czwartek, 12 maja 2016

Rozdział 5 cz.1 - coraz bliżej

Eliot
Kiedy się obudziłam, słońce było już wysoko - Cholera...
Spojrzałam na plecak, był rozgrzebany, jedzenie było na ziemi a większości brakowało. Wtem spostrzegłam jakieś niebieskie prążkowane zwierzątka wielkości kota, jedno buszowało w plecaku, drugie zajadało się czekoladą, trzecie próbowało pożreć nabój do uzi.
- Poszły! - machnęłam na nie ręką ale nie reagowały, wzięłam tego z nabojem na ręce, spojrzał na mnie czarnymi jak węgielki oczami po czym wrócił do zabawy kawałkiem ołowiu.
- Zostaw to łobuzie! - pogroziłam mu palcem i zabrałam pocisk. Ten popatrzył na mnie smutno, złożył przednie łapki, i zaczął nimi machać
- No ładnie prosisz ale nie dam ci tego - schowałam nabój do kieszeni, wyjęłam kolejnego z plecaka i trzeciemu odebrałam czekoladę. Ten od naboju zaczął wspinać mi się na buty, gdy próbowałam pozbierać rozrzucone rzeczy. Dwa pozostałe przyglądały mu się po czym też zaczęły się do mnie łasić
- Hej! Przestańcie... - zrzuciłam jednego ale ten wydał z siebie coś podobnego do krzyku orła i zaczął znowu na mnie włazić. Kiedy w końcu uporządkowałam plecak jeden już usadowił mi się na ramieniu drugi w kieszeni bluzy a trzeci niestrudzenie wspinał się po spodniach. Położyłam go na drugim ramieniu on jednak wlazł mi na głowę
- No wszyscy zadowoleni?
Stworzonka zapiszczały w odpowiedzi. Podeszłam do Sylwestra, który jeszcze spał, podniosłam swojego kałacha który został obok legowiska. Dźgnęłam chłopaka kolbą - Wstawaj królewno!
- Mhm... Co?
- Idziemy?
- Tak od razu?
- A co chcesz robić?
- A... A! Co ty masz na głowie!!?? Zabierz to ode mnie! Jezus ma ryja!!!
- Spokojnie... są nie groźne...
- Skąd wiesz?!
- Ale ty panikujesz... Rusz dupsko, musimy iść!
- Nigdzie dalej z tobą nie idę! Nogi mnie bolą i w ogóle źle spałem, potrzebuje jeszcze z dwie godziny...
- Chyba żartujesz! Chcesz zostawać tu na drugą noc? Jeśli zaraz nie wyruszymy tak to się skończy, jeśli się pośpieszymy dojdziemy na wieczór do miasta, dostaniesz jeść i będziesz mógł się wyspać w łóżku nie na trawie
- Przekonałaś - powiedział wstając
- Wiesz że cię nienawidzę? - zapytałam. Nie odpowiedział.
Spustoszone zapasy jedzenia stanowiły problem, zostało nam jakieś pół porcji dla jednej osoby. Konkretnie to trochę chleba i wody. Postanowiłam sama nie jeść na rzecz Sylwka, podałam mu jedzenie a na pytanie dlaczego ja nie jem odparłam że zrobiłam to wcześniej.
- Nie powinno się jeść w biegu... - mruczał z pełną buzią
- Bieg to ja ci mogę pokazać
- Nie, nie, już dobrze...
- To nawet nie jest marsz
- Przestań mnie ciągle dołować
- Dobra już się nie odzywam
- Idziemy chociaż w dobrą stronę...?
- Mhm...
- A daleko jeszcze?
- Tak
- Słyszałaś to? - zatrzymał się nagle
- Co?
- O to to... słyszysz?
- To ja. Burczy mi w brzuchu
- Nie jadłaś tak?
- Przeżyję...
- Weź - podał mi resztkę bułki
- Nie
- Weź, proszę
- Nie!
- Proszę ja nie chcę
- Żryj to kurwa, bo jak ci ten karabin wsadzę w dupę jak Kapitan Bomba... przepraszam miałam nie krzyczeć...
Sylwester najpierw tylko cicho chichotał ale w końcu wybuchnął głośnym śmiechem
- Co?
- Hahaha... nie... nic, po prostu sobie to wyobraziłem... Ha ha!
Zaczęliśmy razem się śmiać. Z mojej kieszeni wychylił się zwierzaczek, rozglądając się ciekawsko
- Ile ty tego masz?
- Trzy. Chcesz jednego?
- No - podałam mu tego z mojej głowy, wziął go na ręce - Co to za pokemony? - zapytał podnosząc go na wysokość oczu.
Pod wieczór wyszliśmy z lasu. Po kilku godzinach znaleźliśmy w polach drogę którą doszliśmy do miasta. Dość szybko trafiliśmy do wskazanego mieszkania i w końcu nastała chwila prawdy. Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi jakaś dziewczyna z kwaśną miną
- Czego?
- Szukam Andrisa Salvo - powiedziałam spodziewając się że zaraz gdzieś tam z głębi mieszkania wyjdzie ten cały Andris i nas cieplej powita
- To nie tu - powiedziała zimno i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Nawet nie drgnęłam, nie wiedziałam co robić. Nie wiem jak długo to trwało ale w końcu odeszłam od drzwi i usiadłam pod ścianą na klatce schodowej. Stworzonko na moim ramieniu zaskamlało tylko. Usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Ktoś zbliżał się w naszą stronę. Ujrzałam zortanina z kolczykiem w uchu stanął na szczycie schodów gapiąc się na mnie, upuścił telefon który trzymał w dłoni
- Eliot... - wyszeptał po czym zbliżył się do mnie, wstałam niechętnie
- Tak. Eliot Salvo - powiedziałam
- O rany... Przepraszam... po prostu... jestem zaszczycony...
Podałam mu rękę on uścisnął mi dłoń obiema rękami, cały czas nie odrywając wzroku.
- Szukam Andrisa Sal...
- Tak wiem! Przenieśliśmy go do innego domu, zaraz was zaprowadzę...
- Teraz? - zapytałam
- Tak - odparł - to nie problem
Sylwek westchnął
- To niedaleko -  zapewnił Zortanin - Tak w ogóle mam na imię Ksawery
- Mnie jak widzę znasz, to Sylwester - wskazałam na kolegę
- Mhm... Chodźcie już nie daleko - mówił skacząc po dwa schody, Sylwek ledwo za nami nadążał. Szliśmy ciemną ulicą kilka minut aż doszliśmy do kolejnego bloku, trochę mniej zdezelowanego. Wdrapaliśmy się na trzecie piętro i Ksawery otworzył drzwi własnym kluczem, choć wspominał coś, że mieszkanie nie jest jego ale jakiejś starszej pani.
- To ty Ksawery? - zapytała z drugiego pokoju
- Tak, już umiem rozpoznać jak on otwiera drzwi - odparł jakiś męski głos. Jeśli to był Andris to jestem zaskoczona spodziewałam się że będzie bardziej... hm... pedalski
- Andris - rzekł zortanin zdejmując buty, ja też się rozebrałam - Nie uwierzysz co dla ciebie mam!
- Nie wiem ale jeśli to znowu jakiś bimber to nie chcę!
Byliśmy w korytarzu na końcu były drzwi po lewej kuchnia po prawej pokój w którym, był Andris i ta kobieta, Ksawery stanął w progu i zaprosił nas gestem, weszłam do pokoju. Na podłodze był dywan, ściany były zielono-żółte, na łóżku przy oknie, leżał półnagi mężczyzna przy nim starsza pani z bandażem w ręku, na jego torsie i brzuchu były ciężkie rany po kulach, jednak oczy miał jasne i wesołe, spojrzał na mnie ze szczerym uśmiechem - Ty musisz być Eliot? Chodź bliżej!
- Dzień dobry - ukłoniłam się
- Dzień dobry dziecko - powitała mnie staruszka
Podeszłam do jego łóżka, ten uścisnął mi serdecznie dłoń
- Leo o tobie mówił
- Co mówił? Pewnie mnie obgadywał
- Nie! Coś ty... Skąd przybywasz?
- Z Rawil
- Aha, wiesz coś o reszcie?
- Nie... miałam tylko twój adres i to przedawniony
- Och, szkoda... Co tak na mnie patrzysz?
- Ja? Em... nie obraź się ale spodziewałam się czego innego słysząc że jesteś chłopakiem Leona
- Czego? - zapytał z uśmiechem
- Nie obrazisz się? Że będziesz takim typowym pedałem - przyznałam
- Haha! Miałbym się obrazić? Przecież zawsze tak jest że właśnie geje opowiadają najlepsze kawały o gejach co nie?
- Hehe...
- A jeśli chodzi o rany to nie pytaj bo nie wiem
- Ale to jest głupie nie?
- Nic nie pamiętać? Strasznie głupie uczucie, zgadzam się... Jak ci minęła podróż?
- Dobrze... - zaczęłam. Sylwester prychnął
- A to...?
- To Sylwester, mój kolega, później ci opowiem... - opamiętałam się w ostantniej chwili gdyż prawie wygadałam o bransoletce a była tu ta pani i Ksawery
- Jak chcesz - stwierdził Andris - Też mam kilka pytań, które chcę ci zadać na osobności - powiedział prawie szeptem. Nastało milczenie. Oboje mieliśmy do siebie setki pytań i mnóstwo rzeczy do opowiedzenia ale On nie ufał zapewne Sylwkowi a ja tym dwojgu od niego. Natomiast te właśnie sprawy były najważniejsze i nie mieliśmy teraz głowy do wymyślania gadki-szmatki dla pozoru. Babcia spojrzała zaciekawiona na Andrisa, który natychmiast popatrzył na mnie z uśmiechem i zaczął wypytywać o stworzonka na moim ramieniu i w kieszeni mojej bluzy. Rozłożono mi polówkę w pokoju Andrisa, Sylwek natomiast miał nocować w drugim pokoju. Początkowo miało być na odwrót ale przekonałam panią Lunę, bo tak miała na imię, że wolę się z nim zamienić. Ta jednak zadręczała mnie pytaniami podczas całej kolacji i dała spokój dopiero kiedy poszłam się myć. Z łazienki, w piżamie i z mokrą głową poszłam prosto do Andrisa i siedząc na skraju jego łóżka, pochylając się nad nim szeptem opowiedziałam mu wszystko co Sylwester powiedział mi o Rebelii i Zakonie. Andris przerwał mi dwa razy, najpierw na początku kazał mi ubrać bluzę i założyć kaptur, potem pod koniec kiedy doszłam do bransoletki, poinformował że Ksawery i Luna są w Rebelii i również my wkrótce mamy dołączyć do Zakonu.
- Nie wiem co teraz robić - podsumował i spojrzał na mnie pytająco

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz