piątek, 1 kwietnia 2016

Rozdział 1 cz.1 - ZSRW czyli Związek Socjalistycznych Republik Wschodnich

Leo
Poczułem jak ktoś szarpie mnie za ramię, leżałem na jakiejś drewnianej ławce. Spojrzałem w górę
- Hej kolego! - powiedział człowiek w mundurze - Ostatnia stacja za chwilę. Tam wysiadasz?
- Yyy... Tak... - odparłem zaskoczony
- Przysnąłeś sobie?
- Tak... - powiedziałem próbując przypomnieć sobie cokolwiek
- W porządku?
- Tak
- Bilet masz?
Włożyłem rękę do kieszeni dżinsów i z ulgą znalazłem tam pognieciony bilet, podałem go facetowi i rozejrzałem się szybko. Byłem w wagonie, za oknem śnieg, obok mnie czarna torba
- Do widzenia - ukłonił się kanar, wychodząc.
Zajrzałem do torby, były tam podstawowe rzeczy jak woda, jedzenie, scyzoryk itp. oraz zeszyt w czerwonej okładce. Otworzyłem go na pierwszej stronie i ujrzałem wydrukowany tekst
"Jedziesz do stolicy Łokatywy - Rygi.
jeden anor = 10 koron Rawiańskich
dziś jest 4 września 1445
Twoje dane: Leon Salvo, lat 24, obywatelstwo Warlandzkie, urodzony w Siczy 7 Czerwca roku 1421 w dacie wspólnej,
stan cywilny: zamężny - z Andris Salvo,
dzieci: brak
wykształcenie: Liceum Ogólnokształcące w Dystrykcie Morskim
adres Andrisa - Awruk, Rebelia II, południe, trzecia dzielnica, Prosta 34, mieszkanie 12
Zapamiętaj wszystko i zniszcz tą wiadomość"
- Jak mam się kurwa dostać na Awruk? - mruknąłem sam do siebie, wyrywając kartkę z zeszytu, na kolejnej stronie była mapa... przeżyłem zawał.
Wszystkie światy były na jednej planecie a nawet jednym kontynencie. Teraz wiedziałem gdzie jestem. Muszę się kierować na południe. Nie wiedziałem tylko jak stoi sytuacja polityczna, gdyż podążając najkrótszą drogą musiałbym przekroczyć granice trzech państw. Obiecałem jednak Andrisowi, że go znajdę więc słowa trzeba dotrzymać.
Podarłem kartkę na drobne kawałki i zacząłem wyrzucać przez okno, pociąg powoli ruszył. Podłoga zaczęła mi uciekać spod nóg i o mało nie upadłem. Wyrzuciłem kolejną porcję papierków. Patrzyłem jak mijamy zaśnieżone wzgórza i doliny, drzewa, nieliczne domy czy większe budynki, pewnie kopalnie, których na mapie było sporo zaznaczonych w tym rejonie. Wyrzuciłem resztę podartej kartki i wróciłem do studiowania mapy pięcioświata. Warlandia prawie nic się nie zmieniła. Przegrzebałem torbę raz jeszcze, znalazłem portfel i coś w rodzaju dowodu osobistego, jakiś dokument tożsamości. Miałem około 500 tych całych anorów, czyli 5 000 koron co daje w przeliczeniu jakieś 2 500 złotych. Przerzuciłem stronę w zeszycie i znalazłem wypisane stolice państw, na kolejnej ratunkowe numery telefonów, na kolejnej kalendarz, dalej nic.
Skoro dali mi numery musieli dać telefon. Znalazłem. Fabrycznie nowy, wyłączony.
"Zaktualizować datę i godzinę?" wyświetlił się komunikat, na tapecie rozpoznałem stolicę Rawil z lotu ptaka, też niewiele się zmieniła, tylko przybyło budynków i zniknęły wielkie czerwone sztandary z czarnymi jastrzębiami. Znalazłem jeszcze słuchawki, podpiąłem je do telefonu i odpaliłem pierwszą lepszą piosenkę. Musze przyznać że trafili w mój gust chociaż o wykonawcy nigdy nie słyszałem i był to prawdopodobnie współczesny zespół. Oparłem się o ścianę i poczułem coś pod sobą, obejrzałem się. Na wieszaku nad moją głową wisiała kurtka, nad nią była półka a na niej duży plecak
- No proszę, proszę... - zamruczałem zaciekawiony
Zdjąłem plecak i zajrzałem do środka. Było tam wszystko co potrzebne, rzeczy osobiste, ubrania i więcej jedzenia. Tak w ogóle na sobie miałem jak już wspominałem dżinsy, oraz szarą bluzę a na nogach glany, które do złudzenia przypominały glany Eliot (chodziła w męskich tak dla wyjaśnienia)
- Można? - zapytał nagle ktoś nade mną. Z przerażeniem zdjąłem słuchawki i spojrzałem w górę. Stał obok mnie wysoki mutant, w szarym płaszczu ze sportową torbą na ramieniu
- Proszę?
- Można się dosiąść? - zapytał uśmiechając się przyjaźnie
- Tak, jasne... - powiedziałem chowając rzeczy do torby i odkładając plecak na miejsce. Mój nowy towarzysz podróży zdjął czapkę odsłaniając jasne, krótkie włosy, jak to mutant miał jasną karnację, białe włosy i jasno niebieskie oczy. Dostrzegłem na jego szyi wisiorek. Prawdopodobnie radioaktywny kamień z Czarnobyla. Mutanci byli wrażliwi na promieniowanie, potrzebowali niewielkiej dawki do prawidłowego funkcjonowania. I pomyśleć, że opatentowała to moja szwagierka...
- Uwierzy pan że do tej pory stałem po bilety? - powiedział zbulwersowany odkładając torbę
- Hm
- Tak. Takie kolejki... Wszyscy uciekają z tego zadupia... Wie pan? Pracowałem na kopalni ale pierdziele! Haruje człowiek jak wół za marne grosze! - ciągnął dalej. Zdjął płaszcz.
- No...
- Pan też?
- Co...?
- Też pracował? Bo chyba nietutejszy
- Tak, tak
- Jadę do Rawil na studia - pochwalił się
- Ach tak? Ja chcę się dostać do Awruk
- Oj no to ma pan daleko...
- Tak?
- Hahaha!!!
Nagle zdałem sobie sprawę z głupoty jaką palnąłem. Tutaj chyba każde dziecko znało podstawowe kraje i wiedziało że Awruk i Łokatwa leżą po przeciwnych stronach świata
- Co pan nie powie... - próbowałem się ratować
- Po co pan tam jedziesz? Przyszłość jest tylko w Rawil!
- Tam mam rodzinę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz