poniedziałek, 27 czerwca 2016

Rozdział 16

Przyspieszył. Kiedy dopadł do nich miał wrażenie że zaraz wypluje płuca. Kiedy się już wykaszlał nie patrząc nawet co się dzieje włączył się do bójki w obronie ofiary. Oberwał mocno ale jako berserker nie odczuwał strachu a to czyniło go niepokonanym. Po chwili bezsensownej szarpaniny i wymiany ciosów na ślepo odpuścili. Andris stał w deszczu na drżących nogach, nad ciałem ich ofiary, z nosa leciała mu krew, wciąż trzymał gardę. Oni coś mówili ale przed chwilą dość mocno dostał w potylicę i nie wszystko do niego docierało. Odeszli. Machnęli ręką i odeszli. Nie czuł się spełniony. Wiedział że odeszli tylko dlatego że uznali że już wystarczająco pobili jednego i nie ma sensu robić kolejnej zadymy. Ten drugi leżał twarzą do ziemi, ręce trzymał na karku a nogi podkulone pod siebie. Andris nie był pewien ale to musiał być Leon.
- Jak jesteś taki silny to teraz wstawaj i udowodnij - mruknął Andris opuszczając ręce. Zaczął się podnosić, lewa ręka zadrżała mu kiedy się podpierał ale mimo wszystko po dłuższej chwili był na kolanach ciężko dysząc, Andris chwiał się na nogach, patrzył na niego z drwiącym uśmiechem. Leo spojrzał mu w twarz, świeża krew spłynęła mu po brodzie kiedy przygryzł wargę i otworzył zaschniętą ranę, miał podbite oko, siniaka na policzku i prawdopodobnie złamany nos. Widać było że z trudem oddycha, patrzył na Andrisa z nadzieją że ten pomoże mu dojść do domu, ten jednak nie zamierzał mu pomagać ani go pocieszać. Jednak jak często widać zamiary Andrisa bywają czasami tylko zamiarami a wszystko przez to że łatwo ulega urokowi osobistemu Leośka. Tym razem jednak stał niewzruszony patrząc jak chłopak podnosi się z ziemi. Obaj spojrzeli na siebie. Leo z nienawiścią ale nie tyle do Andrisa co do samego siebie i tego jak się upokorzył. Andris z jednej strony wyglądał na smutnego, z drugiej zaś nie mógł powstrzymać drwiny.
- Stawaj - rzucił Leo i splunął krwią
- Z tobą? Teraz?
- Stawaj - powtórzył uparcie Leo
- Nie
- Stawaj albo nigdy już nie odzyskasz przede mną honoru
- Honor bym stracił właśnie teraz gdybym stanął z tobą do walki
Leo przestąpił z nogi na nogę, potrząsnął głową próbując odzyskać sprawność błędników i rzucił się na Andrisa, wtórowało mu uderzenie pioruna w pobliskie pole. Zamierzył się sierpem lecz Andris strącił jego rękę
- Nie stanę! - krzyknął cofając się - Bijesz bezbronnego!
- Stawaj więc i nie rób ze mnie zbrodniarza
- O co się bijesz?
- O dobre imię
Andris chciał zaprotestować ale zrozumiał że Leon istotnie żeby odzyskać wartość w jego oczach musiałby potwierdzić iż jest od niego silniejszy. Pierwszą myślą było dać mu wygrać, lecz gdyby Leo się zorientował nigdy by mu nie wybaczył nawet jeśli chodzi o jego zdrowie czy może życie...
- Stawaj - ryknął rozpaczliwie Leo słaniając się na nogach. Łez na jego policzkach nie szło rozróżnić od kropel deszczu. Mokre włosy opadały na jego czoło, krew pozostała tylko tam gdzie wsiąknęła w koszulę, z twarzy zmył ją deszcz. Siniaki też jakoś blakły na płonącej rumieńcem twarzy. Oczy zaś zdawały się być bardziej śmiercionośne niż błyskawice tnące niebo dookoła. Andris z koleji był blady, oddychał przez usta, teraz dopiero zaczął odczuwać jak ciężko mu się oddycha. Wiedział że mógłby pokonać Leośka jednak nie był pewien czy da radę przemóc się psychicznie. Kiedy jednak ten kolejny raz poszedł na niego położył go jednym ciosem w skroń. Wcale nie tam celował ani nie tego chciał ale jakoś odruchowo zaatakował w obronie własnej. Leo od razu zaczął wstawać. Andris cofnął się robiąc mu miejsce.
- Jeśli przegrasz z honorem to... - zaczął Andris lecz Leo wydał z siebie coś jakby ryk
- Jeszcze nie przegrałem!!! - warknął wściekle i zaczął z jeszcze większym uporem próbować stanąć na nogi. Andris nie miał serca drugi raz go uderzyć i ani się spostrzegł a mniejszy przeciwnik znalazł się tuż przy nim, Andris miał większy zasięg powinien był trzymać Leona na odległość, nagle zdał sobie sprawę ze swojego błędu, pozwolił mu do siebie dosięgnąć. Leo mimo wycieńczenia okazał się na tyle przytomny że od razu mocno wczepił się w Andrisa żeby nie stracić bliskiego kontaktu dzięki któremu miał szanse wygrać. Ogłuszył przeciwnika lewym prostym w nos, władował mu kilka haków w brzuch prawą silniejszą ręką trzymając go lewą za kark, chwycił go za barki obiema rękami i zaczął go kopać, w końcu Andris osunął się ledwo żywy na ziemię a Leo tracąc w nim podparcie upadł zaraz potem u jego boku.
- Ja się nie chciałem z tobą mierzyć - sapnął Andris widząc przed sobą chłopaka, miał gdzieś deszcz i burzę zresztą choćby chciał nie miał sił się podnieść, leżał na boku a przed nim leżał na wznak Leon krztusząc się własną krwią - Nie jesteś moim rywalem tylko kochankiem - ciągnął dalej głaszcząc go po policzku
Leo spojrzał nań i lekko się uśmiechnął
- Chciałeś odzyskać w moich oczach więc... masz co chciałeś, jesteś silniejszy
Leo skrzywił się, przewrócił na bok i wtulił w pierś Andrisa - Nie, nie jestem - mruknął cicho i ze skruchą
Tej nocy spali jak zabici. Następnego dnia zajęli się pracą, byli trochę poobijani ale odpoczęli i opatrzyli rany. Byli tylko trochę bardziej milczący, trochę zgaszeni.

1 komentarz:

  1. Hej, piszesz całkiem nieźle, a ja wraz z moją grupą, prowadzimy pewien projekt pisarski - tworzymy opowiadania, oscylujące wokół siedmiu wysp archipelagu Escursione, oraz artykuły o tematyce społecznej (nietolerancja, odrzucenie itp.). Może byłbyś zainteresowany dołączeniem do nas? Zapraszam do fajnej ekipy pozytywnych ludzi.
    Pozdrawiam - Lavender LVR z http://escursione.blog.pl

    OdpowiedzUsuń