Przebrałem spodnie na drechy i zbiegłem na dół. Chwyciłem wiadro, napełniłem owsem, wziąłem trzy marchewki i spory kawałek surowego mięsa. Ledwo to wszystko unosząc zszedłem po schodach i postawiłem wiadro przed końmi, pies należał do Sparta a od kiedy go nie było zrobił się dziki jak wilk i uciekał wciąż do lasu, położyłem marchewki przed otwartą klatką królików, które gdzieś sobie biegały, po czym wziąłem duży kij, zdjąłem buty i zostawiłem je przy schodach. Podciągnąłem spodnie do kolan i ruszyłem w stronę rzeki, wszedłem do zimniej wody podpierając się patykiem i sprawdzając dno, na środku nurt był silny w miejscu gdzie przechodziłem woda sięgała do kolan ale gdybym źle stanął mógłbym się podtopić. Po drugiej stronie naszej doliny, na jej szczycie stał pies, poraniony ale nie dał sobie opatrzyć ran, głodny ale zbyt dumny żeby przyjść pod dom po jedzenie. Próbowałem na niego gwizdać ale nie reagował, w pewnym momencie rzucił się w moją stronę i warcząc wyrwał mi mięso po czym poleciał jak wariat z powrotem do lasu.
Kiedy następnego dnia odwiedziłem szpital, zastałem Sparta i Andrisa śmiejących się razem. Kiedy wszedłem na salę wciąż z uśmiechami na pyskach spojrzeli w moja stronę
- Leoś… - Spart spojrzał na mnie stęskniony – no chodź do mnie, co tak stoisz? – między czasie spojrzał na Andrisa i na drzwi, ten skinął głową i wyszedł. Usiadłem na skraju jego łóżka i padliśmy sobie w ramiona. Po dłuższej chwili, z trudem odsunąłem się od niego
- Spart - nie mogłem wytrzymać żeby o to nie zapytać - Pamiętasz co robiłeś przez ten czas?
- Nie... - odparł
Ulżyło mi, ale musiałem zachować pozory
- Szkoda - westchnąłem - nie wiadomo co z innymi których zabrali…
- Nic nie pamiętam… ale Andris mówił, że byłem opętany, a ty mi pomogłeś. Na ciebie zawsze można liczyć, bracie
- Od tego jest rodzeństwo… nie wiem czy mówiłeś prawdę ale twierdziłeś wtedy, że od nich uciekłeś
- Naprawdę nie wiem…
- Jak się czujesz?
- Dobrze… chyba…
- Twój pies… się na mnie obraził i został wilkiem - zaśmiałem się
- Uciekł?
- Tak
- No trudno… coś wymyślimy… a twój kot?
- Mówiłem… aha nie pamiętasz! Nie żyje...
- O… Przykro mi. Mówili że za cztery dni mnie wypiszą
- To dobrze. Martwiłem się o ciebie
- Na twoim miejscu pewnie też bym się martwił… ale już dobrze… niedługo wrócę do domu…
- Jak tylko dojdziesz do siebie, musimy się dowiedzieć kto ci to zrobił… i innym! Jak się tu dostali i dlaczego tak zrobili…
- Możemy spróbować…
- Skoro jestem cholernym wybrańcem to muszę
- A ja jestem bratem cholernego wybrańca…. Haha!
- Spart? Tak właściwie to co o nim myślisz? O Andrisie
- Wiesz… to twoje życie nie mogę za ciebie decydować... Zakochałeś się?
- Jeszcze sam do końca nie wiem…
- Hmm… Więc jednak mu się udało…
- Co?
- No przecież od początku cię podrywał… Dobra, po pierwsze Ferko cię zabije, po drugie słabo się znacie nawet jeśli od czterech lat, po trzecie i najważniejsze… jeśli go kochasz… to weź go do domu, powinniście pobyć razem, poznać się lepiej…
- Chyba masz rację…
- Albo jedź z nim gdzieś… W trudnych warunkach najlepiej się przekonać jak sobie poradzi z problemami, czy cię będzie szanował, jak zareaguje na twoje błędy, czy przyzna się do swoich, będzie się tobą wysługiwał czy starał ci pomagać… no i zbliżycie się do siebie…
- Nie jesteś zazdrosny? – zapytałem, nie chciałem ranić brata, a może bał się że dla Andrisa porzucę jego? Spart przytulił mnie i zaczął głaskać po głowie – Mój Leoś… pamiętam jak byłeś mały… ale urosłeś do cholery i masz swoje potrzeby, także miłości, niekoniecznie braterskiej… Po za tym gdyby trzymać ptaszka cały czas w klatce, tylko dla siebie nigdy nie zobaczy się jak on lata… mam nadzieję, że całkiem o mnie nie zapomnisz…
- Nigdy! To nic nie zmieni!
- Zobaczymy… ważne żebyś był szczęśliwy. Idź pogadaj z nim!
- Dobra…
Wyszedłem do Andrisa, ten opierał się o ścianę i gdy mnie zobaczył spojrzał na mnie pytająco, uśmiechnąłem się.
- Chodź na chwilę… - wziął mnie za ramię i poprowadził w jakiś korytarz gdzie nie było ludzi, parzyłem na niego zdezorientowany. Był strasznie spięty jakby się czegoś bał, zbliżył się i zaczął szeptać – Przez ostatnie dwa lata bardzo źle się działo… ci ludzie którzy porwali Sparta to demony, nie wiem jak się tu dostali ale musisz stąd uciekać, chodzi im o ciebie! Chcieli cię wykończyć, gdyby twój brat nie był na tyle silny, że uciekł… chcieli żebyś się załamał, żebyś był słaby, jesteś wybrańcem… rozumiesz?
- Tak! Ale…
- Będziemy z tobą… nie bój się, to oni boją się ciebie! Ale zrobią wszystko żebyś ich nie zniszczył będą się bronić. Załatwiłem już co trzeba i… wziąłem rozdzielenie z Ferko
- Co to rozdzielenie?
- Partnerzy mogą się rozejść… po śmierci jednego z nich drugi zostaje porzuconym tak samo jeśli wyjątkowo się nie dogadują mogą wziąć rozdzielenie, wtedy mogą żyć samotnie albo dobrać się z innym porzuconym bądź rozdzielonym
- Ale…
- Twoim partnerem nadal będzie Spart, chociaż potem jak się nauczysz... zresztą nie ważne!
- Dobra ale co teraz? Gdzie niby mam uciekać?
- Raczej nie osiądziemy gdzieś na stałe, możesz już zaczynać się pakować
Większość ciuchów moich i Sparta zmieściła się do dwóch torb które wrzuciłem na mojego konia Atlasa, tak jak oba miecze i inne narzędzia czy broń, drugi koń - Posejdon Sparta otrzymał siodło, koce i jedzenie. Wziąłem mocny łańcuch i pasek mojego brata, a także chustkę i nóż i poszedłem po Szarika. Wyszedł jak zawsze po jedzenie, zagwizdałem na niego a kiedy przybiegł i chciał mi wyrwać chustkę rzuciłem w niego łańcuchem, zawył i chciał uciec ale się zaplątał. Skoczyłem ku niemu i zapiąłem mu pas na szyi, do niego przypiąłem drugi koniec łańcucha do pyska włożyłem mu chustkę i zawiązałem za głową żeby mnie nie pogryzł. Sporo się namęczyłem żeby przyprowadzić go pod dom. W końcu przypiąłem go do siodła, wspiąłem się na pegaza i ruszyłem powoli w górę doliny. Zadzwoniłem do Andrisa po dalsze instrukcje
- Tak? – odezwał się jak zwykle miłym aczkolwiek dziś wyjątkowo zmęczonym głosem
- Yhm… jestem gotowy
- Chcesz już jechać?
- Znaczy… wiesz… mogę…
- Nie ma problemu… możemy w każdej chwili, to gdzie jesteś?
- Na wyspie, zobaczysz mnie
- Uh… - wyraźnie mu się nie chciało – zaraz będę…
Jego pegaz zwał się Demeter, była to siwa klacz. Rozpoznałem ją z daleka, Andris wylądował kawałek ode mnie, nie chciałem już męczyć koni i podbiegłem do niego na nogach. Chwyciłem wodzę Demeter i pogłaskałem ją po pysku – Hej, koniku… - spojrzałem na jeźdźca, miał podkrążone oczy, i nie wyglądał na zadowolonego
- Andris, przepraszam, że musiałeś się fatygować…
- Nie, to nie przez ciebie… - zszedł z konia, przeszły mnie jakieś dreszcze kiedy stanął naprzeciw mnie
- wiesz Ferko dał mi popalić na koniec
Jego klacz miała na plecach dwa worki i miecz przy siodle, w kieszeni jednego z plecaków siedział kotek… mały, rudy…
- masz kotka???
Andris się uśmiechnął – Tak… Miler… chcesz go pogłaskać?
- No…
Wyjął go ostrożnie i podał mi na ręce, kiedy nasze dłonie się zetknęły, znowu poczułem te jak to mówią motyle w brzuchu…
- Zwierzaki mnie lubią…
- A tak! Coś słyszałem… Pomógłbyś mi z psem?
- Jasne, co z nim?
- Chodź zobaczysz…
Poszliśmy do moich koni i Szarik zaczął się do mnie rwać, szarpał tak mocno że aż koń nie mógł ustać.
- Chyba cię nie lubi… - podszedł do niego dał mu powąchać rękę i pies się uspokoił
- Odkąd nie ma Sparta tak się zachowuje, chociaż daje mu jedzenie to chce mnie zabić, nie mam nawet jak go opatrzyć…
- Właśnie widzę – delikatnie zdjął mu chustkę i obrożę
- Musiałem go na siłę wyciągać z lasu
- Mhm… - głaskał go – pewnie dlatego że nie ma Sparta?
- Tak myślę…
Skinął głową po czym usiadł na trawie i położył sobie psa na kolanach – chodź… - poklepał trawę obok siebie. Usiadłem obok, wahał się ale w końcu ujął moją dłoń, położył na grzbiecie Szarika i szybko cofnął swoją. Czułem za razem strach jak i pragnienie żeby dotknął mnie jeszcze raz. On chyba też. Po dłuższej chwili, chwycił moją rękę, zrzucił psa ze swoich kolan a moją dłoń z jego grzbietu przełożył na swoją klatkę piersiową, byłem przerażony a zarazem właśnie tego chciałem, kiedy upewnił się że jej nie cofnę puścił moją dłoń i przesunął swoją na moje ramię a potem na policzek, moja powędrowała na jego kark i przyciągnęła go do mnie, przymknąłem oczy czekając aż mnie pocałuje. Pocałował mnie w usta i cofnął się. Ja trzymając ręce na jego barkach zacząłem go namiętnie całować, najpierw chciał mnie odepchnąć ale w końcu przestał z tym walczyć i zatrzymał dłonie na moich ramionach, w końcu rozchylił lekko wargi, i tym razem nie przestał kiedy poczuł mój język w ustach. Tym razem zresztą byłem delikatniejszy i nie dręczyłem go zbyt długo, już po kilku sekundach odsunąłem się, raz jeszcze musnąłem jego wargi i usiadłem obok niego. Był czerwony na twarzy ale uśmiechał się.
- Nie umiem się całować… - zaśmiał się nerwowo
- Mi się podobało… - powiedziałem nie pewnie
- Ty chyba już nie raz to robiłeś…
- Z mężczyzną nie… - odparłem ale po chwili przypomniało mi się co wyprawiał opętany Spart i zrobiło mi się niedobrze
- Musimy kiedyś do tego wrócić ale to nieodpowiednia pora… - nie wiedziałem o co mu chodziło ale skinąłem głową i pojechaliśmy. Portal zaprowadził nas gdzieś na pustynię ale było raczej chłodno
- Gdzie jesteśmy?
- W stanach…
- Na zachodzie?
- Tak… znasz kulturę Staro Ziemską?
- Sporo oglądałem, czytałem…
- To tak jak ja
- Jedźmy do Wyoming…
- Możemy jechać, co cię tak tam ciągnie?
- Chciałbym zobaczyć Brokeback…
- Romantyk z ciebie…
- A żebyś wiedział!
- Podobno gdzieniegdzie są tu jeszcze dzikie konie
- Tak?
- Tak można by takiego złapać, po ujeżdżać
- A nie wolałbyś po ujeżdżać czegoś innego? A raczej kogo?
- Eh… przestań…
- Co, passe?
- Słucham?
- Andris… no co z tobą?
- Wiesz… ja… w sumie to jestem… jestem prawiczkiem…
- A… aha… więc… nie… jeszcze się nie kochałeś?
- No nie…
- I pewnie jeszcze całowałeś się pierwszy raz ze mną?
- T-Tak…
- To czemu dopiero teraz mi mówisz?! Och… Andris… gdybym wiedział to bym się inaczej zachował, dobrze, że w ogóle się przyznałeś…
- Nie przeszkadza ci to?
- Nie, wręcz przeciwnie, jestem dumny że właśnie ze mną chcesz… no mieć ten pierwszy raz…
- I każdy następny. Myślę tylko i wyłącznie o stałym związku
I z tym właśnie nie mogłem się pogodzić, a co jak mi się znudzi? Zawsze miałem dziewczynę góra na dwa trzy miesiące…
- Gdzie będziemy teraz mieszkać?
- Powinniśmy stale się przemieszczać, będziemy gdzieś wynajmować albo spać w namiocie
- W namiocie???
- Nawet o tym nie myśl! Zrobimy to dopiero po ślubie...
- Co?!
- Coś ci się nie podoba?
- Jakim ślubie?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz