrzebne na wyspach. Skoro jesteście nowi dam wam trochę bryłek – rzucił na stół pięć samorodków złota – jedna ma wartość około dwudziestu złotych. Nie musicie oddawać. Proponuje wam okraść jakiś sklep, na początku jest trudno więc musicie oszukiwać, nie przejmujcie się niczym, to tylko zabawa, więc róbcie tak żeby było śmiesznie
- Dziękujemy panu! – odezwał się Spart
- Nie ma za co… Jesteście parą?
- Zdaje się że tak… - mruknął – to mój brat – skinął na mnie głową, uśmiechnąłem się
– co on niemowa?
- nieśmiały – powiedziałem cicho
- Ja mieszkam z żoną… masakra… wam to fajnie, jesteście podobni, dogadacie się, a z babą to… szkoda gadać – zaśmialiśmy się
- Dobry tu jest alkohol? – Spart nachylił się nad ladą, bankier też zbliżył się do niego – najlepszy…
- Jeszcze raz dziękujemy – zgarnął bryłki – do widzenia
- Do widzenia, do widzenia he he…
Wyszliśmy na ulicę, tylu ludzi, tyle miejsc, tak dużo do zrobienia…
- Zabawmy się dzisiaj… mamy forsę… - zaproponowałem
- Ale jutro misja…
- To co, wesele po kawalerskim przeżyłeś, wiec misję po imprezie też przeżyjesz!
- Dobra chodźmy do jakiegoś klubu
Na początku piliśmy, potem chyba tańczyłem z jakąś dziewczyną ale ona sobie poszła, my jakimś cudem trafiliśmy do innego klubu coś… „ pod niedźwiedziem” jakoś tak, tam znowu piliśmy i gadałem z jakimiś dziewczynami, pytały o moją bliznę opowiadałem im takie pierdoły a one wierzyły i mnie podziwiały a dalej nie pamiętam. Potem chyba trochę otrzeźwiałem. Byliśmy na drodze niebo było sine, musiało to być nad ranem. Obejmowaliśmy się ramionami i próbowaliśmy iść, świadomość wróciła mi kiedy Spart uderzył mnie w twarz – idziesz? Czy co kurwa?
- Gdzie?
- Nie wiem… ja pierdole do przodu…
- A… Spartan? A wiesz? A wiesz co?
- Co?
- Powiem ci fraszkę! Chcesz?
- To mów
- Spartan, Spartan ty chuju! Hahahahaha!
- Jak się odzywasz do brata? Jak się? Kurwa… Wpierdolić ci?
- haha… na żartach się nie znasz ty stary capie
- Sam jesteś chuj
- Hahaha… O rzesz cholera jasna. Ten kosiarz to się wkurwi na nas nie?
- No – nagle nogi mi się poplątały i poleciałem w bok – Co ty kurwa robisz?!
- Idę… albo nie idę…?
- Chodź ty mały skurwielu, idziemy na misje
- Jak Superman!
- Co kurwa?
- Gówno jeden zero dla mnie! Jestem taki zajebisty! Fuck yeah!
- Zamknij mordę! Gdzie są nasze konie?
- W spodniach! Hahaha! Chodźmy jeszcze do burdelu!
- Pojebało? Mamy ostatnią bryłkę a poza tym jesteś nawalony jak świnia
- Haha…
- A w ogóle mówiłem o koniach… o tych… pegazach!
- Uhu… a to nie wiem… jestem tak pijany że jak będę miał kaca to chyba zdechnę
- To był twój pomysł! Ale i tak cię kurwa kocham!
- No ja to bym za tobą chuju w ogień skoczył! Ty czekaj patrz idzie jakaś laska
- Czekaj. Podbiję do niej… - puścił mnie i chwiejnym krokiem ruszył do dziewczyny - Przepraszam… Przepraszam panią najmocniej, nie widziała pani może dwóch koniczków, takich czarnych
- Spadaj!
- Świetna robota! Spart… ty idioto... robisz z siebie debila
- A spierdalaj!
- Sam spierdalaj! ... Patrz są! – zawołałem wskazując na konie w oddali
- Leo? Piłeś nie jedź
- Wal się! Trzymaj mnie idziemy…
Nie wiem jak znaleźliśmy się w domu, ale obudził mnie Ferko i strasznie bolała mnie głowa
– Hej… Co z wami?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz