sobota, 23 kwietnia 2016

Rozdział 2 cz.1 - Pisiąt groszy

Eliot
Jechałam ostatnim autobusem do Rawil gdzieś z obrzeży miasta. Nie wiem który raz otworzyłam zeszyt i czytając z niedowierzaniem pierwszą stronę starałam się zapamiętać adres Andrisa. Szczerze mówiąc to nawet nie wiedziałam kim on jest i dlaczego podano mi jego adres ale skoro podano to znaczy że po to żeby tam pojechać. Dziwił mnie ten świat, z jednej strony był mi skądś znajomy ale jednak jakiś inny. Założyłam kaptur i wysiadłam na przystanku w centrum miasta. Sama ukrywając twarz przyglądałam się mijającym mnie stworzeniom. Były różne rasy i mieszańcy. Dziwne jak na Rawil ale widać przez te lata coś się zmieniło. Nie wiedziałam czy to kolejny eksperyment czy też prawdziwa misja, nie wiedziałam co powinnam właściwie zrobić.
- Hej ty! Mały!
- Chyba mała jak już coś! - warknęłam odwracając się do jakiegoś łysego faceta opierającego się o ścianę u wejścia do przejścia pod ulicą na drugą stronę - Czego chcesz? Skopać ci dupsko? - spojrzałam na niego spode łba
- Chcesz kupić dragi?
- Nie! - chciałam go minąć lecz zastąpił mi drogę
- Wierz mi cwaniaczku - zaczęłam jeszcze ostrzej i podniosłam palec - nie chcesz mieć ze mną do czynienia
- Chcę dziewczynko! - chciał chwycić mnie za rękę ale niestety jego nos bliżej zapoznał się z moją pięścią a jego krocze z butem
- Mówisz masz... - westchnęłam i ruszyłam dalej starając się wmieszać w tłum. Dotarłam na dworzec i znalazłam nocy pociąg pośpieszny do dystryktu drugiego. Kupiłam bilet i ponieważ miałam jeszcze dwie godziny zajęłam się zakuwaniem własnych nowych danych i mapy pięcioświata. Ponieważ jednak w pewnej części odziedziczyłam po moim bracie zdolność do wpadania w kłopoty już po pięciu minutach przyplątała się jakaś żebraczka
- Pożycz panienko piśont groszy...
- Nie mam
- Pożycz aby ci się dobrze żyło, abyś miała męża bogatego... - świetnie cyganka!
- Nie dam bo nie mam i wcale nie szukam męża!
- to może...
- Niczego nie chcę okej? Odejdź proszę, nie mam drobnych, mogę ci kupić coś do jedzenia jak jesteś głodna
- Ażeby cię szlag trafił! Ażeby cię w kościach połamało!
- Nie rzucaj mi tu klątw bo się nie boję. Chcesz dam ci kanapkę?
- Ażeby cię szlag trafił! Ażeby cię mąż tłukł!
- Nie mam męża
- Ale będziesz
- Nie, nie będę!
- Bedziesz bedziesz!
- Nie będę, nie mam czasu na pierdoły. Idź do kogoś innego, tracisz czas
Podziałało, odeszła. Rano byłam w dystrykcie drugim. Pozostało mi jeszcze przepłynąć na Aszhol a potem dotrzeć do Awruk. Niestety najbliższa przeprawa przez morze miała nastąpić za tydzień. Do tego czasu postanowiłam zostać w mieście, zaczęłam więc rozglądać się za jakimś mieszkaniem.

Spart
Trzymałem Rosę w ramionach, długo się do siebie tuliliśmy ale należało nam się po wielu latach rozłąki. To było jeszcze w czasach starego pięcioświata. Atakowali zamek, mnie i mojego brata wywleczono na zewnątrz a ona została w środku i nie wiem co się dalej działo. Pamiętam jak staliśmy i czekaliśmy na strzał w tył głowy aż w końcu zdecydowałem się uciekać. Przeżyliśmy tylko ja i Leo, potem wróciliśmy odbić naszą ziemię. Wcześniej jednak dość długo ze sobą byliśmy, kiedyś razem pracowaliśmy, po latach znalazłem ją w Czarnobylu, wzięliśmy ślub a nawet mieliśmy dwoje dzieci, wszystko przez tą cholerną wojnę... Ale teraz wygląda na to, że znowu będziemy wszyscy razem. Martwiłem się tylko o Leona, prawdopodobnie stracił wszystkie umiejętności i moc, byłem ciekaw jak sobie bez nich poradzi.
- Spartuś...? - zamruczała
- Co? - wyrwałem się z rozmyślań i spojrzałem w jej błękitne oczy
- To... kto to w końcu jest Andris? Dlaczego dali nam jego adres?
- Widzisz... jakby ci to powiedzieć? A... jesteś tolerancyjna?
- No tak, raczej tak
- Masz coś przeciwko homoseksualistom?
- Myślę że nie, ale co ty mi próbujesz powiedzieć?!
- Ja z tym nie mam nic wspólnego! Spokojnie. Zacznijmy od początku... poznaliśmy go w dawnym WN'ie, był naszym takim starszym kolegą który nas uczył co i jak - trochę zniżyłem głos - Wiesz że Leo był wybrańcem? - zacząłem szeptać, nie wolno nam było o tym mówić - Andris miał się nim opiekować, chronić go... no i... było jakoś tak że musieliśmy uciekać, właściwie Leo...
- Do rzeczy
- Oj przespali się raz czy dwa, potem stwierdzili, że się hajtają no i... tak wyszło
- Co?!
- No Leo i Andris... są razem. Są parą, rozumiesz? Leoś woli chłopców
- On??? Nie wierze! A ten... ten drugi?
- No... Andris? Fajny facet, w porządku
- I ty to mówisz? - zaśmiała się
- Na początku go polubiłem. Jak się dowiedziałem, że zarywa do Leo to jakiś czas się nie dogadywaliśmy ale jednak udowodnił, że nie jest ciotą, nawet parę razy mi naprawdę pomógł...
- To mnie zaskoczyłeś... Leo jest gejem...
- Co myślisz?
- Nic, to jego sprawa
- Ale to mój brat
- No tak ale jest dorosły wszystko mu wolno, teraz przynajmniej ich nie prześladują
- Rawscy podobno nadal są... może nie agresywni ale... co najmniej nieprzyjaźni wobec nich
- I wzięli ślub?
- Tak w Kaliforni, nie widziałaś jeszcze tak roztrzęsionego Leośka
- Na pewno nie bardziej niż ja... - powiedziała zapewne przypominając sobie nasz ślub
- O wiele bardziej, wierz mi, nawet się poryczał
- Czym się tak przejmował?
- No bo to jakoś tak wszystko w biegu... Andris nalegał na ten ślub i jak tylko mieli okazję, podrobili dowody i on praktycznie dopiero w urzędzie zdał sobie sprawę co się dzieje
- Ale chyba nie żałował?
- Nie, nie! Wręcz przeciwnie
- A ty? Nadal mnie kochasz?
Parsknąłem - Powiedziałem ci raz. Jak coś się zmieni to dam znać. Zresztą, gdybym cię nie kochał to cieszyłbym się tak jak wczoraj że cię znowu widzę?
W odpowiedzi mnie pocałowała

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz