Robiło się coraz ciemniej i chłodniej, specjalnie aczkolwiek tak żeby wyglądało przypadkowo otarłem się o jego rękę, Spart spojrzał na mnie lekko się uśmiechając. Dotarliśmy do bazy, przechodziły przez nią tory kolejowe. Był to budynek w kolorze piasku, składał się z kilku sześciennych bloków z małymi okienkami bez szyb zamykanych drewnianymi okiennicami.
- Teraz – odezwał się Ferko – weźmiemy kilka rzeczy z bazy i przewieziemy je do innej, to nasza misja, po drodze mogą nas zaatakować bo to co wieziemy to ostatnie z wynalazków Toma Blue, bransoletki otwierające portal, musimy je zniszczyć
Na wspomnienie przyjaciela łezka zakręciła się w oku ale nie przyznałem się, że go znałem, Spart tylko spojrzał na mnie porozumiewawczo. Baza była pusta skromnie urządzona, Andris zabrał torbę, w której zaszczękał metal, na stacji również nikogo nie było
- Nie mogliśmy dojechać tu pociągiem? – zapytałem nieśmiało
- Stacje są za daleko, będziemy jechać całą noc – odparł Andris, Ferko tylko mnie obuczał – Co, nóżki bolą?
- Daj mu spokój – Andris położył mi dłonie na ramionach patrząc na partnera
- Dobra już… siadaj - warknął tamten
Usiedliśmy na ławce, Ferko, Andris, ja i Spart. Siedzieliśmy w milczeniu aż nagle poczułem jak Spart kładzie mi się na ramieniu, oczywiście nie zabroniłem mu tego, ja jeszcze nie byłem śpiący, ostatnio chyba spaliśmy na zmianę, odkąd się zabawiliśmy…
Nadjechał stary skrzypiący pociąg towarowy, w niektórych miejscach mocno zardzewiały, pewne wagony miały oznaczenia radioaktywności, był cholernie długi, Spart obudził się na jego hałas. Kiedy w końcu się zatrzymał nie było widać ani jego końca ani początku. Wyszedł stary konduktor, i rozejrzawszy się zagwizdał słabo
– Na co czekacie?! – wydarł się Ferko. Wskoczyliśmy w ostatniej chwili do ruszającego pociągu, do jednego z pustych wagonów, były tu tylko jakieś drewniane palety pod ścianą, staliśmy przez chwilę, kuląc się przed gromiącym wzrokiem Ferko. Pociąg jechał na razie bardzo powoli. Nagle Ferko odezwał się głosem, o którym chciałbym zapomnieć – ANDRIS? GDZIE TWOJA TORBA?!
Andris zrobił się zielony – Ja…ja...ja…
- Ja mogę przynieść! – wykrzyknąłem i zeskoczyłem z pociągu, słyszałem za sobą wrzaski przerażenia i wściekłości ale byłem już prawie na stacji, w biegu złapałem torbę o mało nie przewróciłem się zawracając i popędziłem za pociągiem, powoli przyspieszał ale go wyprzedzałem. Wagon po wagonie, ale sporo straciłem wracając. W końcu zauważyłem trzech chłopaków, krzyczących i machających wychylając się z wagonu. Gdy dzieliło nas parę metrów, rzuciłem im torbę. Pociąg przyspieszył i przestałem go wyprzedzać zaczął mi uciekać, nie dużo ale pomału zdobywał nade mną przewagę. Dałem z siebie wszystko i dogoniłem mój
wagon podawali mi ręce i krzyczeli wszyscy na raz tak że nie szło ich zrozumieć. Zacisnąłem zęby i przyspieszyłem, na koniec skoczyłem na oślep łapiąc czyjąś dłoń. Po chwili leżeliśmy wszyscy na podłodze, zajęczeli razem ale już po sekundzie wstali i zaczęli przekrzykiwać się jeden przez drugiego a ja na czworakach z pochyloną głową próbowałem złapać oddech. „ jak mogłeś, głupi jesteś, dzięki, dzięki, dzięki, Ferko by mnie zabił, czy ty jesteś normalny, mogłeś się zabić, dobrze że nic ci nie jest, nie rób tego więcej, uratowałeś mi życie, głupi jesteś”. Kilka razy któryś wołał „cisza!” i nie pomagało, w końcu pociąg zagwizdał i nagle wszyscy postanowili się zamknąć. Ferko strzelił focha i zaczął przeliczać bransoletki, natomiast Spart i Andris… strach się bać! Zaczęli się nade mną rozczulać. Najpierw Spart otarł mi pot z czoła i podał wodę, Andris wciąż mi dziękował. Kiedy się napiłem odepchnąłem ich obu i podpełzłem do Ferko, bo wstać nie dałem rady. Przysiadłem się obok jeszcze trochę dysząc – Jeśli myślisz że cię pochwalę to się mylisz, najważniejsze jest dla mnie bezpieczeństwo ludzi nie powodzenie misji. To co zrobiłeś było nie odpowiedzialne, nawet nie wiesz, że demony mogły dopaść cię gdy byłeś sam, nie tylko odebrały by towar ale pewnie zabiły ciebie albo gorzej, opętały! Nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji! A wyglądałeś na bardziej rozgarniętego…
- Przepraszam…
- Który raz to słyszę? I ty masz nosić w sobie taki dar… wierzyć mi się nie chcę…
- Jesteś zazdrosny? – postanowiłem go rozgryźć, niech się trochę otworzy
- Tak! Jestem cholernie zazdrosny! Przychodzi taki drań wszyscy nie wiadomo czemu go lubią, ma zajebistego brata, którego nie jeden chciałby mieć a ten nawet go nie szanuje, okazuje się być wybrańcem który pierwszy od wieków będzie nosił w sobie czysty piąty żywioł, jeszcze odbiera mi partnera…
- Ja nie…
- Tak! To on powinien pilnować torby, było to ustalone, i było to jego zadanie, zawiódł nas powinien ponieść konsekwencje, a ty wszystko za niego załatwiasz, i teraz ja jestem ten zły a ty go uratowałeś tak?
- Masz rację… ale myślałem że trzymamy się razem, że jesteśmy drużyną, jeden za wszystkich wszyscy za jednego… i skoro wiem że szybko biegam i dam radę to powinienem ratować misję
- To źle myślałeś! Po za tym kto potem ciebie będzie ratował?!
- To się więcej nie powtórzy
- Dobrze… i odwal się od mojego Andrisa!
- To on był dla mnie miły więc…
- Morda! Ty się od niego odwal
Chciałem go wypytać o ojca, po to z nim gadałem ale ode chciało mi się, naprawdę, źle mi się z nim rozmawiało, byłem śpiący. Chciałem tylko przytulić się do brata. Na kolanach do niego podszedłem, wagon w sumie nie był duży ale rozmowy po jednej stronie od słuchaczy po drugiej oddzielał hałas pociągu. Nie przejmując się że właśnie Spart rozmawiał z Andrisem wtuliłem się w jego klatkę piersiową, ten tylko najpierw z zaskoczenia coś mruknął i podniósł ręce jakby chciał się bronić, po chwili gdy zobaczył że to tylko ja chciałem się przytulić, przyciągnął mnie bliżej i delikatnie objął, kontynuując rozmowę z Andrisem. Nie słuchałem co mówił ale jego głos mnie uspokajał. Po jakimś czasie Andris wyniósł się do Ferko.
- Spart czy ja cię nie szanuję?
- Co? Dlaczego pytasz?
Zacząłem szeptać żeby nas nie usłyszał – rozmawiałem z Ferko – moje wargi muskały jego zimne ucho – powiedział że mi zazdrości, wszystkiego, i że nie zasługuje na takiego brata którego nawet nie szanuję…
- Nie wiem o co mu chodziło… on nie zauważa wszystkiego, ja widzę jak się starasz, ile dla mnie robisz…
- Taa jasne
- A teraz daj mi spać – powiedział uśmiechając się. Razem siedzieliśmy w kącie opierając się o ścianę po drugiej stronie siedzieli Andris i Ferko. Kiedy nasze rozmowy ucichły dało się słyszeć ich, Andris mówił – Pies ogrodnika z ciebie
- Co?
- Sam nie zje a drugiemu nie da
- Co mam też go zacząć podrywać?
- Nie chodzi o Leośka, tylko o mnie, mówiłeś, że nie jesteś gejem więc czemu zabroniłeś mu ze mną gadać?
- Nie zabroniłem…
- Coś mu powiedziałeś, przyszedł do swojego brata jakby zaraz miał się rozpłakać i nie odezwał się do mnie słowem
- Może się na ciebie obraził?
- O co? Ty mu coś powiedziałeś. Jesteś zazdrosny…
- Andris… Nie kocham cię w taki sposób… jakbyś chciał… ale mam tylko ciebie…
- U… nasz twardziel się otworzył? Więc mówisz że w pewien sposób mnie kochasz?
- Jak przyjaciela… powinniśmy pracować razem a oni… wszystko się poplątało… sam już nie wiem co robić…
- Musimy przekazać im co potrafimy a potem rozejdziemy się i będzie jak dawniej. Nic mnie nie łączy z Leośkiem, i nie będzie… obiecuję stary, nie zostawię cię… - Andris chciał go objąć ale ten go odepchnął
- Dobrze… ale idź już spać…
- Dobranoc Ferko
- Dobranoc Andris
Patrzyłem na księżyc i gwiazdy za oknem, tak mi ich brakowało tam w niebie… To była najnudniejsza misja w jakiej dane mi było brać udział, nic się nie wydarzyło. Nic. Dostarczyliśmy paczkę, została zutylizowana w podobnej do tamtej bazie i wróciliśmy portalem na centralną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz