poniedziałek, 8 lutego 2016

Rozdział 10 – Wyoming cz.1

     Tablica z nazwą tego stanu pojawiła się po wielu dniach wędrówki. Konie wciąż męczyły się ze skrzydłami ale nikt nie miał serca ich im odciąć. Po za tym po dłuższym zastanowieniu, lepiej częściej odpoczywać niż stracić kilka dni drogi aż konie nauczą się trzymać równowagę bez skrzydeł.
- Co jak spadnie śnieg? – zapytał Spart
- Raczej szybko się topi w tych stronach – odparł Andris
- Gdzie pojedziemy dalej? – spytałem, kiedy nagle wszyscy stanęliśmy jak wryci
- Tam! – powiedział Andris – Zdecydowanie!
Pasło się przed nami stado koni. Wyjąłem sznur i zawiązałem lasso, zrzuciłem torbę i galopem wjechałem między konie, chłopcy oczywiście zaczęli krzyczeć a konie uciekać. Stanąłem w strzemionach, zakręciłem sznurem nad głową. Umiałem się posługiwać lassem bo przydawało mi się czasem w polowaniach. Zarzuciłem je na szyję jednemu z koni, był czarny pstrokaty w białe kropki. Zaparłem się nogami i szarpnąłem nim mocno tak że się przewrócił. Zagwizdałem na palcach, chłopcy zrozumieli i przybiegli go przytrzymać. Andris przywiązał go do Demeter, kiwnąłem głową na Sparta i pojechał ze mną za pędzącym stadem.
- Łapałeś kiedyś konie? – krzyknąłem do niego
- Tak!
Zarzuciłem sznur na kolejnego konia tym razem ciemno brązowy z białym pyskiem i skarpetkami, zarżał i wyrwał tak mocno, że zrzucił mnie z konia, Spart coś krzyknął ale sam był zbyt zajęty żeby mi pomóc, okrążał wściekłego konia, wiedziałem co chciał zrobić. Zbliżał się do niego żeby go od razu dosiąść i okiełznać. Szarpnąłem za sznur, koń szarpnął się w drugą stronę, lina przejechała mi boleśnie po dłoni. Dałem mu luz, zaczął się cofać a ja szedłem za nim, delikatnie pociągnąłem go w swoją stronę ale się nie ruszył.
- O ty, kurwa ja ci pokaże! – szarpnąłem z całej siły linę, tak, że prawie zarył pyskiem o ziemię ale kopytami zaparł się i nie chciał ruszyć. Podszedłem do niego tak blisko, że prawie dotykałem nosem jego pyska patrząc mu w oczy. Prychnął i mnie opluł.
- Takiś hardy? Co?
Zarżał i stanął dęba, w pierwszym odruchu się cofnąłem ale po chwili zorientowałem się że ja mam przewagę, pociągnąłem go w bok tak że się przewrócił. Zdjąłem mu pętlę z szyi i włożyłem sznur do pyska, tworząc prowizoryczną uprząż, stanąłem za nim, czekając aż się podniesie. Spart już siedział na swoim i trochę ostro go traktując próbował zmusić do posłuszeństwa. Andris swojego już dawno osiodłał i teraz zdejmował rzędy z naszych wierzchowców, kiedy mój koń wstał, dosiadłem go i ściągnąłem lekko wodze, próbował przegryźć sznur i parskał. Poluzowałem lejce i poklepałem go po szyi, na razie nie próbował mnie zrzucić, delikatnie kopnąłem go i co ciekawe zrozumiał o co chodzi i ruszył dumnie do przodu, szedł trochę spięty, jakby się mnie bał, wciąż mieląc sznurek w zębach ale był posłuszny. Zacmokałem na niego i zacząłem podskakiwać, ruszył kłusem, był wielki i silny prawie jak Borys. Spiąłem się i dałem mu znak do galopu, upatrzyłem sobie przewrócone drzewo, Tuż przed nim klepnąłem go w zad i przygotowałem się do skoku ale on zarżał i cofnął się. Uderzyłem go za karę po czym podjechałem powoli pozwoliłem mu obwąchać przeszkodę i wróciłem kilka metrów do tyłu, rozpędziłem się jeszcze raz i w odpowiednim momencie go uderzyłem skoczył, ja się pochyliłem i wylądowaliśmy p drugiej stronie mając spory zapas nad przeszkodą – Dobry konik! – pogłaskałem go – dobry…
Wróciłem kłusem do chłopców, Spart wciąż męczył się z niepokorną klaczą, podjechałem do niego blisko, mój koń zarżał na nią a ona przestała się wyrywać, uniósł dumnie głowę a ona cicho prychnęła
- Piękny ogier! – powiedział Andris, dociągając popręg swojemu rumakowi, podjechałem do niego, koń powąchał go i dał mu się pogłaskać, zjadł mu z ręki kawałek marchewki. Zeskoczyłem z niego wciąż mocno trzymając sznur, Andris podał mi moje siodło i wodze. Sam poszedł odwieźć nasze pegazy do WNu gdzie ich miejsce. Położyłem wszystko na ziemi i pozwoliłem ogierowi je powąchać. Podniosłem siodło i dałem mu je pooglądać, pogryźć i się z nim oswoić, potem głaszcząc go stanąłem z jego boku i założyłem mu je, odczekałem chwilę i klęknąłem modląc się żeby teraz mu nie odwaliło i mnie nie stratował, zapiąłem popręg. Zdjąłem mu sznur i założyłem uprząż, jarzmo podobało mu się bardziej niż włochaty szorstki sznur – Przydało by się je podkuć… - stwierdził Andris, trzymając kopyto swojego konia, potem wstał i bezwstydnie zajrzał mu pod ogon. Ja zaśmiałem się i pogłaskałem mojego po pysku, delikatnie włożyłem mu palec do pyska, mając nadzieję że mnie nie pogryzie za mocno, miał zdrowe zęby, polizał mnie na znak przyjaźni
- dobry koń… - pochwaliłem go raz jeszcze. Był cholernie wysoki, włożyłem nogę w strzemię, drugą przerzuciłem ponad jego grzbietem trzymając się siodła i przejechałem z nim jeszcze kawałek, kiedy Spart osiodłał swoją śliczną, niesforną szarą klacz,  władowaliśmy po jednej torbie na konia, mój jako najsilniejszy niósł jeszcze namiot i ruszyliśmy w góry.
- Moja będzie… Mucha – stwierdził Spart
- Czemu? – zapytałem przerażony
- A co?
- Jak możesz nazwać konia Mucha…?
- A ty jak go nazwiesz?
- Predator! I pieprz się nie zmienię zdania! – Predator dumny z nowego imienia zadarł głowę i spojrzał wymownie na Sparta
- Andris, a ty?
- Też mam dziewczynkę, może… Juki?
- To męskie imię - mruknąłem
- Nie! Jeśli też to oglądałeś to Juki był dziewczyną i był kiedyś partnerką Luka ale po śmierci odrodził się jako chłopak mimo to Luka nadal go kochał…   (*anime - Uragiri wa Boku no Namae wa Shitteiru)
- To bez sensu!
- Oglądnij siódmy odcinek
- O czym wy mówicie? – zapytał Spart
- Nieważne… - mruknąłem – więc Mucha, Predator i Juki… poprzednie konie miały ładniejsze imiona Demeter, Atlas i Posejdon…
- Ale nie śmieszne – stwierdził mój brat. Zostaliśmy z Andris ‘em celowo trochę z tyłu, Spart jechał przodem nie widząc nas, rzucaliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia, podjechaliśmy do siebie blisko, złapałem siodło Juki a Andris siodło Predatora. Pochyliliśmy się ku sobie i Andris zaczął mnie całować, spojrzałem w jego błękitne oczy, zdjął mi kapelusz i pocałował mnie jeszcze goręcej. Nagle dotarło do mnie coś ze świata zewnętrznego, śmiech Sparta.
- O ty kurwa – nie wytrzymałem i się zaśmiałem – chodź tu kutasie! – w pośpiechu włożyłem kapelusz i popędziłem za nim.
- Złaź z konia i walcz jak mężczyzna!
- Haha! Cała przyjemność po mojej stronie – powiedział z uśmiechem schodząc z konia. Z radością rzuciłem się ku niemu, i śmiejąc się powaliłem go na ziemię. Warknął i zrzucił mnie, czując na sobie 90 kilo żywej wagi ciężko myśleć ale wymyśliłem. Zacząłem go łaskotać
- Nie!!! Aha! Ał! Przestań!! Ach! Ha ha hah!
- Masz za swoje ty chuju!
- Sam jesteś… Aaaa! Przestań cwelu! – chwilę jeszcze z nim walczyłem po czym on przestał się opierać to i ja przestałem mu dokuczać, leżałem na nim, obaj się śmialiśmy.
- Andris! Weź go sobie…
- Hahaha haha! No kurwa…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz