- Chcesz to chodź ze mną…- warknąłem wchodząc na górę. Fajnie się mieszkało na trzecim piętrze ale trzeba się było nachodzić. Przebrałem obcięte do kolan dresy na czarne dżinsy, zasznurowałem moje szczęśliwe czerwone trampki, i zdjąłem T-shirt
- A gdzie?
- Zobaczysz… - powiedziałem zapinając pas z kaburą. Wziąłem pistolet i nóż. Założyłem białą koszule i szelki na kolejne dwa pistolety. Zawiązałem czarny krawat i wychodząc wziąłem marynarkę.
- Aha zapomniałem najważniejszego! – wróciłem do pokoju i wyciągnąłem spod łóżka czarną torbę
- Co to?
- Mój były consiliore prosił żebym przechował dla niego te dokumenty i koks. To skradzione akty oskarżenia jego ludzi, teraz jeden zdradził i mafia chce go wydać policji i potrzebuje dowodów, po za tym głowa go boli ostatnio, więc chciał żebym oddał torbę
- Głowa go boli?
- To narkoman
- Świetnie! Z kim ty się zadajesz?!
- Gdyby nie mój consiliore powiesiliby mnie już trzy razy – stwierdziłem wychodząc z nim z domu – Albo nie wyszedłbym z więzienia do końca życia… właściwie to i tak jestem już martwy… Cześć Kuzia!!!
- Zdrastwujcie!
- Do zobaczenia na meczu
- Da! Trzymaj się
- No! Consiliore jest wykształconym prawnikiem, lepiej go nie wkurzaj, aha no i oby w Imperium nie było upałów…
- Czemu
- Bo jak go zobaczysz bez koszuli, a u siebie w domu często tak chodzi jak jest gorąco to się przestraszysz. Oblali go kwasem solnym
- Aha…
- Twarz też ma trochę poparzoną ale tylko kawałek szczęki i szyję ale głównie ma zmasakrowany tors i prawe ramię, trochę plecy
- Skąd ty wiesz o nim tak dużo?
- Pracował dla mnie, i go napadli nasi wrogowie, rodzina jednej z naszych ofiar, zemścili się na nim. Tom i ja opiekowaliśmy się nim kilka miesięcy bo sam nie był w stanie zmieniać sobie opatrunków a do szpitala go nie przyjęli – otworzyłem portal w lesie na uboczu
- Nie przyjęli?
- Pracowała tam matka kolesia którego zabiliśmy, była ordynatorką i mimo że przynieśliśmy go zakrwawionego na własnych barkach powiedziała że woli iść za to do pierdla niż go ratować. Sami założyliśmy mu bandaże i go reanimowaliśmy. A po wszystkim sfinansowałem jego operację… - byliśmy już przy wiacie z wielkim „W”
- Dobry z ciebie szef…
- Należało mu się… zresztą zatrudniałem samych kompetentnych ludzi więc mogłem być dla nich dobry – ruszyliśmy w kierunku domu Eda
- Aha i nie mów że jesteśmy parą… nie przepada za pedałami
- Rozumiem…
Po kilku minutach zadzwoniłem do drzwi w wielkim bloku
- Kto?
- Ja
Bzz. Zabrzęczał domofon, pchnąłem drzwi i wspięliśmy się na piąte piętro zanim zdążyłem zapukać do drzwi otworzył je wysoki i chudy ale nie aż tak jak ja, mężczyzna o szarych smutnych oczach, brązowych włosach i kanciastej szczęce z prawej strony poparzonej kwasem. Większość jego torsu pokrywały blizny. Uśmiechnąłem się, on spojrzał na mnie potem na Andris ‘a potem na mnie
- Andris, można mu ufać, jeśli zdradzi to mnie zabijesz
- Dawno się nie widzieliśmy… chyba nie skończymy na tym że podasz mi teczkę w drzwiach. Wejdziesz na chwilkę co? Ty draniu – nigdy się nie uśmiechał, nigdy, położyłem dłoń na jego barku, tym okaleczonym, którego normalny człowiek by się brzydził
- Hmm, jedyny odważny – skrzywił się, zawsze tylko ja miałem odwagę go dotknąć, poza mną ludzie omijali go szerokim łukiem, przesunąłem dłoń na jego pierś – jedyny który nie zapomniał… - odsunął się i gestem zaprosił nas do środka, jego idealnie wysprzątane mieszkanie, w kolorach beżu i brązu mówiło o nim wszystko, nudny i porządny, idealista, pesymista. Odszedł na chwilę do kuchni i wrócił przy akompaniamencie szumu czajnika, postawiłem torbę na stole i podszedłem do półki ze zdjęciami, był tam mały Ed z rodzicami, duży Ed z kolegami, Ed ze mną na strzelnicy i… ja z Tomem, trzymaliśmy się za barki i uśmiechaliśmy do zdjęcia. Pamiętam jak dziś w trójkę zwialiśmy z domu Herrora i w pław przepłynęliśmy na wyspę na rzece. Ed zrobił nam to zdjęcie, Tom miał na mim jeszcze mokre końcówki włosów, kilka godzin później znowu wszyscy w trójkę leżeliśmy na ulicy pobici do nieprzytomności za naszą ucieczkę, westchnąłem dotykając ramki zdjęcia
- Biedny rudzielec – westchnął Ed stając za mną – podobno go torturowali… chciałem go pochować ale nawet nie wiadomo gdzie jest ciało…
- Tęsknie za nim…
- Myślę że gdziekolwiek teraz trafił, jest mu lepiej niż tu… Co z tą twoja rawianką?
- Co? A tą… E tam! A ty masz kogoś?
- Nie! Wkurwiasz mnie
- Czemu? Mógłbyś mieć każdą
- Mógłbym gdyby nie to! – uderzył się w klatkę piersiową - … chcesz to zdjęcie na pamiątkę? W sumie to wasze… a Tom…
- Tak… dzięki Ed
- Masz jeszcze coś do mnie?
- Nie
- To wypierdalaj
- He he, jak zwykle szczery do bólu
- Do bólu to ci zaraz mogę pieprznąć!
- Hahaha! Chodź ko… Andris…
- Co? Jak ty go nazwałeś?
- Andris
- Wcześniej „chodź ko…?”
- Chodź tu…?
- ko…?
- ko…lego?
- kochanie?
- E… hem… no wiesz?!
- To nie do ciebie idioto. Tak do niego powiedziałeś
- Nie
- Słyszałem!
- Przesłyszałeś się! Powiedziałem… powiedziałem… ko…
- Nie rób ze nie debila!
- ko ko ko…
- Ja wiedziałem zawsze wiedziałem że jesteś stuknięty… ale nie wiedziałem że jesteś aż tak popierdolony!!! Ale i tak cię kocham
- Hah…
- Zjeb z ciebie… ale serio mam za chwilę klienta a jeszcze muszę…
- Jasne, uciekamy… do zobaczenia
- Miejmy nadzieję....
PS
Przepraszam za przerwę we wrzucaniu postów, postaram się dodawać coś codziennie. Mam napisane sporo na przód (do 25 rozdziału, dwie części z perspektywy Andrisa i nadal piszę) po prostu jestem leniwym chujem i mi się nie chcę ;)
Aha i obrazki też jakieś zrobię ale do tego akurat potrzeba jeszcze natchnienia bo nie mam gotowych więc raz będą raz nie.
Szczur
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz