poniedziałek, 18 stycznia 2016

Rozdział 4 cz.2

- W Imperium to bym ci każdą gwiazdę po imieniu wymienił- stwierdziłem patrząc w górę. Spart rzucił plecak przy pniu i stanął przy mnie trochę dalej od gałęzi drzewa skąd było widać gwiazdy
- Ciekawe czy te się w ogóle jakoś nazywają…?
- Nie wiem ale ja tam widzę smoka- wskazałem jedną z gwiazd nad nami- tu ta taka jasna to by było oko… widzisz to?
- No, mi to bardziej jaszczurkę przypomina
- ma skrzydła, tylko takie mniej widoczne, ale
- a racja
- A tam na wschód bardziej…
- Imperium
- No! Trzy po lewej, trzy w środku i cztery z prawej, planety zjednoczone, unia i ZSRK!
- tak Związek Sowieckich Republik Kosmicznych… myślisz że to robota tych…
- No a kogo? Wiesz czasem… pewnie by mnie za to zamordowano ale czasem mi szkoda że wycofano historię ze szkół…
- Lepiej się do tego nie przyznawaj! Robimy ognisko?
- Tak!
Zjedliśmy kolację, pogadaliśmy trochę i poszliśmy spać niczego nieświadomi. W samym środku nocy zerwałem się w jakimś bojowym nastroju. nie mogłem nijak usiedzieć na miejscu. Nie wiem co mi się stało ale miałem ochotę od razu pobiec i kogoś zamordować. Sparta nie było. Wstałem więc, wziąłem szablę i poszedłem przed siebie. Spostrzegłem brata kilkanaście metrów dalej, ruszyłem w jego stronę.
- Też nie możesz spać? Patrz na to- wskazał na księżyc. Ten który był zaćmiony przysłonił ten większy w pełni, tworząc jakby pierścień
- Myślisz że coś w tym jest?- wzruszył ramionami, w jego oczach było coś nie do opisania, czuł to samo co ja- wierzę- szepnąłem
- Co?
- Wierzę że ją odzyskamy… Ares i jego ludzie… nasi ludzie żyją, musimy wrócić na północ!
- Leoś…
- Przepraszam! Powinniśmy teraz z nimi być! Walczyć! A przeze mnie…
- Leoś, będzie dobrze… jeśli, taki pesymista jak, ty w to wierzy, to ją odzyskamy… wrócimy na północ…
Odwróciłem się i pomaszerowałem w stronę drzewa. To co tam zobaczyłem zaparło mi dech w piersiach, nie byłem w stanie zrobić kolejnego kroku. Zakochałem się! Spojrzała mi w oczy, wyszczerzyła kły i już wiedziałem że jesteśmy sobie przeznaczeni. Zwabiło ją jedzenie w opuszczonym obozie. Chciałem coś powiedzieć ale słowa stanęły mi w gardle. Podeszła do mnie, ja nadal stałem jak wryty. Polizała mnie w policzek, wreszcie odważyłem się i położyłem dłoń na jej pysku. Tak, to był smok jeśli jeszcze się ktoś nie zorientował.
Miała czarne zimne łuski. Odwróciła się bokiem i trochę obniżyła- co? Tak na pierwszej randce?- w odpowiedzi warknęła. Będąc w Warlandii siłą słuchało się o smokach i tak dalej, coś mi się obiło o uszy o więzi między smokiem a jeźdźcem ale żeby to zrozumieć trzeba to po prostu przeżyć
- Leo!!! Odsuń się! Będę strzelać!
- Nie!- O nie, nie w takiej chwili! Wskoczyłem na grzbiet smoka. Ten zaczął biec, słyszałem tylko jak rozwija skrzydła i w zbija się w powietrze, potem już tylko ciemność, gwiazdy i ten cholerny księżyc. Pierwszy raz leciałem na smoku. Było cudownie. Nie miałem pojęcia gdzie jesteśmy. Wiedziałem tylko kilka rzeczy: że jestem Warlandczykiem, że zostałem jeźdźcem smoka i że jeszcze tej nocy odzyskamy Warlandię!
- Skąd się tu wzięłaś akurat dziś?
Byliśmy dla siebie stworzeni, pierwszy raz na niej siedziałem a intuicyjnie wiedziałem jak się zachować, co zrobić żeby skręcić, co żeby obniżyć pułap, o chyba nieprędko wrócę do myśliwców, a jaki Borys będzie zazdrosny… a co powie Spartan? A jak ją nazwę…?
- Wracaj…
Po chwili wylądowała. Rozglądnąłem się i spostrzegłem że jestem koło dębu. Smok nagle bez ostrzeżenia powalił mnie na twarzą do ziemi, unieruchomił i podrapał w ramię do krwi, powarkując przy tym. Przypomniałem sobie jak mówili że smoki znaczą swoich jeźdźców… mimo bólu zacząłem się podnosić i oczywiście musiał się pojawić Spart
- Bracie!
Pobiegłem w jego stronę słaniając się na nogach
- Stoisz mi na linii ognia! Padnij!
Zdążyłem w ostatniej chwili opuścić jego strzałę- Nie! Ona jest moja!
Spart chwycił mnie za barki- Ty jesteś nienormalny!
- O świcie Warlandia będzie nasza!
- Co ci jest?- dotknął mojego ramienia
- To powierzchowna rana! Chodźmy!
- Nie wsiądę na to bydle!
- Wracamy na północ. Jeszcze tej nocy… póki księżyc…
- Może i masz rację… ale sami…
- Ja i ty, ramię w ramię, dzisiaj, teraz! Przecież też to czujesz?
- Czuję się jak wilkołak w pełnię…
- Jeśli mam zginąć to w Warlandii jak Eliot, i u twego boku
- Yyy
- Pokaż mi czemu ty jesteś królem a nie ja! Udowodnij że zasługujesz na Warlandię i na moją wierność! Prowadź, bracie! Choćby ostatni raz!
- Nie mamy nic…
- …do stracenia!
- Nie damy rady…
- …żyć tu z wyrzutami sumienia!
- zginiemy…
- …byle razem! O Spartan, przecież sam chciałeś walczyć!
- Boję się o ciebie…
To przemilczałem.
- Chodźmy do Awrila- powiedział w końcu
- Wkurzy się…
- Jeśli on czegoś nie wymyśli to już nie wiem
I Spart wsiadł w końcu na „to bydle”, które wzięło w szpony nasze plecaki i wzbiło się w niebo. Wylądowaliśmy gdzieś na plaży, stąd było już nie daleko do bramy na moście gdzie Awril powinien mieć dziś nocną zmianę. Siedział za biurkiem przyjmując papiery od jakiś ludzi.
- Awril..?
- O proszę! Znudziło wam się zwiedzanie? Skończę z nimi to pogadamy- powiedział i wrócił do pracy, stanąłem obok niego i przyglądałem się kolejnym imigrantom. Naglę rozpoznałem wśród nich Aresa. Uśmiechnąłem się, on kiwnął mi głową. Przyszła jego kolej.
- Imię, pochodzenie, zawód wyuczony
- Ares z północnej Warlandii, zawód… pisz wojownik….
Nie wyszedł razem z wszystkimi ale czekał razem z nami aż wszyscy zostali zapisani. Spart nie słyszał tyle co ja i tylko przywitał się z Aresem po czy zaczął gadać z Awrilem.
- Leo? Przejdziemy się?
Wyszliśmy na zewnątrz
- Co tu robisz?
- Przyszedłem po was. Świetnie sobie radzimy, chciałem żebyście byli przy naszym zwycięstwie- w tym właśnie momencie dołączyli do nas Spart i Awril
- To co?- zapytał mój brat
- Na froncie jest dobrze, lecimy na północ
- Lecimy?- zapytał Ares
- Tak, mam smoka… ale wejdą na niego góra dwie osoby…
- To ja z waszym elfem pojedziemy konno. Co się tak patrzycie? Myśleliście że ja kozak ruszyłbym się gdzieś bez konia? Mam całe stado. A wy chłopcy polecicie przodem
- O świcie będzie nasza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz