czwartek, 25 lutego 2016

Rozdział 16 – i powrót do domu

Andris kiedy nas zobaczył pokręcił głową z politowaniem – Wiedziałem że tak to się skończy…
Mój brat miał kilka siniaków na policzku i rozciętą wargę, przez co też zakrwawioną twarz i koszulę, ja miałem tylko śliwę pod okiem i trochę zaschniętej krwi pod nosem, no i to żebro… chyba całe ale Andris będzie się czepiał siniaka…
- Kochanie, nie denerwuj się… - wymamrotałem, wspominałem że po ustawce piliśmy z Rawianami piwo? Dużo piwa…
- Nie mów tak głośno Jucel śpi…
- Wcale nie śpię! – wyskoczyła nagle Jucel w piżamie - Łał!!! Ale wam dowalili! Biliście się? Kto wygrał?
- Wygraliśmy mała! Mecz 179:180 jednym punktem i ustawkę też wygraliśmy!
- Ale super! Mogę iść z wami następnym razem? Proszę!!!!!
- Chyba tata cię nie puści…
- Oczywiście że jej nie puszczę! Głupi jesteś… A ty dziecko, do łóżka jest druga w nocy!!!
- Noc jeszcze młoda! – wrzasnęła – musimy świętować zwycięstwo naszych wojowników!
- Jucel na górę!!! Ale już!
- Nienawidzę cię!!! W ogóle się nie umiesz bawić – wbiegła po schodach i trzasnęła drzwiami
- O kurwa… - stwierdził Spart
- Mogę dzisiaj z tobą spać…? – przytuliłem się do brata przerażony miną mojego męża
- Nie! – odpowiedział za niego Andris – Albo zresztą rób co chcesz! – widziałem przez moment łzy w jego oczach i załamał mu się głos, ale odchrząknął – Rób co chcesz, jesteś dorosły, ale nie myśl że potem będę za ciebie się wstydził. Dobranoc!
I zostaliśmy sami ze Spartem. Andris poszedł w ślady Jucel, poszedł do pokoju i trzasnął drzwiami
- Obraził się na ciebie
- Co ty powiesz? – otworzyłem zamrażalnik i wziąłem kilka kostek lodu – przejdzie mu… chodź pokaż się… - wziąłem go pod brodę i przyłożyłem lód do jego siniaka na kości policzkowej
- A ty mocno oberwałeś? – zapytał
- Nie… - skłamałem, wziąłem szmatę i delikatnie otarłem mu krew, on się uśmiechnął – Ale mnie jeden kopnął… pokazać ci?
- No
Spart obciągnął spodnie obnażając swoje biodro z wielkim siniakiem
- Uhu…
- Boli jak cholera…
- Najlepsze że nic nie mamy w domu, jakiejś maści… albo coś…
- Przeżyję…
- Są przeciw bólowe jak chcesz
- Nie… jestem pijany nie czuje bólu
- Mówiłeś…
- Miałem na myśli bolało, cokolwiek powiedziałem…
- Powiedz co z nim zrobić?
- Andris...? jakby to była kobieta to by miała focha ale faceci raczej długo się nie potrafią gniewać, z drugiej strony jesteś pijany, chociaż w sumie to jak jesteś pijany jesteś mniej upierdliwy…
- Och no wiesz!
- Hehehe! Nie no idź do niego…
- Dobra, a co jak się wkurzy jeszcze bardziej?
- Zrób minę porzuconego szczeniaka
Klepnąłem go w ramię i wdrapałem się po schodach na trzecie piętro, stanąłem jak głupi przed drzwiami nie wiedząc co zrobić
- Andris… przepraszam, no… weź… nie bądź taki… daj spokój, kiciu, nie mogę się zabawić?
- Nie – odpowiedział przez drzwi - Jesteś mój, a zachowujesz się jakbyś sobie z tego nie zdawał sprawy
- Nie jestem niczyją własno…
- Mam rozumieć że chcesz rozwodu?
- Co? Nie! Co ty gadasz idioto!?
- Więc jesteś do cholery MOIM mężem, MOIM! Nawet nie pytasz gdy gdzieś wychodzisz, nie obchodzi cię czy mam dobry humor czy depresję, nie słuchasz mnie…
- Ostatnio byłeś ze mną u Eda
- Nie zapytałeś czy chcę iść. Powiedziałeś Jak chcesz to chodź ze mną
- I tylko o to ci chodzi?
- Nie do cholery! Nie widzisz że coś jest nie tak?
- Co?
- Gówno! Kiedy się ostatnio kochaliśmy?
- No….
- Kiedy mnie chociaż pocałowałeś?
- A… no….
- Zapytałeś co u mnie?
- Co u ciebie?
- Teraz się nie liczy… Nie zwalam winy na ciebie, ja też coś pewnie robię źle ale przynajmniej coś zauważam a ty się w najlepsze bawisz!
- Kocham cię Andris...
- Nie wierzę ci…
- Dlaczego?
- Jesteś wredny
- Wiem, ale i tak mnie kochasz
- Chciałbym wiedzieć jak przestać
- Tak? – już chciałem mu coś odpowiedzieć ale po chwili zorientowałem się że ma rację – Tak…? – prawie szepnąłem – A ty myślisz że ja nie mam uczuć? Że możesz mi mówić takie rzeczy? Powtórzysz mi to prosto w oczy czy tylko się wydurniasz?
Usłyszałem zamek w drzwiach. Uchylił je i spojrzał mi w oczy
- Ty nie masz uczuć. Kłamałeś…
- Andris… do cholery!
- To nie może być prawda że ty jesteś wybrańcem. Ktoś kto myśli tylko o sobie nie da rady poświęcić się dla innych
- Hej! Nie było mowy o żadnym poświęceniu! Czy… czy ja zginę…?
- Inaczej nie chciałbym przestać cię kochać… - otworzył drzwi do końca i oparł się o futrynę
- Czekaj! Czyli chcesz się odkochać żeby nie rozpaczać po… mojej śmierci?
Nie odpowiedział, patrzył gdzieś w ścianę, stał nie ruchomo
- Andris?
- Wybacz mi…
- Co mam ci wybaczyć?
- Że od razu ci nie powiedziałem. Może wtedy byś za mnie nie wychodził… albo w ogóle się tego nie podjął…
Minąłem go obojętnie i zrzuciłem przepocone zakrwawione ciuchy włożyłem świeżą wypraną piżamę. Ciekawe kto się z tym męczył, pralki też jeszcze nie mieliśmy… Szukając zimna otworzyłem balkon ale oblała mnie tylko masa zgrzanego powietrza – O fuj…
- Pewnie nie tego po mnie oczekiwałeś… nie poradziłem sobie z tym wszystkim…
Spojrzałem na męża, siedział na krawędzi łóżka pochylony. Podszedłem do niego i stając przed nim, ująłem jego dłonie – Jesteś drugą osobą której powiedziałem że ją kocham, jak możesz w to nie wierzyć?
- Mówiłem… nie radzę sobie, nie potrafię…
- Po prostu… jeśli mnie kochasz… to… to się nie zastanawiaj tylko kochaj do kurwy nędzy! – powiedziałem chwytając go za barki. Nagle zakręciło mi się w głowie. Odsunąłem się od niego i stanąłem przy oknie. Zaczęła mnie boleć ręka, na początku to ukrywałem ale po paru sekundach, musiałem chwycić się mocno za nadgarstek, wciągnąłem powietrze przez zęby. Zaczęła mnie jeszcze boleć głowa. Co się ze mną dzieje?
- Leoś – Andris stanął przy mnie
- To nic…
- Połóż się – wziął mnie pod rękę i posadził na łóżku, jęknąłem kiedy po zmianie pozycji ból stał się ostrzejszy, zacząłem widzieć aury choć sam tego nie chciałem, no i były jakieś inne, miały je nawet niektóre przedmioty i były denerwujące, pulsowały w jaskrawych kolorach. Kiedy się położyłem znów jęknąłem z bólu. Andris położył dłoń na moim czole
- Jesteś rozpalony… i to bardzo, zaczekaj zaraz do ciebie wrócę
- No przecież kurwa nie wylecę oknem!
Po dłuższej, przy najmniej z mojej perspektywy chwili wrócił z miską wody, bandażem, termometrem i tabletkami – połknij to – włożył mi do ust jedną – Chcesz popić?
Pokręciłem głową, drgnąłem kiedy poczułem jego rękę pod koszulą, włożył mi coś zimnego pod pachę – Zmierzę ci temperaturę… Używałeś w Imperium mocy? – zapytał mocząc bandaże w misce
- Nie… w ogóle ostatnio nie używałem…
- Hmm – położył mi mokre szmaty na czole – dziwne, zazwyczaj jak się przesiliłeś to słabłeś i się coś działo
- Uh…
- Boli cię?
- Gorąco mi…
- Biedactwo takie upały, a ty z gorączką…
- Andris przepraszam cię za ten mecz, miałeś rację, jesteśmy małżeństwem powinienem cię pytać, po za tym muszę na siebie uważać a…
- A zachowujesz się jak dziecko
- Cóż…
- Nie ważne, już dobrze. Pokaż rękę – powiedział a ja nie dałem rady jej podnieść. Wziął ją i położył na swoim udzie. Rozpiął trzy skórzane rzemyki i powoli zsunął skórzaną rękawicę. Była cholernie nie wygodna było w niej ciepło jak na dnie piekieł, uciskała obolałą rękę i była ciężka utrudniając jeszcze bardziej poruszanie moją biedną kończyną. Zaczął odwijać bandaże odsłaniając moje połamane, pokrwawione odchodzące od palców paznokcie. Sine palce, w właściwie kości okryte cienką niemal fioletową skórą z widocznymi wszystkimi żyłami. A jednak ta właśnie ręka była najsilniejszą częścią mojego ciała. Dzięki niej piąty żywioł się uaktywniał. Andris dotknął otarć przy obroży ściskającej moje przedramię, westchnął. Zacząłem drżeć.
- Zimno… zimno mi… - załkałem. Skuliłem się na łóżku. Andris położył się przy mnie, objął mnie i pocałował w kark. Odwróciłem się przodem do niego i wtuliłem w jego ciepłą klatkę piersiową. Kiedy tak byłem przy nim nagle wszystko co widziałem zatrzymało się i znowu zacząłem widzieć normalnie… no nie do końca, zacząłem jakby to powiedzieć czuć
Andrisa, w sensie jakbym był nim. Czuł się dobrze, ogólnie był zdrowy, myśli miał spokojne, głównie o mnie, był pewien że mi przejdzie i współczuł mi bólu. Był trochę przygnębiony że poświęcam mu mało czasu, głębiej w jego umyśle znalazłem troski o Jucel i Sparta, zazdrość o mnie, tęsknotę za NW, sympatię do Awrila, potem zacząłem czuć jeszcze więcej niż jego ciało, niż jego myśli i wspomnienia poczułem wszystko, absolutnie wszystko
- Masz uczulenie na szynszyle i dwa małe kamienie na prawej nerce, masz krzywo zrośniętą kość udową i…
- Co?
- Zdaje się że mam nową moc…
- Wykrywanie chorób…?
- Nie… znaczy nie tylko… czytam ci w myślach, przepraszam, to naruszanie prywatności, ja po prostu… czuję wszystko… ciebie… w sensie…
- Chyba rozumiem co masz na myśli…
- Widzę cię… całego, twoje kości… serce… wszystko…
- A moje wspomnienia? Jak daleko sięgają?
Położyłem dłoń na jego potylicy jak podpowiedział mi instynkt i przymknąłem oczy, ślub, kino, skacowany ja na stole, Ferko, mnóstwo złych emocji z nim związanych ale też kilka miłych wspomnień, błękitne światła, krew, ból, wilki, strach, las zimą… jego rodzinny dom, matka, ojciec, bracia, siostry… dzieciństwo… coraz ciężej było mi dalej brnąć… złamana noga, wściekły koń, znowu ból, spadł z konia i złamał nogę… jasne… urodziny… szóste i… dziura…
- Do twoich szóstych urodzin
- Mam kamienie?
- Kamienie… - położyłem rękę na jego brzuchu, znowu zobaczyłem wszystko, tak jak na ilustracjach w książce do biologii, każdy układ miał swoją aurę ale delikatną… mogłem jakby skupić się na danym układzie wtedy reszta stawała się niewidoczna tak jak skóra i ubrania
- Jakie… jakie to… piękne! – stwierdziłem – idealne… - przewróciłem go na plecy i usiadłem na nim okrakiem – wszystko połączone, każda najmniejsza komórka ma swój cel, swoje przeznaczenie od urodzenia… powstania właściwie, widzę je, dzielą się na połowy i tworzą nowe… oglądałeś kiedyś krew pod mikroskopem? – paplałem zachwycony patrząc na jego brzuch z bliska – gdybyś mógł to zobaczyć… - moja ręka powędrowała bezwiednie na jego lewą pierś, natychmiast zadrżałem pod silnym uderzeniem energii, zbliżyłem się do jego serca – O… ale super… - patrzyłem jak krew krąży w jego żyłach, dotknąłem go i zobaczyłem układ nerwowy, to dopiero było cudo, kiedy go dotykałem widziałem jak impuls biegnie do mózgu po czym wraca do danego mięśnia. Przesunąłem dłonią po jego klatce piersiowej patrząc jak jego nerwy pracują. Patrzyłem na niego nie dowierzając
- Może… zdjąć koszulkę? - z jego mózgu przeszły fale do ust i krtani żeby mógł wypowiedzieć to zdanie
- Tak… - powiedziałem i cofnąłem się robiąc mu miejsce. Z pozoru banalna czynność jaką było podniesienie się do pozycji siedzącej sprawiła że nauczyłem się więcej niż przez osiem lat szkoły. Mózg wysłał sygnały do mięśni i kości, serce krew a płuca tlen, widziałem każdą kość, każdy mięsień, żyłę, nerw. Andris zaśmiał się kiedy spojrzał na mnie, siedziałem z rozdziawionymi ustami i szeroko otwartymi oczyma. Śmiech… znowu, fale do gardła i twarzy, ale jeszcze coś, w jego mózgu wytworzyły się endorfiny, miał dobry humor a w powietrzu między nami coś zaczęło przepływać, jego nastrój mi się udzielał. Ta energia była wszędzie, może to te drgania które filozofowie zwą pneuma… może fluidy… Pocałowałem Andrisa delikatnie. Jego energia zmieniła się, nie sposób słowami określić jego uczucia, to co się właśnie działo było o wiele bardziej skomplikowane niż naszych kilka słów jak miłość, czułość i tym podobne. Wszystko się zmieniło po jednym pocałunku, jego myśli, uczucia, rytm serca, zakłóciłem jego oddech, energia wokół niego… widziałem to w postaci małych różowawych punktów, rozchodziły się falami, z uderzeniami serca z każdym oddechem, otaczały nas. Andrisowi coś zaświtało w głowie, jakaś drobna, prymitywna myśl, prawie odruch… nie zdążyłem się w to zgłębić kiedy po prostu dodał mój pocałunek. Dotknął moich ust swoimi, wszystko zadrżało, pneuma została pchnięta na boki jak chmury przy wystrzale działka burzowego. Ale była nierówna coś ją zakłócało. Przyjrzałem się i zauważyłem że wina leży po mojej stronie, zbyt się skupiałem na obserwowaniu otoczenia. Zacząłem go całować, dotknąłem jego uda, przesunąłem rękę wyżej, jęknął, zacząłem dotykać go po kroczu, on przestał mnie całować i pochylił głowę wzdychając. Zbliżyłem się do niego tak, że nasze twarze się stykały. Pocałowałem jego policzek, wciąż go dotykałem aż się podniecił… dawno się nie kochaliśmy, ale mimo to Andris nie spieszył się, był czuły i delikatny, jak zawsze dbał żeby było mi wygodnie, żebym czuł się bezpiecznie… No a po wszystkim nie jak typowy facet, uwali się na bok i pójdzie spać, Andris zszedł ze mnie i podał mi spodenki mówiąc – Bo potem piszą w Internecie że : Przed druga osoba pomaga ci się rozebrać a po nigdy nie pomaga się ubrać. Morał z tego taki nikt ci nie pomoże kiedy zostaniesz wyruchany
- Dobre…
Andris sam też włożył gatki, po czym przysunął się do mnie i wziął w ramiona. Położył się ze mną tuląc mnie z miłością – Moje ty kochanie – zamruczał, wziął moją lewą rękę, delikatnie ją głaszcząc. Pocałował mnie w kark, westchnąłem, sięgnąłem po jego rękę i położyłem ją na swojej piersi. Zdaje się że tak zasnęliśmy wtuleni w siebie, wciąż w sobie zakochani i szczęśliwi dlatego tylko że razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz