poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział 11 – w stronę Kalifornii

Tak  - Jedziemy w Andy – Powiedział Spart. Decyzja ta powstała nagle i bez szczególnych powodów, no i głównie dlatego że znaleźliśmy po drodze rozpierdoloną stację benzynową na której zatrzymał się kierowca tira i pozwolił nam się z sobą zabrać a nawet zabrał konie bo akurat miał odpowiedni sprzęt, jechał do Kalifornii więc pojechaliśmy z nim.
- Jak zjeździmy całe stany to gdzie pojedziemy? – zapytałem
- Nie zapominaj o Alasce i Hawajach – powiedział Andris. Siedzieliśmy w ciepłej i dusznej przyczepie razem z końmi, leżeliśmy pod ścianą, mi było chyba najgorzej bo leżałem pomiędzy chłopcami. Zgrzanymi spoconymi facetami którym chciało się spać i mimo gorąca kładli się na mnie – Spartan kurwa zabierz tą rękę! Nie śpijcie! Gdzie dalej?
- Leoś idź spać… - poprosił Andris
- Nie dam rady, nie śpij, nie zostawiaj mnie. Co będziesz robił po tym wszystkim?
- Jest jeszcze woda?
- Ciepła…
- Eee… to nie chce. Po… po wojnie z demonami? Chciałbym mieszkać z tobą i może z twoim bratem pod jednym dachem, chciałbym tu zostać, w STG kolebce ludzkości kocham ten klimat, albo w Skandynawii albo tu gdzieś w Stanach, choćby w Wyoming albo Newadzie, jeśli nie w Stanach to w Europie najlepiej w Australii
- Oj… A niby taki oczytany…
- Co? Co ja powiedziałem
- Że Australia leży w Europie
- Ha ha… dobre… Nie… miałem na myśli… w Europie w… tym no… w… gdzie działają czary tylko tego miejsca…
- W Bieszczadach?
- Tak to dobry kraj?
- To region Polski…
- Aha ha ha… A ty? Jak to widzisz?
- Wiesz… w sumie to nie wiem, nie umiem planować, wolę improwizować
- Postój chłopaki, macie pół godziny – krzyknął nasz kierowca
- Och tak!
- Nareszcie! Spart wstawaj! Żyjesz czy ci się białko ścięło z tego gorąca?
- Co jest…?
- Chodź się odlać, Andris wyprowadzi konie…
- Ostatnio się zachowujesz jak baba! Najpierw się zacząłeś ładnie wyrażać, potem to dziecko… teraz chcesz szczać w towarzystwie, no kurwa…
- Pierdol się! Idę sam
- Ej żartowałem ja też chcę! Czekaj idę z tobą! Sam się tu zgubię!
- Panowie – powiedział Andris kiedy wracaliśmy – nie wiem jak wy ale ja się porzygam jak tam wrócę… proponuje tu zostać
- Za!
- Za!
- Przeciw!
- Kto to powiedział? – zapytał szybko Spart
- Ja
- Co jest kurwa?! – zdziwiłem się
- Kim jesteś i gdzie jesteś? – zapytał mój brat
- Gówno cię to obchodzi, chcę wybrańca!
- Jesteś demonem? – pytał dalej
- A jak myślisz upośledzony debilu?
- Upośledzony to ty jesteś skoro pytasz o takie rzeczy
- Niby czemu?
- Jak to czemu?
- Mogę ci dać wszystko co zechcesz albo odebrać ci życie, albo skazać na wieczne tortury
- Dla człowieka są ważniejsze rzeczy niż jego własne szczęście, zdrowie czy w ogóle życie a nawet jest gotowy cierpieć, choćby i wieczność
- Co?! Dlaczego? Jeśli mi to wyjaśnisz to cię oszczędzę! Jestem nowy, nie znam was pokraczne istoty ale dlaczego jesteś na to gotowy za tą szmatę?
- Tego się nie da wytłumaczyć, ta szmata to mój młodszy brat i go kocham, nie pozwolę ci go skrzywdzić
- Nie! Przecież ludzie mają zło we krwi! Dlaczego?! Kłamca!
- Nie kłamię… po prostu ty nigdy nie doświadczyłeś miłości więc nie jesteś w stanie tego zrozumieć, mój brat też długo nie mógł ale go nauczyłem
Nagle pojawiła się przed nami wątła ciemna postać – Mnie też naucz. Chcę wiedzieć
- Czym ty jesteś?
- Ja… pomóż mi…
- To podstęp
- Nie chcę tak żyć, nie wiem kim do cholery jestem, człowiekiem czy demonem…? Mówili, że jesteście źli a ty chcesz za niego cierpieć… czy on… znowu będą mnie bić… będzie kara…
- Andris? Możemy go… tak jak mnie…
Andris uśmiechnął się i wziął mnie za rękę, uderzył demona lekko piątym żywiołem, ten padł na ziemię i zaczął się wić, płosząc konie, Andris uspokoił je kreśląc w powietrzu jakiś znak. Uderzyliśmy demona po raz drugi pod kapturem pokazała się twarz chłopca, może dziesięcioletniego… uderzyliśmy go raz trzeci, dym opadł i leżał przed nami nie przytomny nagi, wychudzony i blady chłopak. Spart okrył go bluzą.
- Zabierzmy go stąd, jak ktoś nas zobaczy… - mruknął Andris. Spart wziął go na ręce i poszliśmy za stację. Był tam hotel, stacja benzynowa i jakiś sklep. Poszliśmy za jakieś krzewy i położyliśmy go na ziemi.
- Trzeba go w coś ubrać… - powiedział Spart. Andris zagwizdał na konie i wyjął z naszych bagażów moją koszulkę bo byłem najmniejszy i spodnie chyba Sparta. Podwinął je i wciągnął pasek. Założyliśmy je na chłopca i nawet mogłyby być… zacisnęliśmy pasek tak żeby mu nie spadały i włożyliśmy koszulkę, nagle otworzył oczy spojrzał panicznie dookoła przytulił się do Sparta i zaczął płakać. Ten objął go – Ciii… uspokój się
- Ja nie chce! Znajdą mnie i znowu będą… ja nie chce! Nie! Nie!
- Cicho! Jak chcesz to też możesz być moim młodszym bratem… Nie pozwolę ci zrobić krzywdy!!! – Młody wtulił się w niego cicho pochlipując
- Już dobrze – powiedział Andris – przy nas jesteś bezpieczny
- Ty mnie odczarowałeś?
- Odczarowałeś he he! Byłeś opętany… z pomocą naszego wybrańca cię uwolniliśmy. Nawet nie wiedziałem że tak się da. Udało się chyba dlatego że jak mówiłeś jesteś nowy, czyli opętany od niedawna… Jestem Andris
- A ja Leo
- Andris? Ty też jesteś ich bratem?
- Ja jestem…
- To mój chłopak – powiedziałem odważnie
- Ale… dwóch chłopców, hi hi…
- Tak, jeśli się kochają to mogą razem chodzić. Kto im zabroni?
- No tak… dziękuje wam… - pociągnął nosem – Co teraz ze mną będzie?
- No przecież cię nie zostawimy… - powiedział Spart głaszcząc go po głowie
- Mogę z wami zostać?
- Tak… - powiedział Andris, spojrzał na mnie – Tak?
- No tak… - odparłem – skoro jesteś bratem Sparta to i moim
- Leo, tak?
- Mhm. A ty?
- Nie wiem… Co robicie?
- Jeździmy to tu to tam – odparł Spart – szwendamy się po świecie, robimy co chcemy…
- Ale super!!! Też tak chcę
- Możesz z nami zostać – powiedział śmiesznie poważnym tonem Spart – pod warunkiem że będziesz nas słuchał i będziesz grzecznym chłopcem
- Jestem niegrzeczny! Zabijałem ludzi… - zebrało mu się na płacz
- Nie prawda! – zaprzeczył Andris – to nie ty zabijałeś, to nie twoja wina, już jesteś wolny teraz nikt cię do tego nie zmusi…
- A gdzie mieszkacie?
- A ile pytań na dzień potrafisz zadać? – zapytałem parodiując jego głos przed mutacją
- Leo… - mruknął Andris – Nie mamy domu, śpimy u ludzi albo w namiocie
- A nie zimno wam?
- Jak nam zimno to się przytulamy. Chodź musimy znaleźć ci jakieś buty i rozbić gdzieś obóz. Zostaniemy na razie tu w Utah, przy następnej okazji pojedziemy do Nevady
- Och cholera! – zakląłem – Zapomniałem wysłać nasze dane temu facetowi…
- Teraz sobie przypomniałeś? Może mają tu pocztę, co się odwlecze to nie uciecze… - powiedział Andris, patrząc na mnie przyjaźnie, miał takie niebieskie oczy przy zachodzącym słońcu – Pójdę wysłać… kocham cię
- Ja ciebie też Leoś, nie mogę się doczekać kiedy wreszcie włożę ci na palec obrączkę…
- O ile zostanie nam forsa na obrączki
- Możecie nie kupować mi butów! – wykrzyknął mały
- To miłe ale potrzebujesz butów i ubrań a bez obrączek się obejdziemy – powiedziałem i ruszyłem na pocztę. Jakiś czas później, pojechaliśmy do najbliższego miasteczka w którym ponoć widziano szewca. Sprawiliśmy młodemu buty i ciuchy a nawet kapelusz. Pojechaliśmy w prerię kraść konie. Jechaliśmy, młody jechał ze Spartem – Trzeba cię jakoś nazwać – powiedział Andris
- Rambo – wypaliłem odruchowo
- Głupi jesteś? Mały, jak byś się chciał nazywać? – odezwał się Andris
- Hmm… - Spart szepnął mu coś na ucho – Raf! – krzyknął mały, uśmiechnąłem się do brata ze zrozumieniem
- To teraz będzie nas czterech? – zapytałem
- Wygląda na to że tak… - powiedział Andris podjeżdżając bliżej mnie
- To straszne, jak mogli zrobić coś takiego małemu dziecku…?
- Mówisz o demonach? Tak tworzą swoją armię, z twoim bratem też tak chcieli zrobić ale był za silny… mały musiał pochodzić z patologicznej rodziny albo z domu dziecka że tak łatwo im poszło
- Biedny…
- Boję się o ciebie… ich ataki są coraz częstsze…
- Zauważyłem, ale przecież nic mi nie zrobią
- Chcą nas osłabić psychicznie, wtedy będzie łatwiej z tobą walczyć, kiedy stracisz wiarę, pokłócisz się z bliskimi… tak, to pewnie ich następny cel, skłócić nas…
- Phi! Co oni mogą?
- Słyszałem że poszywają się nawet pod daną osobę i… użyj wyobraźni, co mogą zrobić…
- Nie jestem głupi
- Oni też, wiedzą że jeśli przesadzą to ich rozpoznasz…
- Nie ma koni! – zawołał Spart – Co robimy?
Już szykowałem w głowie jakąś odpowiedź kiedy otworzył się przed nami portal. W kupie raźniej, kupy nikt nie ruszy, zbiliśmy się przed portalem tak że nasze konie stykały się ze sobą i czekaliśmy co się stanie. Z portalu padało wyjątkowo jasne światło ale nikt z niego nie wychodził
- Co się dzieje? – zapytał Spart
- Nie wiem ale założę się że chodzi o mnie… - mruknąłem. Wtem jakiś ptak kołując uderzył w portal i zniknął gdzieś
- Co to kurwa?! – usłyszeliśmy zniekształcony głos zza bramy
- Weź to zmniejsz bo nam tu coś leci…
Portal zmniejszył się do małej świetlistej kulki
- Dobra, który to Leo Salvo?
- Ja… a nie mówiłem?
- Tak że ten… sorry, za kłopoty i w ogóle ale komy nie działają… cała sieć padła… więc, problem zostanie za kilka dni rozwiązany. Mianowicie chciałem… w ogóle z tej strony ZON Zarząd Ogólny Nieba, yyy… nie chcąc pana oczywiście tam… nie żeby coś… ale… Człowieku jesteś martwy! Nie możesz się szwendać po pięcio-świecie! Jak cię ktoś zobaczy to powiedzą że zmartwychwstałeś!!! Ja-ja-ja… rozumiem że jesteś wybrańcem i kurwa nie wiem wszystko ci wolno ale szef kazał przekazać niezwłocznie… że cytuję: Jak ten skurwiel nie wróci do jutra to wszystkich zwalniam! Więc prosiłbym żebyś jednak przemyślał może… nie wiem… czym się teraz tutaj zajmujesz no ale… Kiedy się pokażesz u nas?
- A skąd mam wiedzieć że nie jesteście demonami?
- Och! No i gadaj tu z takim! Demony w ZON-ie tego jeszcze nie było! Ja cię błagam kurwa człowieku! Zamelduj się, potem spierdalaj sobie na koniec świata ale szef przyjdzie do mnie i ma cię zobaczyć. Powie okej wybraniec cały zdrowy i pójdzie i możesz wypierdalać! Deal?
- No nie bardzo... A demony w ZON-ie som bo widziałem! Do widzenia!
- Ej… kurwa nie dał się…
- Yyy! Leo! – Andris spojrzał na mnie przerażony –To był demon?
- O ile coś takiego jak ZON istnieje to nie zatrudniali by tam takich analfabetów i nie klęli by tyle, po za tym komy działają
- To już drugi atak jednego dnia! – powiedział
- Andris… możesz mi pomóc? Naprawdę nie wiem co powinienem robić…
- Według tego co mówią powinieneś zapaść w trans w którym się dowiesz jak ich zniszczyć. Czy coś…
- A kiedy bym ich zniszczył?
- Ma się rozpocząć projekt Utopia, czyli pięcioświat wolny od demonów i powstanie WN, nieba Warlandzkiego, jego upadek jest częścią planu, Warlandczycy muszą wybrać po czyjej są stronie… Głodny jestem
- Cały ty
- Ja też! – zawołał Spart
- I ja! – dodał Raf
- No Leoś, do roboty!
- Co ja? Zawsze ja!
- Ty gotujesz ja się bawię kluczami
- To szantaż!
- Nie, to w ramach nagrody
- O co im chodzi z tymi kluczami? – zapytał mały, Spart wzruszył ramionami
- Wiesz… w sumie to lubię gotować, mogę coś tam…
- A ja chyba polubiłem twoje… klucze
- O czym wy mówicie? – zapytał mój brat
- A nie ważne… - mruknąłem – nic ważnego. To co byś zjadł?
- Andris, nie wiem co ty mu zrobiłeś ale podoba mi się

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz