Andris
Ksawery wrócił przed chwilą z pracy, jak ostatnio mogłem tylko bezradnie czekać na niego i przysłuchiwać się jak krząta się po przedpokoju.
- Hej Andris! - zawołał, słyszałem jak rzucił torbę na ziemię
- Hej... - odparłem
- Nie uwierzysz będziemy dziś jedli mięso na obiad! - powiedział podniecony. Nie rozumiałem za bardzo o co chodzi, sam nie jadłem od dwóch dni, dostawałem tylko kroplówki i to dość prowizoryczne ze względu na rany postrzałowe na brzuchu. Wczoraj przyprowadzili lekarza i powiedział, że mogę normalnie jeść. Ale czyżby tu mieli taką biedę że mięso jest czymś wyjątkowym?
- Hm? Andris? Co powiesz? - wszedł do pokoju i przesunął nogą jakiś karton który stał mu na drodze. Przysiadł się na skraju mojej kanapy, dotknął wierzchem dłoni mojego czoła
- Ciągle kurwa masz gorączkę! Nie wiem już od czego to...
- Nic mi nie będzie - powiedziałem łagodnie starając się go uspokoić
- Jak się czujesz?
- Dobrze - skłamałem, rany ciężko się goiły, ta ciągła gorączka dawała mi się we znaki, jednak byłem mu zbyt wdzięczny że trzyma mnie pod dachem i się mną opiekuje żeby jeszcze narzekać
- Coś mi się nie wydaje - mruknął zortanin biorąc mnie pod brodę - jakiś blady jesteś...
- Taką mam karnację - po chwili zdałem sobie sprawę że korzystam z wymówek Leona
- Nawet ukradliśmy dla ciebie krew ze szpitala...
- Wiem, jestem waszym dłużnikiem
- Nie, to my jesteśmy twoimi
- Co ja takiego zrobiłem?
- Ty! Nie zmieniaj tematu! Czemu tak chorujesz? Miałem do czynienia z rannymi i nikt tak źle nie wyglądał, chyba że umierał
- Chyba jeszcze nie umieram... co? W końcu kawał ze mnie chłopa co mi tam trochę ołowiu... - próbowałem go rozweselić
- Chodzi o niego?
- Co? Nie rozumiem
- Tęsknisz za Leośkiem?
- Tak... tęsknię, ale co to ma do rzeczy?
- Nie masz motywacji...
- Może... - westchnąłem
- To patrz na to! - wyciągnął jakąś kopertę z kieszeni
- Co to? - zapytałem otwierając ją
- Sam zobacz
Koperta już raz była otwierana, więc pewnie dobrze wiedział co w niej jest. Wyjąłem z niej kilka zdjęć. Przyjrzałem się pierwszemu z nich, przedstawiało jakiegoś nieprzytomnego mężczyznę w pociągu, było jednak strasznie niewyraźne, był to chyba fragment większego zdjęcia, zrobionego z dworca przez okno
- No super, ale co to niby jest?
- Patrz dalej - uśmiechnął się tajemniczo
Przełożyłem zdjęcie na spód i spojrzałem na kolejne. Były na nim jakieś kartki
- Ksawery ja naprawdę nic nie łapię
- To? To jest spis osób przekraczających ostatnio granice Likatwy
- I?
- Spójrz pod "S"
- Sabczyński, Sakowska, Salvo... Salvo Leon...
- Dalej są jeszcze lepsze!
Rzuciłem zdjęcie na bok i spojrzałem na następne. Z kamery przemysłowej na dworcu, tu ktoś zakreślił długopisem chłopaka z plecakiem patrzącego na wysiadających ludzi
- To niby on? - zapytałem
- Dalej, dalej...
Spojrzałem na kolejne zdjęcie i zamarłem. To było już wyraźne przedstawiało głownie dwóch mężczyzn w barze, jeden z nich to Leo drugi jakiś mutant. W tle jacyś ludzie. Obaj ewidentnie dobrze się bawili. Byłem strasznie wkurwiony, jak on mógł? Spojrzałem na kolejne tu ci sami bohaterowie szli za ręce. Teraz to straciłem resztki zdrowego rozsądku, wcześniej byłem tylko zazdrosny teraz go nienawidziłem...
- Zajebie go! Ich obu! - wydukałem
- Ale...
- Nawet nie próbuj go bronić!
- Andris... jeszcze jedno. Niedługo ma tu być Eliot...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz