Leo wziął w końcu wiadra, założył buty Andrisa i poszedł do sąsiada po wodę. Andris poszedłby za niego gdyby nie gips. Miał pękniętą kość, pobił się z kolegą w pokoju. Leo wyciągał właśnie drugie wiadro ze studni, kiedy z domu wyszedł jakiś niewyraźny Stefan.
- Dzień dobry... - mruknął
- Dobry - rzucił Leo odwracając się na chwilę od korby
- Można się napić...?
- Co kac?
- Mhm... - westchnął sąsiad opróżniając pół wiadra, Leo spuścił je jeszcze raz, napełnił też jedno dla Stefana, potem zabrał dwa swoje i poczłapał do domu. Andrisa nie było ani na progu ani przy drewnie. Leo odstawił wiadra w kuchni i na raz usłyszał jak w ich pokoju spadło coś ciężkiego
- Ani!
Drzwi były uchylone, Anastazja jeszcze spała, natomiast na podłodze leżał blady jak trup Andris, poszła mu krew z nosa, w ręce trzymał jakąś strzykawkę, obok niego leżał plecak i kilka rzeczy które z niego wypadły
- Co się stało? - zapytał przestraszony Leo klękając przy Andrisie, odwrócił go na plecy
- Leon...? - jęknął ten
- Tak?
- Co mi dałeś...? Co paliłem?!
- Tytoń... z domieszką marihuany
- Cholera
- Co? Przecież tylko raz sobie pociągnąłeś!
Andris zaczął się histerycznie śmiać, Leo był zdezorientowany. Do pokoju zajrzał Czarek w piżamce przecierając oczy
- Tato...?
- Idź stąd słonko - Leo wygonił go zanim zdążył zauważyć krew i zamknął drzwi
- Mam ci to podać? - zapytał biorąc do ręki strzykawkę, Andris przestał się śmiać i zaczął kaszleć, miał mocno powiększone źrenice, zaczynał się pocić.
- Andris!
- W plecaku mam apteczkę - zaczął mówić a Leo od razu wysypał zawartość plecaka na podłogę znalazł coś co przypominało apteczkę i zawartość tego też wysypał na ziemię
- Masz pudełko z iksem?
- Mhm!
- Nie wezmę tabletek, zwymiotuję... musisz je pokruszyć, zmieszać z przegotowaną wodą...
- I co? Hej! Co dalej?
- Mh... Wbić mi strzykawkę...
- Z tą cieczą tak?
- Masz jakieś trzy minuty
- Zanim co?
Andris jednak nie dał rady odpowiedzieć zwinął się w odruchu wymiotnym lecz powstrzymał się. Leo zaczął gotować wodę. Nie miał pojęcia czym są owe tabletki i czy nie pogorszą stanu Andrisa ale nie miał wyboru. Leo spotykał się z czymś takim kiedy przedawkował ale nie było to możliwe po tak małej dawce czystej marihuany. Wpadł na pomysł że Andrisowi wszyto esperal ale żeby po wczorajszym piciu odczuł to dopiero teraz? A zresztą to nadal nie tłumaczyło czym jest owa substancja którą właśnie kruszył na łyżeczce. Wsypał ją do metalowego kubka z wrzątkiem który zdjął z pieca, trochę się poparzył ale niezbyt o tym myślał, przelał gorącą ciecz do strzykawki i wrócił do Andrisa. Był nieprzytomny, Leo sprawdził mu tętno i nic nie wyczuł, ponieważ jednak prawdopodobnie stracił oddech dopiero przed chwilą, Leo nie tracąc zimnej krwi zaczął go reanimować. Zdjął temblak, przesunął dłonią po klatce piersiowej i zdjął nieśmiertelnik który wyczuł pod koszulką. Położył ręce na jego mostku i wykonał 30 uciśnięć zastanawiając się czy dobrze pamięta jak to się robiło, oczywiście złamał przy okazji kilka żeber. Otarł krew z jego ust i wdmuchnął powietrze w jego płuca w nadziei że uda mu się go odratować. Dopiero teraz zaczęło do niego docierać że jego ukochany Andris nie oddycha, być może jest bliski śmierci. A wszystko przez niego, przez to że lubił domieszać sobie do papierosa narkotyki i że go poczęstował... Co ty mi dałeś? Co paliłem? Kiedy już zaczął tracić nadzieję Andris odzyskał oddech co za tym idzie również krążenie, teraz Leo mógł podać mu to coś. Nie minęły jeszcze te trzy minuty? Leo ujął jego rękę i trochę się krzywiąc wbił igłę w tętnicę i wstrzyknął ową tajemniczą ciecz. Spojrzał wyczekująco na twarz Andrisa lecz ten tylko znowu przestał oddychać. Leo wzruszył ramionami i zaczął dalej go reanimować, między czasie obudziła się Anastazja i zaczęła ryczeć. Minęło jakieś dwadzieścia minut.
- Zamknij się do cholery! - wrzasnął Leo nie przerywając uciskania - Ani błagam przestań... A ty zacznij do chuja oddychać! Będziemy się tak szarpać cały dzień? Andris! Dawaj! No proszę... proszę... oddychaj - Leo zaczynał tracić siły, dwa oddechy, trzydzieści uciśnięć, dwa oddechy...
- Andris... - Leo położył głowę na jego piersi, miał dosyć, zaczął tracić nadzieję - Andris nie odchodź... - szepnął i nagle zdał sobie sprawę, że nie może tak po prostu się poddać i kontynuował ratowanie Andrisa, zauważył że mimo tego że nadal był nie przytomny, wróciły mu kolory, nie był już taki blady. I tak po jeszcze kilku oddechach nagle Andris zakrztusił się i zaczął sam oddychać. Leo usiadł z wrażenia i nie wiedział co robić
- Spokojnie teraz ze mną tak mają co tydzień - powiedział Andris słabym głosem
- Że co?!
- I tak za dużo widziałeś, opowiem ci wszystko tylko daj mi dojść do siebie...
- To przeze mnie
- Nie... zapomniałem wczoraj tabletek. Tak właściwie to ile mi podałeś?
- Jedną
- Mhm okej
Leo wstał przeczesał włosy palcami, podszedł do kołyski i wziął na ręce córkę. Andris ostrożnie podniósł się i usiadł pod ścianą. Trzymał się za głowę.
- Co oni ci zrobili? - zapytał Leo szeptem żeby nie budzić małej
- Och... Jakby...
- Mów
- Biorę udział w pewnym projekcie...
- Zrobili z ciebie królika doświadczalnego? Jak mogłeś się na to zgodzić? Nie mieli prawa cię zmusić
- Popełniłem błąd, to moja wina a że oni postanowili mnie wykorzystać to już nie twój problem
- Andris... Co niby zrobiłeś?
- Za dużo powiedziałem, jeden z kolegów mnie sprzedał i teraz cały Rawiański pentagon wie gdzie się ukrywasz
- Ja się ukrywam?
- Powiedzieli że jeśli nie będę współpracował to doniosą do Zakonu a Zakon zabije ciebie i Czarka
- Co?! Przestań! To nie możliwe, nie mają powodu
- Och... Leo nie chciałem ci tego mówić ale...
- Co?! No mów!
- Jest dwóch wybrańców
- Czemu?
- Za kilkadziesiąt lat w pierwszym świecie w Warlandii pojawią się dwie osoby, dobry i zły wybraniec, dlatego że bransoletka została rozbita. Będą ze sobą walczyć
- Chwila... chcesz powiedzieć że my...
- Nie my. Czarek i Ani
- Co?! Nie! Nie... Nie Andris, to nie prawda! Zawsze był jeden wybraniec... to... to... To nie ma sensu! Dlaczego...?
- Zakon chcę zabić Czarka już teraz żeby jedynym wybrańcem była Ani i nie musiała walczyć
- Chwila! Na świecie jest dobro i zło i jakoś od zawsze razem sobie są i mimo walki żadne nie jest silniejsze od drugiego
- Zgadzam się z tobą, zło i dobro są równe ale powiedz to Zakonowi - odparł Andris ale widząc minę Leona zaraz dodał - Nie przejmuj się coś wymyślę. Na razie musisz się przeprowadzić
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz