Andris
Z dnia na dzień było coraz zimniej. Nagie drzewa pozbawione liści, odsłoniły widok na góry, przed pałacem mieliśmy wielki park. Minęło kilka dni odkąd tu zamieszkałem. Spart i Rosa dostali od Leośka willę nad morzem, Eliot niczego nie chciała i odeszła mówiąc że wróci na święta i coś nam przywiezie. Sebastian został z nami. Ja zaś mimo że zamieszkałem w pałacu, nadal tęskniłem za Leo. Przez najbliższe dni ani razu nawet mnie nie przytulił. Dziś wrócił z PGR-u gdzie spotkał się z ludźmi i kiedy już udało mi się wepchać w jego rozkład dnia zamiast ofiarować mi choć trochę uwagi, zaczął nawijać o polityce. Nie nie jestem egoistą po prostu o polityce czytałem w gazetach, internecie, słuchałem w radiu i wolałbym czas który spędzamy wspólnie poświęcić na coś innego. Ale on oczywiście nie dał mi nawet dojść do słowa. Szliśmy jedną z tych ślicznych ścieżek w parku, spędzałem tu, pośród drzew każdą wolną chwilę. Leo nawijał a ja patrzyłem raz pod nogi raz na niego i starałem się nacieszyć chociaż jego samą obecnością.
- I on wtedy wyjeżdża, że pedały do gazu i w ogóle, że mnie to trzeba odciągnąć od koryta zanim wszystko pierdolnie... Ja mówię, słuchaj gówniarzu, dzięki mnie zalegalizowano maryśkę, porno i ułatwiono wam nieletnim pracę, co mogę jeszcze zrobić? On taki trochę zgaszony ale coś tam dalej zaczął i ludzie go wyrzucili! Wyobrażasz sobie? Stanęli po mojej stronie, kochają mnie rozumiesz? Kochają! Słuchasz mnie w ogóle?!
- Jasne! Pewnie że cię słucham!
- Tak?? A o czym mówiłem?
Kurwa! - Yyy... Że ktoś... kocha ją...
- Kogo?
- Ją...
- Nie słuchasz mnie
- Bo przynudzasz - powiedziałem w końcu
- Mh... Trzeba było mówić, to o czym chcesz gadać?
- Rany... mamy tyle do omówienia
- Na przykład?
- Na przykład to że będziesz miał dziecko? To że mnie zdradziłeś!
- No to mów...
- Czemu jesteś taki zimny...?
- Ja?
- Nie kurwa twoja stara
- Ale... co przez to rozumiesz?
- Że wprowadziłeś zaostrzony rygor na granicy i uczyniłeś się suwerenny ode mnie! Tak mamy rozmawiać?!
- Nie jestem twoją prywatną dziwką, mam teraz ważniejsze sprawy
- Jak ja cię nienawidzę - wymamrotałem przez zaciśnięte zęby - Leon... - zamruczałem. Dawniej gdy tak mu mruczałem zaraz robiły mu się rumieńce, uśmiechał się zawstydzony albo domagał się czegoś więcej, teraz stał patrząc na mnie obojętnie. Postanowiłem nie przejmować się głupotami, podszedłem bliżej, on się cofnął. Pokręciłem z politowaniem głową.
- Po co mnie tu trzymasz?
- Nikt cię nie trzyma...
Łzy napłynęły mi do oczu - Nie?
- Nie, żyjemy w wolnym kraju...
- Mam w dupie kraj! To nawet nie jest twoja ojczyzna... Skoro mnie nie potrzebujesz to czemu pozwalasz mi tu mieszkać?
- Jesteś rodziną, mam cię wyrzucić na bruk?
- Aha! Dobrze wiedzieć!
- O co ci chodzi?
- O co mi chodzi...? Co z tobą?
- Em... ja mam za chwilę spotkanie...
- Tak jasne... idź!
- Andris... ty płaczesz...?
- O proszę! Chyba pierwszy raz od tygodnia wypowiedziałeś moje imię! Już myślałem że przejdziemy na pan
- Nie rycz. Lecę... to ważne. Załatwiam spory transport ropy zza granicy
- No to leć, tylko się nie zdziw jak nagle ci przestanę przeszkadzać i mnie więcej nie zobaczysz!
- Czy ty nie rozumiesz że mam odpowiedzialną pracę i muszę...
- Mnie ignorować
- Nie! Nie o to...
- Jesteś nie do zniesienia
- Przestańmy się kłócić, nie ma o co...
- Ja się nie kłócę, sądzę że nawet nie narzekam, ja po prostu próbuję sobie coś wynegocjować od jaśnie pana
- Wcale nie narzekasz
- Leon ja wiem że... nigdy nam się specjalnie nie układało, zawsze prędzej czy później się o coś spieraliśmy ale... nigdy nie było tak jak teraz. Ja... podejrzewam cię o zdradę
- Mówiłeś że nie masz mi tego za złe. Takie było przeznaczenie...
- Nie chodzi mi o Oliwię. Sądzę że cały czas zdradzasz mnie za plecami
Leon spojrzał na mnie uważnie. Długo milczał
- Ja naprawdę muszę iść - warknął po chwili
- Jeśli teraz pójdziesz to więcej mnie nie zobaczysz
- Uh... No dobra, czego jeszcze chcesz?
- Wyjaśnień
- Masz jakieś dowody?
- Przestałem ci się podobać
- Kto tak mówi?
- Ty. Twoje ciało. Nie pociągam cię
- To tylko brom głupolu
- Co?
- Biorę brom po tym jak cię zdradziłem. A zdradziłem cię tylko raz i to z dziewczyną. To było zapisane w przepowiedni a po za tym ona mnie uwiodła!
- Po co bierzesz brom?!
- No bo... spotykam się z różnymi ludźmi, wolę się nie kierować w rozmowach tym że na przykład koleś jest przystojny i próbuje mi się przypodobać
- Gdybyś mnie kochał...
- Gdybyś mnie kochał nie widziałbyś świata poza mną? Tak ale gdy cię nie było łatwiej było o tym zapomnieć. Musisz wytrzymać. O to jedno cię proszę, wytrzymaj ze mną jeszcze do lipca
- A co jest w lipcu?
- W lipcu urodzi się moje dziecko. Wtedy poddaje się do dymisji
- Co?!
- Rezygnuję. Przeprowadzimy się do jakiegoś domku tylko ty, ja i nasze dziecko, wtedy będę miał dla ciebie tyle czasu ile będziesz chciał. Teraz chcę wykorzystać te kilka miesięcy, zarobić jak najwięcej, ale też zrobić coś pożytecznego. Mogę już iść?
- Idź w cholerę! Ja ci dam brom...
- Za tydzień mam długi weekend, wyskoczymy gdzieś w góry...?
- Teraz?! Jest zimno jak cholera
- Już ja się postaram żeby ci było ciepło
- Chyba że się nażresz bromu
- Wiesz co? Pierdolę ich, nie idę na to spotkanie i tak jestem spóźniony, powiem że... coś wymyślę... O nie! - spojrzał w stronę pałacu. Szedł tam jeden z ochroniarzy
- Idzie się zapytać czy wszystko okej i czy idę... co robimy? Spieprzamy?
- Leoś... Ty się dobrze czujesz?
- Chodź! - wziął mnie za rękę i pobiegł przed siebie
- Co ty wyczyniasz?!
On biegł dalej. Dotarliśmy nad jezioro, po jego drugiej stronie rosły wysokie drzewa i obijały się w tafli wody. Słońce było na zachodniej stronie nieba ale wciąż całkiem wysoko, trawa była jeszcze zielona ale poprzetykana złotymi źdźbłami. Jesiennych liści tu nie było bo drzewa były prawie tylko iglaste. Leo wskoczył na głaz wystający znad wody jakieś pół metra od brzegu. W dłoni trzymał kamyczek który zaraz po złapaniu równowagi cisnął w wodę robiąc potrójną kaczkę. Zszedłem do niego i również rzuciłem w wodę kamieniem, pobiłem go, mój odbił się pięć razy!
- Byłeś tu już? - zapytałem
- Tak - odparł odwracając się do mnie. Wyciągnął dłoń. Podszedłem bliżej i podałem mu rękę, on zeskoczył z powrotem na brzeg
- Wszędzie już byłem
Zadzwonił jego telefon.
- Kurwa spokoju mi nie dadzą - narzekał wyciszając go - najchętniej wiesz co? Bym tam wyrzucił ten telefon i ich olał - machnął ręką na jezioro.
- Pomyśl tylko... jakoś dociągniemy do wiosny, a potem już tylko z górki
- Nie Leo. Wiosną właśnie ludziom najbardziej odwala... wtedy wszczynają bunty i rewolucje
- Tak. Właśnie mówię. Do tego musimy się teraz przygotować, wszystko poukładać tak żeby za szybko tego nie spieprzyli po moim odejściu
- Wiesz co mam pomysł... - przerwałem mu. Znowu zaczynaliśmy gadać o polityce a ja miałem inne zamiary
- Jaki?
- Na... eksperyment...
- No?
- Sprawdzający... siłę działania bromu
- Czekaj, co ty chcesz zrobić?
- Udowodnić ci jaki jesteś słaby - powiedziałem obejmując go
- Nie jestem słaby! Co ty...
- Że nie dasz rady mi się opierać - wyszeptałem łapiąc go za tyłek
- Andris!
- Ciii...
- Wiesz że za gwałt w moim państwie jest kastracja?
- To nie gwałt, ja tylko pomagam ci się zdecydować. Gdybyś tak szczerze nie chciał to dawno byś mi dał w mordę
W tym momencie oberwałem pięścią w nos
- Jesteś niemożliwy!
- No co?!
- Jak mogłeś pomyśleć że bym ci coś zrobił?! Nie mogę cię już przytulić? Jesteś moim mężem myślałem że mi wolno, przepraszam! - warknąłem wściekły. Leo skrzyżował ręce i odwrócił wzrok
- Ooo naprawdę?! Jakiś ty dojrzały... no no no... - zadrwiłem - Strzeliłeś focha...? Myślisz że mnie to rusza?
- Krew ci leci... - powiedział cicho.
Przyłożyłem dłoń pod nos, spojrzałem na nią, faktycznie było trochę krwi
- No i co? Cieszysz się? - podniosłem głos
- Nie... - wymamrotał. Westchnąłem ciężko, zabrakło mi słów. Leo sięgnął do kieszeni i podał mi chusteczkę, niechętnie ją przyjąłem. Chwilę staliśmy w milczeniu aż w końcu zrozumiałem że muszę mu ustąpić
- No dobra przepraszam - mruknąłem w końcu nie zbyt chętnie, na co Leo niespodziewanie wybuchnął głośnym płaczem
- Co znowu?
- Czemu zawsze ty mnie przepraszasz chociaż ja jestem winny?! Wiesz jak ja się z tym czuję?
- Gdybym pierwszy nie przepraszał to byśmy dawno byli po rozwodzie. Po za tym obaj jesteśmy winni, nie tylko ty
- A-ale za-azwyczaj ja - powiedział i pociągnął nosem
- Po prostu częściej dajesz się ponieść emocjom
- Przytul mnie... - zamruczał cicho
Już miałem to zrobić ale postanowiłem go trochę po wkurzać, być taki jak on dla mnie
- Nie - odparłem, ten zaczął ryczeć jeszcze bardziej. Powinienem go teraz zostawić samego, żeby sobie przemyślał swoje zachowanie ale wyszło jak zawsze i się nad nim zlitowałem. Nie umiałem być tak jak on bezwzględny i obojętny. Objąłem go mocno, a on wypłakał mi się w ramię.
- Leon... - szepnąłem - Wiesz że ja... nadal cię kocham ale boję się ci zaufać
- Sam sobie nie ufam - odparł
- Zimno ci?
- Co?
- Trzęsiesz się. Zimno? Chcesz wracać?
- Przestań, nie rób ze mnie cioty
- Nie miałem nic złego na myśli, mi też zimno ale przecież co ciebie to obchodzi?! Ja się o ciebie martwię...
- Nie przesadzaj nie jestem dzieckiem
- Znowu zaczynasz...?
- Ja tylko mówię że...
- Że co? - odsunąłem się od niego - Że co?! Że nie wolno mi już ciebie kochać? Ja próbuję to ratować! Byłeś mi bardzo bliski a teraz... teraz jakoś... między nami nie iskrzy... I nie tłumacz się pierdolonym bromem! Nie o to chodzi, jesteś jakiś inny... I to przez to! - wskazałem na jego rękę, Leo od razu schował ją za plecami
- Co?? - zapytałem - A jednak, miałem rację co? O to chodzi! Nie panujesz nad żywiołem! Zrozum to, on jest od ciebie silniejszy
- Nie!!! - warknął takim głosem jakiego jeszcze z jego ust nie słyszałem - Zostaw mnie...
- Leoś... - powiedziałem łagodnie - Nie zostawię cię, choćbyś chciał mnie zabić ja dotrzymam słowa
- Słowa... słowa... - zaczął warczeć
- Leo! Spokój! - krzyknąłem
- A ja? A ja? A ja?!!!
- Ty też mi przysięgałeś, wierność i miłość, swojemu bratu też...
- Mój brat zginie - powiedział zimnym tonem
- Co?! Niby dlaczego? Skąd to wiesz? Spartan...?
- Sam go zabiję... - wyszczerzył zęby w nienaturalnym uśmiechu, nagle zadrżał, spojrzał na mnie ze łzami w oczach
- Kochanie - powiedział cicho - uciekaj, uciekaj, zostaw mnie, musisz przeżyć... to... to... - wyciągnął rękę - to nie moje!!! - ryknął ostatkiem sił - biegnij! - wrzasnął po czym zaczął warczeć i rzucił się na mnie. Przewrócił mnie na ziemię i zaczął dusić, wbił kciuki w moją tchawicę, jego oczy były jakieś dzikie.
- Co ty robisz? - próbowałem powiedzieć ale wyszedł jakiś niezrozumiały bełkot. W końcu udało mi się go z siebie zepchnąć - biegnij.
Od razu rzuciłem się do ucieczki. Odwróciłem się przez ramię, Leon stał na środku drogi i śmiał się okropnie dziwnie. Kiedy zauważył że na niego patrzę gołymi rękami rozerwał koszulę na piersi i zaczął krzyczeć - Patrz! Patrz!
Na jego ciele widać było mnóstwo blizn i zadrapań, skórę miał bladą i wszystkie żyły widoczne i mocno niebieskawe, ale nie była to ta jego mocniejsza forma gdy był nosicielem piątego żywiołu, ta była nieokiełznana, nie panował nad tym. Zacząłem biec, najszybciej jak potrafiłem. Słyszałem jego kroki za sobą, coraz bliżej, ten nieludzki głos - To nie moje! Nie moje!
Nie miałem jak się bronić, Dotarłem w końcu do granic parku, wysokiego płotu z ostym zakończeniem. Wskoczyłem na ogrodzenie, zacząłem się wspinać a on już po chwili był pode mną i prawie chwycił mnie za nogę. W ostatniej chwili udało mi się podciągnąć. Zacząłem przełazić na drugą stronę co nie było takie łatwe zważając na ostre końce metalowych kolców. Udało się jednak
- I tak cię złapię - syknął i zacisnął dłonie na prętach, zaczął je odginać, raczej nie miał zamiaru dalej mnie ścigać chciał się tylko popisać. Wygiął metal do granic możliwości i wyrwał z okuć, rzucił we mnie prętami i choć odskoczyłem na bok zaczął się śmiać jak głupi. Choć już mnie nie gonił wciąż uciekałem, jak najszybciej chciałem oddalić się od pałacu i okolic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz