poniedziałek, 20 czerwca 2016

Rozdział 14

    Na targu mieli kupić przede wszystkim konia lecz takowego nie było to też zaopatrzyli się w osła. Dni mijały im na doprowadzaniu pola do porządku potem na oraniu i sianiu zboża. Sąsiad podarował im dwie gęsi. Wstawali wcześnie chodzili spać jak robiło się ciemno. Kiedy już nie mogli robić nic poza czekaniem aż zboże wyrośnie mieli sporo wolnego czasu. Leo znalazł sobie kawałek płotu tuż nad brzegiem rzeki. Siadywał na nim i łowił ryby. Czasem nawet coś złapał wtedy świeża ryba była tego samego dnia na obiad. Andris był do czasu szczęśliwy...
   potem dostał wezwanie do wojska. Nie wiedział jak to powiedzieć Leośkowi, czas uciekał a termin zgłoszenia się na badania choć odległy zbliżał się nie ubłaganie. Nie przyznawał się jednak i żył jakby nigdy nic. Spędzał dużo czasu z dziećmi i Znajdą. Woził Czarka na osiołku a Anastazję na Znajdzie albo na barana. Wieczorem przed zaśnięciem karmił ją butelką z mlekiem, zazwyczaj trzymał ją wtedy na piersi i cicho mruczał kołysanki które pamiętał ze swojego dzieciństwa. Czarkowi też nie szczędził czułości, często go przytulał i nosił na rękach. Czarek kochał siostrę ponad wszystko. Zawsze kiedy raczkowała na trawie zbierał ślimaki żeby ich nie pozjadała, próbował ją karmić tak jak ojciec, trzymał ją na kolanach i dawał jej mleko z butelki. Czasem ją nosił ale był na to za mały. Kiedy próbował jej coś tłumaczyć ona słuchała go jakby był najmądrzejszy na świecie
- Ani wies ze tata zablania ci jeść muchy. To som zwiezątka dla źabek. One nie bendom mialy co jeść jak im powyzabijas wsystkie muszy...
Był jej bohaterem. Wszystko od niego małpowała. Był jej największą motywacją do nauki chodzenia. Wszędzie podążała za nim pełzając ale chciała być jak on, chodzić na dwóch nóżkach, biegać.
Andris pewnego wieczoru położył dzieciaki spać i sam też miał zamiar się kimnąć ale zrezygnował kiedy wyjrzał przez okno i ujrzał pełnię wielką jakby księżyc urósł ze trzy razy większy. Niebo było granatowe i czyste. Wyszedł na ganek i spojrzał w niebo. Gwiazdy migotały na niebie jak za dawnych lat, wiatr delikatnie rozwiewał mu włosy, była ciepła letnia noc. Wtem niebo przecięła kometa. Stało się to szybko tak że ledwo to zauważył. Zaczął wymyślać życzenie lecz nic nie przyszło mu do głowy był szczęśliwy, nie pragnął niczego więcej, pomyślał tylko że oddaje to życzenie komuś innemu, może ktoś czegoś właśnie potrzebuje a trochę pomocy z gwiazd mu się przyda. Leo stał pod jabłonią na górce. Też patrzył w gwiazdy, w znanym Andrisowi kierunku, patrzył na ich własną gwiazdę tę na którą patrzyli obaj będąc na przeciwnych końcach świata. Andris poszedł nieśpiesznie w jego stronę. Razem stali pod drzewem patrząc w niebo. Kolejna kometa je przecięła. Obie leciały z południa na północny zachód. Po chwili jeszcze jedna się pojawiła
- Ale sypnęło - zamruczał cicho Leon
- Mhm...
Czwarta i piąta przeleciały w tym samym kierunku
- Co one tak jedna za drugą tak lecą - Leo pokazał ręką kierunek ich spadania
- Cóż...
Nagle rozległ się odległy huk, jakby odgłos wybuchu. Leo zerwał się jak zając
- Słyszałeś to - zapytał szybko
- Wojna się skończyła to pewnie petardy albo coś...
- No nie wiem
- Jutro się dowiemy... chodź do łóżka - Andris stanął za nim i wtulił się w jego ramię. Rozległy się kolejne wybuchy
- Wierz mi to na pewno nic poważnego - szepnął Andris
- Ciekawe co porabia Eliot?
- Pewnie poluje na smoki w Warlandii...
- Eh... kiedyś też robiłem takie rzeczy...
- A ja nie? Ale teraz mamy rodzinę, nie krakaj zresztą, ja mam dosyć wojen i przygód będę bronił domu ale obym nie miał przed czym
- Obyś nie miał. Ale na smoki bym pojechał
- Chcesz ze mnie zrobić wdowca?!
- Nie... Ragnar...
- Matka tak do mnie mówiła
- A jutro dożynki?
- Tak
- Hm... Będziesz blotował?
- Tak, prawdopodobnie sam
- Mogę iść z tobą
- A jesteś poganinem?
- Nie
- No właśnie...
- Biedaczek...
- Eliot by ze mną poszła
- A ona jest?
- Twierdzi że jest córką Aresa jak może nie być poganką będąc nasieniem boga wojny?
- Zaproś ją
- Nie no co ty
- Czemu? Wypilibyśmy pogadali jak za starych dobrych czasów
- Ja wiem
- Poślę jej sokoła powinien dotrzeć
- A na kiedy ona tu przyjedzie?
- Ona? Ona da radę w kilka godzin
- No dobra...
- Co z tym wypadem w góry?
- Jak będzie czas to pojedziemy
- Trzymam cię za słowo. Będzie super zobaczysz! Powspinamy się po górach, zapolujemy na niedźwiedzia, będziemy spać pod gołym niebem - mówił Leo z przejęciem. Andris tylko lekko się uśmiechnął żeby nie robić mu przykrości.
- Misiu?
- Tak Leo?
- Skoro Eliot przyjedzie może się zgodzi zostać z dzieciakami
- Yyy nie wiem czy to dobry pomysł zostawiać ją z dziećmi...
- Czemu? Przyda im się trochę twardego wychowania
- Hm...
- Misiu...
- Co?
Leo nie odpowiedział, odwrócił się do Andrisa przodem i położył ręce na jego klatce piersiowej.
- Kiedyś to człowiek tylko zobaczył zboże i od razu... szedł młucić, nie?
Andris się roześmiał - Ale ty jesteś głupi
- Nie wiem czy głupi ale na pewno napalony jak cholera - szepnął niskim głosem
- Leo... nie zaczynaj ze mną
- Kiedyś byś mi nie odmówił... - westchnął Leo teatralnie - Ja rozumiem że już ci się nie podobam ale mógłbyś chociaż...
- Czekaj! Podobasz mi się
- Ta jasne... - mruknął obrażony i odwrócił się tyłem
- Co ludzie powiedzą?
- A co mnie to obchodzi?! Niech sobie myślą co chcą. Zresztą... jacy ludzie? Widzisz tu kogoś?! - podszedł do Andrisa i przyłożył mu dłoń do czoła - Dobrze się czujesz? Chyba masz zwidy...
Andris wyszczerzył zęby i popchnął kochanka na ziemię
- Ej!
- Nie kwicz tylko zdejmuj spodnie!
- Jej! - ucieszył się Leo z uśmiechem szarpiąc się z paskiem
- Mam ci pomóc...? - zadrwił Andris stojąc nad nim ze swoim bydlęciem w całej okazałości
Leo zachichotał nerwowo - A gra wstępna?
- Dla mnie gra wstępna to rozpięcie rozporka
- Coś ty się zrobił taki brutalny? - zapytał patrząc zalotnie na stojącego przed nim mężczyznę uśmiechającego się kpiąco
- Przecież widzę jak to na ciebie działa. Ty potrzebujesz macho
Leo w końcu wydostał jedną nogę z dżinsów i zadrżał kiedy Andris ułożył się między jego udami i zaczął całować go po szyi. Czuł jego gorący oddech i ciepłe dłonie błądzące po jego ciele.
- Leo - szepnął mu do ucha - jesteś taki piękny...
Pochylił się nad kochankiem i pocałował go ale tym razem w jednym i to dość krótkim pocałunku było tyle namiętności i pożądania że obaj spojrzeli na siebie zaskoczeni i przez chwilę zaniemówili.
- Nadal między nami iskrzy - stwierdził Andris
- Jak cholera - dodał Leo, przekręcił się na bok i pozwolił Andrisowi przejąć inicjatywę. Byli ponad gwiazdami i ponad całym światem, nic już się dla nich nie liczyło poza sobą nawzajem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz