Niedługo po tym jak się do mnie dosiadł dojechaliśmy do ostatniej stacji. Na granicy Likatwy. Wysiedliśmy z pociągu jako jedyni, ja i mutant. Powiedzieć, że dworzec był skromny to za mało. Była to po prostu drewniana budka o spadzistym dachu sięgającym z obu stron do ziemi i jednej ścianie łączącej skosy. We wnątrz były mniej lub bardziej zdewastowane rozkłady jazdy, a na środku... podłogi której nie było... znajdowały się bezwstydnie wystawione na widok publiczny czyjeś odchody. Mam cichą nadzieję, że chociaż zwierzęce, bo to tłumaczyłoby cokolwiek. Na ścianie oprócz rozkładów był wyryty napis "kocham cię Jolka" co było by nawet całkiem romantyczne na takim wypizdowie gdyby nie fakt iż ów napis znajdował się jakby to powiedzieć... na prawym jądrze namalowanego czerwoną farbą męskiego członka sporych rozmiarów podpisanego "HUJ". Dookoła śnieg, i tylko tory, patrzyłem za odjeżdżającym pociągiem, aż zniknął w zamieci śnieżnej. Schowałem ręce do kieszeni i ostrożnie wymijając zamarznięte produkty przemiany materii na środku stacji zacząłem analizować rozkłady jazdy. Mutant podszedł do mnie pocierając dłonie i chuchając w nie
- Orientuje się pan która godzina? - zapytał przestępując z nogi na nogę
Spojrzałem szybko na telefon
- 15:23
- Dziękuję - kiwnął głową i zaczął tak jak ja gapić się na rozkłady
- Lepiej jechać przez Rawil czy... - zacząłem niepewnie
- Musi pan tak czy siak jechać przez Rawil! Przecież chyba nie chce pan... płynąć przez... czarną strefę?!
- Czarną... co? Nie! No oczywiście że nie! Hahaha! Co pan? - zacząłem blefować
- Więc... nie da się ominąć Rawil... chyba że... hm...
- Czyli jedziemy w tą samą stronę? - zapytałem z małą nadzieją
- No... tak, zdaje się że tak - odparł mutant uśmiechając się niezręcznie
- Proszę wybaczyć, jestem naprawdę słaby z geografii - próbowałem coś wymyślić
- Cóż... W takim razie przepraszam. Już tłumaczę. Żeby się dostać do Awruk, musi pan przejechać przez Rawil - narysował linię w powietrzu - Z dystryktu drugiego statkiem płynąć na Nowy Świat i tam przez Aszhol do Awruk. Może pan owszem jechać dalej do Ukarainy i Rokasji ale to bez sensu bo i tak musi pan jechać do dystryktu drugiego żeby wypłynąć w morze poza czarną strefą. Chyba, że ze wschodu Rokasji pan wypłynie ale niepotrzebnie nadłoży pan sporo drogi a i morza tam niezbyt bezpieczne, blisko strefy...
- Tak, właśnie też tak myślałem - skłamałem szybko
- No. Tylko pytanie czy będzie pan miał pociąg do dystryktu drugiego...?
- A co za różnica?
- No bo ja jadę do stolicy, a pan byłby szybciej omijając ją
- No to szukamy... - westchnąłem i zacząłem dalej czytać rozkłady jazdy. Było cholernie zimno i ciążyły mi bagaże... Zdjąłem plecak, zacząłem grzebać w torbie, wyciągnąłem kanapkę. Mutant zerknął na mnie i wrócił do czytania
- Chce pan? Mogę pana poczęstować... - wyciągnąłem do niego drugą kanapkę
- Eh... A niech pan da! Dziękuję
- Proszę, nie ma za co... Ma pan tam coś?
- Co? Że pociąg? Obawiam się że stąd są tylko odjazdy do innych państw ZSRW...
- Jak to? - zapiąłem torbę, wstałem i zacząłem przyglądać się rozkładom
- Nie możliwe!
- Myślę, że będziemy coś mieli za granicą
- W sumie jesteśmy na granicy...
- Tak ale najbliższe miasto jest jakieś setki kilometrów stąd
- Oż kurwa ale mnie wpakowali!
- Nie ma się co przejmować, jak już pan stąd wyjedzie to się pan będzie śmiał
- Przepraszam... ale śpieszę się do domu...
- Rozumiem, wie pan chyba że do samego Rawil będziemy się tłuc kilka tygodni a co dopiero pan tam do Awruk, jeszcze przez morze...
- Dlatego chcę jak najkrótszą drogą a tu musimy nadkładać bo nie ma połączenia! - nie wiem jak udało mi się to powiedzieć spokojnie kiedy byłem tak przerażony podróżą przez kilka tygodni!
- Wie pan...
- Tak?
- Skoro już tak jedziemy - włożył rękę pod kurtkę - razem... może
- Przejdziemy na "ty"? - zapytałem widząc jak wyciąga piersiówkę i wiedząc co ma zamiar zrobić
- Jeśli pan nie ma nic przeciwko...?
- Ależ co pan? We dwóch to raźniej... wiadomo
Nalał... nie wiem co on tam miał, chyba jakiś bimber ale nalał to do nakrętki i mi podał. Skrzyżowaliśmy ręce i napiliśmy się, potem uścisnęliśmy sobie dłonie
- Leon - zacharczałem, gardło paliło mnie jak ogień
- Czesław... Czesiek dla ciebie - zaśmiał się
Pocałowaliśmy się w policzki. Tak w ogóle... Czesiek... Był strasznie zmarznięty, zarówno pysk jak i ręce miał zimne. Oddałem mu nakrętkę on polał mi
- Na drugą nóżkę, co? - uśmiechnął się
- Zimno...
- To cię rozgrzeje - podał mi wódkę
Usiedliśmy na ławce przy ścianie przystanku, pod rozkładami. Znalazłem w kieszeni kurtki rękawiczki, założyłem je bo już prawie nie czułem rąk.
- Nie masz czapki? - zapytał Czesiek przykładając ręką do mojego zmarzniętego ucha
- Nie wiem... - przyciągnąłem swój plecak i położywszy go między swoimi nogami zacząłem w nim grzebać
- Ja nie wiem czy jestem pijany czy mi mózg zamarza... - stwierdził, zaśmiałem się
- Tak szybko byś się nie upił...
Znalazłem uszatkę, ucieszyłem się jak małe dziecko na gwiazdkę i założyłem ją z radością. Zapiąłem się pod szyję i oparłem o ścianę z uśmiechem
- Idę się odlać - stwierdził po kilku minutach Czesiek
- Kiedyś była taka zima - przypomniałem sobie swoje dzieciństwo - że widziałem psa z takim żółtym soplem u fiuta...
- A weź przestań! - zaśmiał się idąc za przystanek, chwilę później usłyszałem jak lał na ścianę. Wrócił uśmiechnięty, zapinając rozporek
- Od razu lepiej
- Hehe...
Usiadł obok mnie i tak czekaliśmy kilka godzin...
- Leon? - zagaił w końcu
- Co?
- Ten pociąg... pojechał gdzieś dalej... tam musi być jakaś stacja, tak? Co ty na to że przejdę się tymi torami a ty tu zostaniesz i popilnujesz rzeczy?
- Chodźmy razem... - powiedziałem próbując zmusić swój umysł w stanie upojenia alkoholowego do posłuszeństwa
- Nie... nie, ty musisz tu zostać, daj mi swój numer, jak coś to dam znać. Masz latarkę?
- Tak
- To jak się ściemni w razie czego... będziesz mi dawał znaki jakbym nie mógł trafić z powrotem
- Okej
Kiedy wyszedł zostałem sam, było mi bardzo zimno i chciało mi się spać, ponieważ nie często piłem a zresztą byłem pierwszy dzień na tym świecie... W końcu czekając na niego straciłem cierpliwość i podłożywszy sobie pod głowę zwiniętą bluzę z plecaka położyłem się na ławce i po jakimś czasie zasnąłem. Nie mam pojęcia ile czasu minęło ale kiedy się obudziłem stał nade mną Czesiek z latarką
- Wstawaj! Jesteś przemarznięty - powiedział dotykając moich policzków - wychłodzony...
- Ja... tylko...
Czesiek podniósł mnie i podał swoją piersiówkę
- Nie chcę...
- Musisz się rozgrzać
Wziąłem nieduży łyk
- Pij, pij... - podniósł moją rękę z powrotem do ust. Oderwałem się w końcu od butelki i zacząłem kaszleć. Uderzył mnie w plecy
- No już, już dobrze... Chodź tu! - powiedział zrezygnowany i przytulił mnie. Zaczął pocierać moje plecy i ramiona, próbując mnie ogrzać. Trząsłem się z zimna. Kiedy mnie tak przytulał przypomniał mi się Andris... jak już wspominałem nie wiele pamiętałem, tylko niektóre zdarzenia, jak chociażby to jak mnie pocieszał, też mnie wtedy tak przytulał... Otrząsnąłem się szybko ze wspomnień i wyprostowałem
- Lepiej ci kolego? - zapytał Czesiek
- Powiedzmy... Znalazłeś tam coś?
- Nie. Zaczęło się ściemniać więc wróciłem, te tory ciągną się w nieskończoność
- Puść mnie już! - rzuciłem i wyrwałem mu się, padłem na kolana przy torach, zdjąłem czapkę i przyłożyłem ucho do zimnej stali.
- Co ty robisz? - mutant podszedł do mnie i przyklęknął obok
- Nadsłuchuję pociągu
- Eh... i co?
- Nic... - westchnąłem zdając sobie sprawę z bezsensowności swojego zachowania - upiłeś mnie!
- Ja cię upiłem?! Leon...
- Haha... Ja nawet nie wiem co tu robię...
- Wstawaj... wracamy tam... tam tak nie wieje - wskazywał nieudolnie na przystanek
- Zaraz... czekaj... to jest Ryga? Jesteśmy w Rydze?
- Właśnie... czy my jej nie minęliśmy?
- Ja miałem wysiadać w Rydze!!!
- Ja też! To musi być Ryga
- Ale tu nic nie ma!!! - byłem bliski płaczu. Siedziałem na torach a ten mnie szarpał. Nie wiedziałem gdzie jestem i do tego było tak zimno!
- Przestań! No tak nie można!
- Cicho! Cicho! - zacząłem powtarzać szybko. Przylgnąłem znów do torów i usłyszałem pociąg!
- Co? Słyszysz coś? - dopytywał Czesiek
- Tak... jedzie coś... nareszcie
- No widzisz? Wstawaj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz