- Nieważne, zapomnij... Podoba ci się tu?
- Ładne miejsce… - mruknąłem wciąż nie mogąc się otrząsnąć po jego słowach - Lubię Starą Ziemię… Nie mogę się doczekać kiedy Spart do nas dołączy… Miał żonę, mutantkę... – opowiedziałem mu o Rosie i jej naszyjniku, o weselu i wieczorze kawalerskim*
- Więc latałeś myśliwcami?
- Tak, za sprawą mafii…
- Konie są zmęczone a nie ma tu nawet wody
- Co tam jest? – wskazałem jakieś zarysy w oddali
- Nie wiem… ale może jakieś miasto… możliwe że będzie tam studnia, musimy napoić konie, z resztą sobie poradzimy. Masz jedzenie?
- Tak – odparłem patrząc na budynki – Myślisz że ktoś tam będzie?
- Dobrze by było gdyby był, ale wątpię
Szarik zostawał z tyłu, dysząc i niemrawo przebierając łapami – Możemy się zatrzymać na minutkę…?
- Jasne – mruknął ściągając wodze, Demeter parsknęła, ja zeskoczyłem z Posejdona i wyjąłem bukłak wody. Przysiadłem na ziemi i zagwizdałem na Szarika, nalałem wody na swoją dłoń i pozwoliłem mu się napić, sam też wziąłem kilka łyków po czym wyciągnąłem rękę z bukłakiem do Andrisa – Chcesz?
- Nie, dziękuję, mam swoją – ruszył powoli na przód, wskoczyłem na konia i podgoniłem go - Zaraz! Andris! Co z końmi?
- Co z końmi?
- No nie będą się czepiać ich skrzydeł?
- Eee… chyba nie, przecież już dawno portale i te sprawy, no, nie takie rzeczy widzieli
- W sumie racja. A Spart wie że w ogóle wyjechaliśmy?
- Wziąłeś jego rzeczy?
- Tak
- Więc po prostu skoczę po niego gdy go wypiszą
- No to będzie miał niespodziankę…
- No… - spojrzał na swój nadgarstek – Która godzina? Bo mi stanął
- Co…?
- Zegarek… haha!
- Andris!
- Przepraszam, po prostu chciałem zobaczyć twoją minę…
- E… Wiesz chyba jednak zadzwonię do Sparta… tylko co mu powiedzieć…?
- Nie mów że już tu jesteśmy, powiedz że wyjeżdżamy, no i pamiętaj że ktoś może tego słuchać tam na sali, podsłuchu raczej na komach nie zrobią ale trzeba dmuchać na zimne
- Tak – wyjąłem koma i wybrałem Sparta, czekałem chwilę aż usłyszałem – No?
- Wiesz Spart? Chcemy z Andrisem pojechać na wycieczkę… tak jak mówiłeś… wiesz… No i myśleliśmy żebyś do nas dołączył, jak cię wypiszą
- Nie… będę wam przeszkadzał
- Nie…
- Ale daj spokój
- Ale tak!
- Leo weź…
- Kurwa mać! To nie jest rozmowa na telefon! Chciałem tylko żebyś się nastawił, że jedziesz!
- Dobra… Gdzie?
- Na… Do Imperium! Cześć!
- O matko bosko…Cześć…
Andris cicho się śmiał
- Co?!
- Zawsze tak ze sobą gadacie?
- Nie wiem… nudzi mi się!
- Gramy w to co widzę?
- No dobra. Zaczynaj
- To co widzę jest… żółte i takie przyziemne bardziej…
- Piasek?
- Tak
- To co widzę… jest drobne i wydaje szelest jak się na
- Piasek
- Tak…
- To co widz…
- Piasek?!
- N… Tak
- …
- Piasek! Poddaje się, to nudne…
- No… To co robimy?
- Nie wiem
- Nudno mi, zabaw mnie!
- Jak miał na imię Wojski? Natenczas
- Haha! No faktycznie oczytany jesteś…
- Tak… Z Ferko szło umrzeć z nudów to czytałem…
- To… długo tu jesteś?
- Ho ho ho! Albo jeszcze dłużej, byłem wikingiem
- To dlatego jesteś tradycjonalistą… takie były kiedyś czasy…
- Że nie chcę z tobą spać przed ślubem? Nie. Zawsze spali przed ślubem, ja tylko nie chcę żeby nasz związek był oparty tylko na tym… Chociaż… kiedyś się mniej o tym mówiło, może trochę dlatego też…
- To było w ogóle po polsku? Może trochę dlatego też?
- Haha hah!
Miasteczko było puste, a na ulicach i w barach leżały tylko kości. Było to typowe westernowe miasteczko, przed jednym z barów była poręcz do przywiązania koni, zawiązałem więc uzdę Posejdona a Atlas był przypięty do niego. Zdjąłem kapelusz z jednego ze szkieletów i włożyłem na głowę, był czarny, trochę zakurzony…
- Leo…
- Nie! Nie zdejmę go! – wszedłem do baru, robiąc glanami sporo hałasu na drewnianej podłodze. Większość butelek była rozbita ale ostało się kilka, wziąłem jedną wódkę i dwa wina
- Po co ci to? – zapytał Andris niepewnie wchodząc za mną
- Przyda się… - władowałem butelki na Posejdona – upiję cię i wykorzystam
- Co???
- Nic, nic…
Wszedłem do innego budynku, trafiłem na więzienie.
W dwóch celach byli jeńcy, w jednej trzech w drugiej jeden wyglądający na naprawdę wrednego, siedział obrażony z założonymi rękami, na czaszce miał ślad po jakimś tępym narzędziu kilka zębów złotych. Strażnik siedział przy małym biurku z ręką na broni. Wszystko oczywiście same szkielety. Wyrwałem mu rewolwer i znalazłem trochę nabojów w kieszeni jego koszuli, strzeliłem na próbę w ścianę, rewolwer narobił sporo hałasu i wyłamał pół deski. Andris oczywiście zaraz był w środku – Co ty znowu wyrabiasz?
- Nic, strzelam sobie…
- Och… chcesz żebym dostał zawału?
- Wyluzuj… - wsadziłem broń za pasek – Zostaniemy tu na noc? – zapytałem odgarniając strażnikowi pajęczyny z barków
- Nie podoba mi się tu… - mruknął, zauważyłem pod ścianą skrzynkę z depozytem więźniów, uradowany zdjąłem miecz i przywaliłem w kłódkę która odpadła z brzdękiem, na wierzchu leżały trzy kapelusze, niebieski, brązowy i granatowy – Który chcesz? Dla Sparta wezmę ten… - wziąłem granatowy, od razu wpadł mi w oko…
- Muszę?
- Tak!!! Weźmiesz brązowy!
- No dobrze, skoro cię to cieszy…
- Tak! Tak! Tak! Teraz możemy jechać!
- To fajnie bo mnie te trupy przerażają…
- Ślicznie wyglądasz!
- Nie
Odjechaliśmy spory kawałek od miasta, tak że zniknęło nam z pola widzenia. Tu natomiast nie było już piachu ale suche rośliny no i w ogóle preria… teren był nierówny raz pod górkę a raz z górki. Musieliśmy zejść z koni bo nie miały już sił iść, w końcu znaleźliśmy studnię! Tak daleko… ale ważne że znaleźliśmy. Spuściliśmy wiadro do dna i gdy je wyciągnęliśmy było pełne wody i to czystej, napoiliśmy konie, psa i kota napiliśmy się i napełniliśmy bukłaki. Andris stwierdził że zostaniemy tu na noc, pomysł wydał mi się dobry bo i okolica była ładna i blisko wody. Przywiązaliśmy konie do kołków wbitych w ziemię, zdjęliśmy z nich bagaże, uprząż i siodła. Andris rozpalił ognisko i kazał mi nazbierać jeszcze drewna żebyśmy później nie musieli szukać, dałem mu też jedzenie które miałem. Nazbierałem dużo suchych gałązek, gdy wróciłem miałem już w misce pomieszaną fasolę z mięsem i z pokrojoną marchewką, nie wyglądało to za ciekawie ale zapach miało całkiem ładny a że byłem głody już z daleka gdy poczułem jedzenie pociekła mi ślina. Gdy zjedliśmy słońce już zachodziło. W sam raz zdążyliśmy rozbić namiot, było już ciemno ale w sumie nie chciało się spać, ognisko jeszcze wesoło trzaskało, zza chmur wychylił się księżyc, taki piękny…
* Kiedy Spartan brał ślub w STG, zdarzyło się sporo niefortunnych wypadków, między innymi Leo rozbił się myśliwcem kiedy na kacu po wieczorze kawalerskim postanowił mimo wszystko pilotować. Jego żona była mutantką, naszyjnik o którym wspomina Leoś wytwarzał niewielkie dawki promieniowania dzięki któremu mutantka mogła normalnie żyć wśród ludzi; patrz: świat pzedstawiony
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz