Następnego dnia kiedy Stefan i Zośka przyszli pomóc w koszeniu zboża tylko Andris i Leon wiedzieli co znaczą uśmiechy które między sobą wymieniali. Andris nad sobą panował za to Leo ilekroć spojrzał na twarz chłopaka przypominał sobie noc i wybuchał niepohamowanym chichotem. Było gorąco. A studni nie było. Najbliższa była u pana Stefana, tam codziennie rano Andris ganiał i przynosił dwa wiadra, tyle musiało im starczyć na cały dzień. Dziś miał przyjść geodeta z wahadełkiem i wyznaczyć miejsce gdzie wykopią studnię. Chodzi oczywiście o wodę pitną bo do innych celów używali tej z rzeki. Leon i Czarek dostali od niej jakieś uczulenie, Czarek miał zaczerwienioną skórę a Leośkowi zaczęły ropnieć otwarte rany których jeszcze nie doleczył od zeszłego roku. Do tego jeszcze skończyły się pampersy dla Anastazji i teraz teraz musieli używać tych szmacianych, które się po prostu pierze. Rzeka była wartka i zimna, a do tego nie do końca czysta. Dlatego Andris spieszył się z kopaniem studni, Leo twierdził że nie potrzebnie.
A w polu sporo się śpiewało, czasem każdy nucił coś pod nosem, czasem znaleźli coś co znał każdy i śpiewali razem, najczęściej jednak Zośka i Stefan darli się na całe gardło. Dzieci przez ten czas były pod opieką młodszej córki Stefana. Starsza zgadała się z Sebastianem i wyjechała za nim do miasta.
Andris chodził bez koszuli a potem narzekał że go słońce spaliło. Dawno nie obcinane włosy sięgały mu już prawie do ramion a grzywka spadała na oczy. Szczecina którą miał na brodzie teraz zgęstniała i Andris został nazwany kozą co się przyjęło i stało jego pseudonimem.
Leo jakoś nigdy nie miał zarostu, nie zmienił się w ogóle, nabrał tylko trochę rumieńców, lekko się opalił podrosły mu włosy, no i wreszcie trochę przytył. Na ogorzałej od słońca twarzy blizna stała się bardziej widoczna, budziła wiele pytań, powodowała dyskusje a najczęściej przez nią brano Leośka za awanturnika który pewnie jest skory do bitki.
Zwykli ludzie nie zwracali uwagi na to że do Burtek wprowadzili się dwaj nowi faceci. Dzięki pani Zośce, wszystkie plotkary wiedziały już że chłopcy są parą, obgadywano ich ochoczo bo temat był świeży i dawniej nic podobnego nie słyszano to też wszyscy chcieli się wypowiedzieć. Oczywiście większość opinii była negatywnych, że zboczeńcy, że pederaści i w ogóle jak tak można? Chłopcy specjalnie się tym nie przejmowali, byli życzliwi wobec innych a ludzie po czasie przestali wierzyć plotkom i zaczęli odpłacać się im tym samym. Pewnego dnia Andris na mieście usłyszał młodych chłopców
- Wpierdolimy temu małemu, cwel jebany... jak można... z innym facetem... i to jeszcze w dupę...?
Najpierw miał odpuścić ale stwierdził że ich słowa mogą przejść kiedyś w czyn jeśli nikt ich nie upomni a to raczej mało prawdopodobne. Było ich czterech.
- Panowie... - zaczął niepewnie - O kim mówicie, jeśli można się wtrącić?
- Nie można - zawył jeden
- O tych nowych co się wprowadzili! - warknął inny
- Tak? Słyszałem że ten brunet był królem - mruknął Andris
- No był, Leon, pedał pierdolony
- Skąd wiecie że pedał?
- Mieszka z facetem - odparł jeden z chłopców
- A ty kim mieszkasz? - ciągnął dalej Andris
- A co cię to gówno obchodzi?!
- No z kim?
- Z ojcem!
- I śpisz z nim?
- Nie! Co ty kurwa?! No może masz rację, ale to czemu wszyscy mówią że jest pedałem?!
- A to coś złego?
- Tak!
- Dlaczego...?
- A chcesz w ryja?!
Tak skończyli rozmowę i rozeszli się w swoje strony. Kiedy wrócił do domu i opowiedział całość Leośkowi początkowa różnica poglądów na temat tego co powinien lub czego nie powinien mówić szybko przerodziła się w kłótnię. W końcu Leo obrażony tym że Andris traktował go jak dziecko wyszedł nie mówiąc nawet dokąd idzie.
- Myślałem że wreszcie dojrzałeś, ale widzę że nadal masz te swoje humory - rzucił mu na odchodne Andris
- Musisz mieć ostatnie słowo, co?!
- Stary... nie wiem czy mam iść za tobą czy zostać z dziećmi, na was wszystkich bardzo mi zależy. Nie rób mi tak, ja się nie chcę z tobą kłócić... Przepraszam cię, dobra? Wracaj
- Bo co?! Sam sobie nie poradzę?!
- Nie... znaczy, nie zgadzam się z tobą. Poradzisz sobie ale...
- Jestem taki sam jak ty! Albo nawet silniejszy! Przestań się nade mną litować, nawet nie wiesz jak mnie to wkurza, nie jestem dziewczyną!
- Wiem że nie jesteś dziewczyną, ale nie obrażaj dziewczyn, Eliot na przykład biję się na równi ze mną
- Jak ty mnie wkurwiasz!!!
Andris rozłożył bezradnie ręce patrząc jak chłopak odchodzi. Wziął na barana Anastazję i Czarka za rękę i poczłapał do Stefana. Zastukał do drzwi i poczekał aż mu otworzą. Wyszła przed niego Krzysia młodsza córka Stefana
- O hej... Co tu robisz Andris? Zbiera się na burzę
- Widzisz mała...
- Popilnować dzieci tak?
- Uh... ja się wam nigdy nie odpłacę...
- Nie ma sprawy, ja i tak się nudzę, wczoraj cały dzień u nas robiłeś w polu, dzisiaj ja ci przypilnuję dzieci... co...? Chcecie pobyć sami...? - mrugnęła do niego zalotnie
- Nie - odparł Andris podając jej córkę - Pokłóciliśmy się, muszę go uspokoić zanim zrobi coś głupiego
- A co się stało?
- No trochę na siebie pokrzyczeliśmy, wyszedł gdzieś i nie wiem...
- No dobra... to idź... ja tam...
- Co?
- Ja tam jak bym miała takiego anioła stróża bym się z nim nigdy nie kłóciła
- Mnie?
- A co...?
- Nie nic... dzięki za pomoc... i... miłe słowo... - powiedział odchodząc już powoli w stronę miasta. Tam właśnie spodziewał się znaleźć swoją miłość. Kiedy za Krzysią zamknęły się drzwi popędził biegiem. Po drodze (a było tam kilka kilometrów) złapała go burza. Burzy się nie bał wszak był wyznawcą Thora to też liczył na to że bóg piorunów jest mu przychylny. Ale przemókł do suchej nitki i zmarzł bo miał tylko koszulkę bez rękawów i rybaczki. Był boso, tak zazwyczaj chodzili. Był zgrzany, mokry a do tego wiał zimny wiatr ale nie myślał o tym. Dla niego liczyło się żeby znaleźć jak najszybciej Leo. W połowie drogi spostrzegł grupkę ludzi. Usłyszał hałas. Bili kogoś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz