- Masz jaja, młody- mruknął patrząc na mnie z uśmiechem- albo jesteś głupi
- Raczej pijany
- Co? Na trzeźwo byś się z nim nie bił?
- Na pewno sam bym nie zaczynał… Jak on się w ogóle nazywa?- zerknąłem na śpiącego wroga
- Rokus. Nikt jeszcze z nim nie wygrał… Wierzysz, że odzyskamy Warlandię?
- Nie…
- Weź brata i jedźcie na południe, dam wam konie, broń i co wam potrzeba, znajdźcie tam nowe ziemie, nową Warlandię… Tam wrócimy jeśli przegramy ale darują nam życie…
Miałem już zaprzeczyć ale miał rację i co do tego że powinniśmy iść i żeby wziąć jego konie nie Borysa, który się zanadto rzucał w oczy.
Słońce było już wysoko kiedy opuściliśmy po cichu miasto. No… prawie opuściliśmy… południowa brama była zamknięta. Z tej strony mur był wyższy i zwieńczony kolcami. Strażnik spał pod ścianą.
- Emm… przepraszam? Hej! Ty!
- Sooo…?
- Może nas pan przepuścić?- Starałem się być nadal grzeczny
- A gdzie pan chcesz tam iść?!
- No… a bo co?- zaczynał mnie denerwować
- Panie! Tam nic nie ma!
- Nic? Coś przecież musi być!
- Chodź tu! No rusz tyłek, zejdź z tego muła i weź sobie klucze bo mi się nie chce wstawać!
Nie miałem już siły żeby się na niego wydrzeć że jestem Warlandzkim księciem i tak dalej więc po prostu podszedłem do niego a on rzucił mi klucze mówiąc- Chyba ten złoty…- drzwi w murze były zamknięte na kłódkę. Znalazłem ów złoty klucz, trochę się z tym pomęczyłem, ale w końcu się udało. Pociągnąłem ciężkie wrota i ujrzałem… nic! Jedno wielkie nic! Błękitne niebo tak zlewało się ze spokojną wodą że wszystko
było tego samego koloru odznaczone tylko linią horyzontu. Miasto było dokładnie na poziomie morza, trochę wody wlało się przez próg. Stałem osłupiały nie wiedząc co dalej aż strażnik który nacieszył się już wystarczająco robieniem ze mnie idioty zlitował się- Tam dalej jest port. Może się załapiecie na statek…
- Dzięki…- wymamrotałem. Patrzyłem jeszcze przez chwilę na wodę po czym odwróciłem się do Sparta, który jeszcze od rana się do mnie nie odezwał- Co ty na to?
- A mamy jakiś wybór? A w ogóle rób co chcesz po co mnie pytasz skoro i tak to dla ciebie nic nie znaczy?!- mruknął niechętnie
- Oho ktoś tu wstał lewą nogą. Jak to nic nie znaczy?
- A kto powiedział że jedziemy na południe i się mnie nawet nie zapytał?
- Poczekaj…- oddałem klucze strażnikowi wziąłem swojego i Sparta konie za uzdy i poprowadziłem kawałek dalej w stronę portu. Rozejrzałem się czy nie ma za dużo ludzi i kiwnąłem głową żeby zszedł na ziemię.
- O co ci chodzi?
- Już powiedziałem
- To nie był mój pomysł tylko Aresa
- Tak, a ja to już nie mam nic do powiedzenia. A może chciałem iść walczyć?!
- Czy ja cię tu trzymam? Nikt cię do niczego nie zmusza. Możesz sobie iść
- Już raz się prawie rozdzieliliśmy…
- Może… może tak byłoby lepiej…?- powiedziałem. Nie! Nie byłoby lepiej chodź tu i mnie przytul, powiedz że nie to już ważne i że… ale i tak tego nie powiem na głos ani on a myślał pewnie o tym samym…
- Nie wiem…- warknął obojętnie. Próbowałem się opanować ale panikowałem nie możemy się pokłócić w takim momencie! Ja popłynę na inny kontynent a on zostanie tu i zginie w walce o Warlandię… nie wiedziałem czy mi to przejdzie przez gardło ale byłem zbyt zdesperowany żeby o czymkolwiek myśleć- Przepraszam…
- Co?- zapytał Spart, który już wchodził na konia
- Nie, nic…
- Za co?
- za wszystko…za całe życie…- szepnąłem zrozpaczonym tonem
Spart westchnął ciężko, zaklął paskudnie pod nosem, oparł się o mur i osunął na ziemię. Mój koń prychnął nerwowo. Pogłaskałem go po pysku po czym dosiadłem się do brata. Po chwili milczenia szturchnąłem go łokciem- Ej to ja jestem ten zły, nie możesz się na mnie obrażać!
Spart się uśmiechnął- Co jest z nami nie tak?
- To nie my to świat się zepsuł. Moglibyśmy walczyć i zginąć jak setki innych i nic nie zdziałać, więc lepiej uciekajmy… smutne ale prawdziwe…
- Dlaczego tak musi być? Czy oni nie mogą po prostu siedzieć na Starej Ziemi i tam się rządzić? Muszą tutaj… w ogóle czemu jakiś człowiek tylko powie „a idźcie ich zabić” i… to nie sprawiedliwe…i po co tylu ludzi ginęło żeby po trzech dniach znowu stracić wszystko…
Położyłem rękę na jego karku- A po co ktoś ratował swojego wroga, walczył o życie swoje i jego, i mimo że on go skrzywdził wybaczył mu i był w stanie go kochać? Po co robił tyle dla innych i dla kraju, po co tak się starał, nie poddał się i mimo wszystkiego co go spotkało wciąż nie stracił ducha walki chyba nie po to… żeby teraz popełniać samobójstwo?
- Nic mi się nie stanie…
- Dobrze wiesz, że oni tam zginą i ty z nimi…
- Kapitan tonie ze statkiem…- wyrwał mi się i podszedł do konia, rzuciłem się za nim i zanim postawił nogę w strzemieniu objąłem go tak jak stał- Nie możesz! Nie masz prawa! Obiecałeś matce…
- Leo puść mnie! Co ty wyprawiasz?!
- Obiecałeś!
- Co?
- Że się będziesz mną opiekował! To teraz wybieraj ratujesz Warlandię czy mnie!- pobiegłem w stronę bramy, nie miał szans mnie dogonić. Strażnik kontynuował drzemkę a drzwi zostawił otwarte. Wyskoczyłem jak najdalej umiałem i wypuściłem powietrze z płuc. Zacząłem się dusić i napiłem się słonej wody, powoli szedłem na dno. Spojrzałem w górę, ładnie wyglądało niebo z pod wody… nagle w morze wpadło coś ze dwa razy cięższego ode mnie i zaczęło ciągnąć mnie w górę. Spart rzucił mnie na bruk, zacząłem się krztusić a on kląć. W końcu uderzył mnie w plecy i złapałem oddech
- Co ty sobie myślałeś?! Ty idioto! Jesteś nienormalny…
- Wiem…ale jak pojedziesz to się zabiję…
Spojrzał na mnie jakby sam chciał mnie za chwilę zabić ale opanował się- czemu?- zapytał. Zacząłem się śmiać- Czemu? Bo… hem… no…- przestałem się cieszyć- nie wiem…
- Co ci tak nagle zaczęło na mnie zależeć?- przeczesał palcami mokre włosy- Nie no serio pytam, co się stało? Nagle zacząłeś mnie lubić
- Nie spodoba ci się to- westchnąłem- taka była ostatnia wola Eliot
- Co? Piłeś słoną wodę, prawda?
- Nie! Chciałeś znać prawdę to proszę. Byłbyś nadal moim wrogiem, gdyby nie ona. Powiedziała, że mam cię kochać i szanować czy jakoś tak, gdyby nie to, już dawno…- Spart odwrócił wzrok- … a-ale to nie tak, że mi nie zależy. Ja, rozumiem już… że miała rację, byłem zły że nie wymyśliła czegoś innego, ale teraz rozumiem. Nie możesz teraz mnie zostawić!- zbierał się żeby wstać- Pewnie teraz myślisz, że udawałem, ale ja naprawdę…
- Dobra, zamknij się, przynudzasz!- wyciągnął do mnie rękę- Wszystko w porządku?- skinąłem głową- To chodź. Tym razem przynajmniej mamy więcej ubrań, idziemy się przebrać w suche i zobaczymy czy mamy jakiś statek, zadowolony?
- Tak…-przyjąłem jego dłoń. Gdy wstałem chwycił mnie za ramiona- i nie próbuj się więcej topić!- powiedział patrząc na mnie poważnie po czym złagodniał nieco i mnie przytulił
- Dobrze, już będę grzeczny…- wykrztusiłem z trudem.
- Taa już to widzę… ale doceniam dobre chęci. Idziemy ty zmokła kuro, bo mi się przeziębisz- mówił głaszcząc mnie po głowie. Gdzieś na uboczu się przebraliśmy i ruszyliśmy w stronę portu. Po lewej cały czas mieliśmy mur a po prawej domy, uliczki, no jednym słowem miasto. Kilkaset metrów przed nami było już widać maszty… Było mi przykro że opuścimy niedługo Warlandię. W końcu to nasz dom. Spojrzałem w stronę statków, oprócz nich było jeszcze coś… jakby podpory mostu…
- Patrz, Spartan!
- Tak, widzę. Może nie będziemy musieli nawet schodzić z koni…
- Strażnik nie wspominał żeby był jakiś most
- Pewnie dawno tu nie był
- No bez przesady, przecież to morze, to musi być największa budowla w okolicy, jak mógłby o czymś takim nie wiedzieć
- Nikt nie mówi o tym moście- wtrącił się obcy dziecięcy głos, spojrzeliśmy w jego stronę i zobaczyliśmy niewysokiego chłopca w kapturze z uszami
- A ty kto?- zapytał Spart
- Mówią na mnie wyrocznia…- odpowiedział a ja się zakrztusiłem
- Myślałem że będziesz dużo starszy i…
- Że będę kobietą- dokończył za mnie- mieszkającą w lesie w domku na kurzej łapce, tak?
- Tak…
- Jesteś szczery- powiedział przekrzywiając głowę na bok- mówisz to co myślisz
- Nie zawsze…
- Przeszłość to nie moja działka…- wzruszył ramionami- Ale na chwilę obecną dałbyś radę…
- Dałbym radę, co?
- Przejść do Kirit
- Kirit?
- Miasto po drugiej stronie
- Możesz jaśniej?- wtrącił się Spart
- Pewnie w końcu jestem jasnowidzem. Most prowadzi do Kirit, zbudowano go na zlecenie królowej Eriny żeby połączyć ziemie północne i południowe. Głównie chodziło o to że na północy byli ludzie a na południu surowce i trzeba było popchnąć transport do przodu… no ale most został przeklęty i jeżeli ktoś kto ma nieczyste zamiary… spadnie i utonie. Powodzenia!
I tyleśmy go widzieli…
- To co z tym mostem?- zapytał Spart
- Serio wierzysz w tą bajeczkę o nieczystych zamiarach? Czemu niby ktoś miałby przez to się utopić? Nie denerwuj mnie i chodź!
- I tak Kozacy do nas dołączą
- Nie! Zabiją ich komuniści a poza tym mam zamiar spalić most gdy już przejdziemy! Zróbmy choć raz to co ja chcę!
- Dobrze. Niech ci będzie. Ale poczekajmy z tym mostem jakiś czas dajmy im szansę
Nie dając mu wyraźnej odpowiedzi ruszyłem dalej. Kolejna brama była o wiele większa i bez drzwi ani krat otwarta. Każdy mógł przez nią przejść. Morze było spokojne również tu most przebiegał tuż nad jego powierzchnią i ciągnął się w nieskończoność. Wjechaliśmy ostrożnie przez bramę, most zakołysał się trochę. Jechaliśmy gęsiego, ja przodem.
- Nie zapytaliśmy nawet jak długo pojedziemy…- westchnął Spartan- albo co jeśli będzie sztorm… albo jak pojedzie ktoś z naprzeciwka
- Zamknij się!- krzyknąłem a woda się wzburzyła- Jeszcze słowo a cię stąd zrzucę! Zawsze musisz krytykować moje decyzje!- mój koń poruszył się niespokojnie gdy woda go ochlapała. Spart rozejrzał się dokoła- Leoś… proszę cię spokojnie…
- Nie moja wina że tak mnie wnerwiasz!
- Leo nie myśl że chcesz mnie zabić!- fala uderzyła mnie w twarz
- Ja tylko…- ruszył się wiatr, most zaczął się mocniej kołysać
- Leoś, możesz mnie nienawidzić ale błagam nie teraz, nie na tym moście…
- No to co teraz?
- Może zejdźmy z koni…- zsunął się na ziemię i stanął po kolana w wodzie, zwierzęta zaczęły panikować, mimo że próbowałem je uspokoić. Zebrały się nad nami czarne chmury. Kolejna fala przewróciła mnie, jedną ręką trzymałem poręcz. Woda opadła ale ledwo zdążyłem wziąć wdech podtopiła mnie następna fala jeszcze silniejsza do poprzedniej. Zacząłem posuwać się naprzód. Fale trochę się uspokoiły i oprócz oddechu udało mi się wrzasnąć- Spart!
Nagle gdy kolejny raz zamierzyłem się na ślepo, żeby chwycić dalszy ciąg barierki i podciągnąć się dalej natrafiłem na jego dłoń. Udało nam się wydostać na powierzchnie i utrzymać na falach- Przepraszam! Ja tylko tak powiedziałem, nigdy bym cię nie skrzywdził!- po chwili poczułem grunt pod nogami. Woda znów była spokojna a na niebie nie było ani jednej chmurki. Spart bez słowa poszedł dalej na południe, chciałem iść dalej ale noga odmówiła mi posłuszeństwa i upadłem na kolana z jękiem. Kątem oka widziałem wypływające na powierzchnie nasze rzeczy i ciała koni.
- Leo? Idziesz?
- Yyy, tak! Już, już!- spojrzałem na swoją nogę, i zobaczyłem krew na spodniach. Spart mnie zabije! Odwróciłem się do niego tyłem.
- Wszystko dobrze?
- Tak, ja… wyławiam torby
- Przepraszam, co robisz?
- No rzeczy co powpadały wyciągam z wody…
Nagle oparł się na mnie i spojrzał z góry- Ach tak?
- Eee…
- Ściągaj spodnie
- Ale to tylko…
- Nie denerwuj mnie bo jak…
- Ciii! Nic nie mów! Nie na tym moście
- Dobra pójdziemy na kompromis- wychylił się po dryfujący plecak- sam sobie to opatrzysz, a potem idziemy dalej, może być?
- Niech będzie- podałem mu kolejną torbę, w sumie były cztery bo każdy z nas miał po dwie przy siodle. Zorganizowaliśmy się w jakieś pół godziny. Siedzieliśmy w ciszy na środku morza przebierając rzeczy z plecaków nadające się do użytku.
- Leo, pytałeś czy cię kocham... a ty?- na początku nie wiedziałem o co mu chodzi, dopiero po chwili zorientowałem się że wrócił do naszej rozmowy z przed kilku dni
- Nie wiem… ja jestem materialistą, podaj mi definicję miłości, wady i zalety i co będę z tego miał, to ci odpowiem…
- Tak czy nie?
Zacisnąłem pięści i po chwili milczenia odparłem- Tak
- No to… udało ci się spełniłeś ostatnią wolę… możesz wracać do Imperium…- usłyszałem jakieś żelastwo upadające na ziemię. To bransoletka Herrora, dzięki której można było przemieszczać się między światami (Stworzył je przyjaciel Leośka, główny inżynier projektu "Warlandia", do dziś ostały się nieliczne, dzięki jednej z nich Leo tworzył portale między Imperium a Silają, Leo chciał wrócić do mafii ale podczas walki zgubił bransoletkę)
- Teraz mi to dajesz?! Kiedy już tyle wycierpiałem, tyle przeszedłem!- podniosłem ją i wstałem, Spart też- Teraz, po tym wszystkim?! I cały czas ją miałeś?! Teraz to już za późno!!!- zamierzyłem się i z całej siły cisnąłem ją przed siebie. Patrzyłem jak moja ostatnia droga ucieczki tonie i uśmiechałem się- Ty świnio- zamruczałem- wiedziałeś co zrobię…
- Gdybym nie wiedział to bym ci jej nie dał…
Zapadła chwila milczenia, dawno już nie miałem tak jak teraz poczucia że podjąłem dobrą decyzję.
- To co, idziemy?
Skinąłem głową i wziąłem pierwszy z brzegu plecak
- Ten mój!- Spart mi go wyrwał i podał mi inny dużo lżejszy
- Jaja se robisz?
- Co?
- No jak żeś to rozdzielał?
- Po równo
- Ta jasne!
- Za ciężko masz?
- Przestań! Cały czas mnie traktujesz jak bym był gorszy!- Spart gapił się na mnie z jedną ze swoich min typu WTF?!
- Leo… no jeśli tak to odbierasz to przepraszam, nie miałem nic takiego na myśli, nie uważam się za lepszego, po prostu się o ciebie martwię- zrobiło mi się głupio- Zresztą dwa razy mi uratowałeś życie więc jak możesz twierdzić że jesteś gorszy?- Położył dłoń na moim policzku i przesunął kciukiem po mojej bliźnie, wyrwałem mu się
- Kiedy niby był ten drugi raz?- zapytałem nie mogą sobie przypomnieć niczego poza osłonięciem go przed mieczem wroga kierując jego cios na siebie
- Gdyby nie ty byłbym teraz w Warlandii z innymi trupami
- Co takiego zrobiłem?
- Byłeś ostatnim żywym powodem żeby o cokolwiek walczyć
- Gdyby i mnie zabili to… dałbyś się pokonać?
- Tak- położył mi dłoń na karku i pociągnął za sobą - Idziemy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz