Andris
Ledwie przekroczyliśmy próg a rzucił się na nas Sylwester krzycząc coś o bransoletce i wymachując kałachem. Wyrwałem mu broń i dałem mu z liścia
- Spokój!
- Oddajcie mi klucz!!! Szybko póki nikogo nie ma w domu
Seba stał za mną nieśmiało tylko patrząc znad mojego ramienia na to co się dzieje
- Nie mam jej - powiedział Leo wzruszając ramionami
- A ten drugi?! - spojrzął obłąkańczo na Sparta
- Co?! - Spart odsunął się od niego - Ja nic nie wiem!
- To kto ją ma do cholery?! Czy wy nie rozumiecie że...
- Panowie... - usłyszałem Eliot
Spart i Leo zdębieli, wszyscy spojrzeliśmy w jej stronę. Miała jak zazwyczaj włosy spięte w stylu "chuj wie jak" obcięte nad kolanami dresy i męską koszulkę, trzymała na smyczy jakieś pokraczne stworzenie o długim ogonie, sześciu nogach i wstrętnym pysku.
- To ten twój Andris - powiedziała widząc jak gapię się na bestię
- O nie... Mój był śliczny i miał niebieskie futerko
- Przepoczwarzają się najwidoczniej... znalazłam go takiego... no i zagryzł swoich braci... mnie też zresztą próbował ale nie ważne! Nie o tym miałam! Chłopkaki, mam dobre i złe wieści. Po pierwsze musimy opuścić to miasto, po drugie załatwiłam nam zajebistą willę z basenem
- Eliot! Kocham cię! - powiedziałem
- No wiem - odparła uśmiechając się cwaniacko
Wziąłem zwierzaka na ręce, mnie jakoś nie próbował zagryźć, chłopcy witali się z siostrą, Sebastian stał przy mnie i zerkał niepewnie na Sylwestra
- Co z moją bransoletką?!
- Nie wiem kim ty do cholery jesteś - rzekł Leo - ale mógłbyś okazać odrobinę szacunku, skoro wiesz kim jestem i dać mi się przywitać z rodzeństwem
- Śpieszy mi się!
Leo patrzył przez chwilę na niego, po czym powoli odsunął się od siostry a zbliżył do niego
- Zdejmij okulary! - powiedział stając przed nim
- Nie! Zostaw mnie
- Nic ci nie zrobię, chcę tylko coś zobaczyć - powiedział chwytając go za gardło - spójrz na mnie!
- Nie!
- Czego się boisz?!
- Przestań!
- Ty...
- Co?
- Tak... To nie możliwe... ile ty masz lat?!
- W przeliczeniu na wasze...
- Nie na nasze! Kiedy się urodziłeś?
- A co?
- Jesteś wybrańcem? Kto był twoim ojcem?
- Nie wiem!
- Skąd pochodzisz?
- Z sierocińca w Rawil
- Muszę cię zabić...
- Co?!
- Seba strzelaj! - krzyknął nie mogąc znaleźć swojej broni. Sebastian spojrzał na mnie
- Co wy wyprawiacie? - wtrącił się Spartan
- Zamknij się! - powiedział szybko Leon - Seba nie masz jaj! Daj mi pistolet
- Nie! - wrzeszczał haker
Nagle rozległ się strzał. Rozejrzałem się dookoła. Sebastian wtulił się w moje ramię, Spart był tak jak ja zdezorientowany, Leo odsunął się od Sylwestra a jego ciało osunęło się bezwładnie na podłogę, za jego głową na ścianie pozostały ślady krwi i rozjechały się w dół tak jak on upadł. Spojrzałem w stronę winowajcy, Eliot stała z jeszcze wyciągniętą ręką. Popatrzyła mi twardo w oczy, potem przeniosła wzrok na Sebastiana. Chowając pistolet podeszła do nas
- Musiałam... im mniej wiecie tym lepiej dla nas, tylko ja i Leo będziemy w razie czego ścigani. Zbieramy się Andris, trzeba się spakować jak najszybciej i wyruszać
- Gdzie ten dom? - zapytałem już bez cienia dawnego entuzjazmu
- Jak się pospieszymy to dzień drogi stąd - odparła
Szliśmy do naszego pokoju po rzeczy, Eliot widząc że Seba idzie za nami, wzięła go za ramię - Możesz coś dla mnie zrobić?
- Jasne - odpowiedział po chwili, jakby odzyskując mowę po tym jak był świadkiem zabójstwa, po drodze słyszałem tylko że miał trudne dzieciństwo? On nadal był w zasadzie niepełnoletni... Kiedy był przy nas, śmiał się razem z nami i był spokojny teraz coś się w nim odezwało, pewnie coś sobie przypomniał
- Zabierzesz chłopaków i Rosę do baru u Ryśka, łatwo go znajdziesz, w razie czego Rosa powinna coś kojarzyć, powiedz że przyniesiemy jej rzeczy, czekajcie na nas do siedemnastej, jak nas nie będzie... Leo obejmie dowodzenie...
- Rozumiem
- To leć - poklepała go po ramieniu - śpieszcie się niedługo będzie tu policja
Chłopak wyszedł i po chwili usłyszałem ich kroki na schodach. Eliot w pośpiechu ładowała wszystko do plecaka. Sam też zacząłem więc się pakować, rzeczy Rosy władowaliśmy do jej plecaka.
- To jak się tym dzielimy? - zapytałem. Nie chciałem od razu narzucać że ja wezmę dwa plecaki, zdążyłem ją trochę poznać i wiedziałem że jest dumna i bardzo silna
- Jak wolisz. Dobrze strzelasz?
- Średnio...
- To może weź dwa plecaki a ja w razie czego będę miała wolne ręce
- Tak będzie dobrze
Przez chwilę patrzyła na mnie
- Czemu go zabiłaś? - zapytałem w końcu
- Był z Zakonu
- Co??? To dlaczego...?! Nie rozumiem...
- Myślę że chciał nas sprawdzić, nagadał bzdur żeby nas nabuntować i sprzedać a wtedy Zakon zabiłby nas za zdradę
- Czemu?
- Bo wtedy on byłby bochaterem. Ale to co mówił może być prawdziwe, ludzie żyją tu w fatalnych warunkach, są wykorzystywani przez polityków, nie mamy pewności co Zakon i Rebelia mają z tym wspólnego ale się dowiemy. Nie pozwolę żeby ci zdrajcy nazywali się Rebelią... mój przybrany ojciec był przywódcą Rebeli ale mafia Leośka go zabiła i Rawscy wygrali wojnę...
- Opowiadał mi
- A opowiedał ci jak to było wśród Rebelii?
- On nie był jednym z nich...
- Chodźmy już, opowiem ci po drodze - mruknęła zarzucając plecak na ramiona, fajnie z nim wyglądała, był większy od niej.
- Więc, jak mówiłam mój ojciec był przywódcą Rebeliantów w Imperium, ja i moje siostry Kate i Rico miałyśmy po nim objąć władzę. Mafia zaś chciała żeby to Rawscy rządzili ponieważ mieli z nimi układy z ich służbą policyjną dokładnie, my zaś chcieliśmy sprawidliwości i rozbicia gangów. Mój ojciec był zbyt przebiegły żeby dać się zabić, zatem Leon dostał zlecenie na mnie. Ojciec żeby nas chronić zlecił Tomowi stworzenie sztucznej rzeczywistośći nazwanej Warlandią od mojego kraju o którym w powszechnej wieści nie wiedziano, portale nie były wtedy popularne. Zamknął nas w sercu mafii na Rawil w bunkrze, pod latarnią najciemniej? Tak? Zahibernowano nas i jakieś 14 lat żyłyśmy w Matriksie, ucząc się walki i taktyki. Spart i Rosa pracowali tam i hibernowali się z nami udając kogo innego... No i miałam okazję trochę porządzić bo siostry przewieziono na Kron. Było jak to na wojnie ciężko ale się wspieraliśmy. Potem dowiedziałam się że Leon jest moim bratem i... kiedy nasze powstanie upadło zabrał mnie do siebie
- A znasz swojego prawdziwego ojca?
- Nie, ale podejrzewam boga wojny
- Haha! Jakoś mnie to nie dziwi...
- Cóż... A ty?
- Mój ojciec Ragnar był berserkerem, matka też walczyła razem jeździli na wikingi... - westchnąłem wsominajac rodzinny dom
- Wytłumaczysz mi te słowa...?
- Och... berserker przez was jest zwany wikingiem a wiking rabowaniem. U nas mawiano że jedzie się na wiking tak się nazywała zbrojna wyprawa w celu rabowania, palenia i gwałcenia wszystkiego co się rusza, a berserker to nasz wojownik którego u was nie wiedzieć czemu zwiecie wikingiem...
- Tak? No widzisz nie wiedziałam... ciekawe... Ty też w tym brałeś udział?
- Byłem pare razy na wyprawie
- I gwałciłeś kobiety?
- Nie
- A facetów?
- Nie - wybuchnąłem śmiechem
- Czemu?
- Wiesz... w kobietach nie widzę nic podniecającego a... cóż nie chcę żeby to zabrzmiało seksistowsko ale w większości przypadków łatwiej jest zgwałcić kobietę... no chodzi mi o to że facet... raczej ma większe szanse się obronić, znaczy... zresztą... ja... ja się muszę zakochać
- No dobra, opowiedz jeszcze coś ciekawego, gwałty to chyba nie najciekawsza część waszej historii
- No pewnie że nie! Nasza społeczność była w porównaniu do innych bardzo cywilizowana, mimo że uważacie nas za brutali... Jako jedni z nielicznych mieliśmy równouprawnienie kobiet, wolność wyznania, ale i tak nasza religia niczego w zasadzie nie wymaga. Uczono nas miłości do bliskich i nawyku obrony ich, uczono żeby nie bać się śmierci...
- Mnie nauczono tylko zabijać...
- A co ci mówi serce?
- Nie słucham go
- Dlaczego?
- Nie wiem
- Boisz się?
- A powinnam?
- Nie. Popatrz na brata, Leo popełniał błędy, nie raz przez to cierpiał ale właśnie to czyni go pięknym, każda blizna ma swoją historię... Lepiej jest się śmiać i potem płakać niż cały czas być obojętnym, ale to moje zdanie
- Nigdy nie płakałam
- Naprawdę...?
- Mhm
- Nie miałaś powodu czy trzymasz to w sobie?
- Wyżywam się w walce
- A kochasz kogoś?
- Hm... nie wiem czy potrafię ale wydaję mi się, że tak...
- Twoich braci?
- No
- Każdy zasługuję na trochę miłości... Nawet taki typ jak ty! - szturchnąłem ją w ramię, zaśmiała się - Czasem mi się wydaję że jesteś gorsza od Leosia!
- Ja cię przynajmniej nie biję
- I dobrze. Nie będę startował z kimś kto wybił Rawską armię!
- Ojejku tam... jakoś tak wyszło...
- No już nie udawaj takiej skromnej
- Haha! No weź...
Wchodziliśmy właśnie do baru kiedy zadzwonił mój telefon
- Poczekaj...
- Jasne, powiem im że gadasz
Odebrałem nieznane połączenie
- Halo?
W słuchawce cisza tylko jakiś nie spokojny oddech
- Halo?!
Nagle w tle usłyszałem głos kogoś jakby oddalonego - I co namierzyłeś ich?
Oddech przyspieszył i usłyszałem jakiś szelest, rzuciłem telefonem o ulicę. Roztrzaskał się na części. Wszedłem do knajpy i znalazłem stolik przy którym siedzieli wszyscy to jest Leoś, Eliot, Spart, Sebastian i Rosa. Leon spojrzał na mnie, domagając się żebym usiadł przy nim. Eliot przesunęła się o jedno miejsce żebym usiadł między nią a moim ukochanym. Wszyscy milczeli, nie wiedziałem czy coś mnie ominęło czy po prostu każdy myśli co zrobić. Popatrzyłem tylko na Leona, lecz nasze spojrzenia się spotkały i znów się zaczęło. Miałem ochotę się na niego rzucić. Kącik jego ust drgnął w powstrzymywanym z całych sił uśmiechu. Mierzyliśmy się wzrokiem i czekaliśmy kto pierwszy uderzy. On. Zawachał się ale w końcu dotknął swoją stopą mojej, po chwili równocześnie obaj zaczęliśmy się śmiać.
- Jezu czy wy musicie to robić? - zapytał Spartan wyraźnie zniesmaczony
- To nie moja wina że przez niego jestem taki napalony - odparł Leo
- Jesteś napalony? - zdziwiłem się
- O rany... jesteście okropni! - powiedziała Rosa
- Dobra już - zaśmiał się mój mąż - będziemy grzeczni
- Mam nadzieję - stwierdził Spart - Eliot, słuchamy
- Hm, więc mamy do zrobienia jakieś 30 kilometrów, powinniśmy zdążyć przed zmierzchem ale myślę że się jednak nie wyrobimy...
- Mam pytanie - odezwała się Rosa - Skąd ty masz ten dom?
- Dowiedziałam się z pewnych źródeł że miał być nasz ale zaszła jakaś pomyła przez co nas o tym nie poinformowano - rzekła - pewne źródła życzyły sobie pozostać anonimowe
- Też mam pytanie - powiedział Seba - mogę coś nieść?
- Rzeczy Rosy - odparła Eliot bez zawachania a Rosa uśmiechnęła się zadowolona
- Pytania, sprawy? - zapytała jeszcze
- Co jeśli nie wyrobimy się przed zmierzchem? - zapytał Spart
- A jak myślisz kochany? - Eliot drwiąco się uśmiechnęła
- Skąd wiesz że jest bezpiecznie?
- Jak się boisz to mogę nie spać i stać nad tobą z kałachem, zadowolony?
- Jest różnica między odwagą a głupotą, warto by się dowiedzieć czy są tu jakieś jadowite zwierzęta, albo stojące w łańcuchu pokarmowym wyżej od nas
- Mówię przecież że będziemy trzymać wartę! A co do jadowitych to nie mamy na to czasu, rozumiesz
- Nie ma czasu nawet umierać, musimy żyć chwilą - westchnął Sebastian
- Yhm...
- Ej - przypomniałem sobie - chciałem was uprzedzić ale jakoś tak... namierzali mnie przez telefon, nie wiem kto ale
- Dawaj go - powiedziała Eliot wstając
- Zniszczyłem
- Okej - wyjęła swój i położyła na stole po czym przywaliła weń kolbą karabinu, Leo załapał i odłożył również swój na stół, po kilku chwilach wszystkie pięć były roztrzaskane i bezużyteczne.
- Zaczęło się - westchnął Leo
- Co? - zapytała Eliot
- Kłopoty...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz