sobota, 6 sierpnia 2016

Rozdział 20

Ranek był mglisty, Leo obudził się sam, zerwał się ale usłyszał dźwięk rąbanego drewna i kiedy wyjrzał na zewnątrz uspokoił się. Otworzył okno i wychylił się przez nie. Andris zauważył go, wbił siekierę w pieniek, podszedł do Leosia otrzepując ręce i pocałował go.
- Wyspałeś się?
- Tak, czemu mnie zostawiłeś? Bałem się że wyjechałeś bez pożegnania
- Mówiłem że mam trzy dni, jutro wyjeżdżam
- Och... tu już jutro...?
Andris wrócił do roboty. Miał na nogach oficerki, reszta munduru była w szafie starannie poskładana przez Leośka wczoraj.
- A gdzie twój przyjaciel?
- Pojechał - rzucił Andris zerkając na Leośka - wstał wcześnie, dałem mu na drogę kanapki, kazał cię pozdrowić i podziękować za gościnę - powiedział nie przerywając cięcia drewna na małe klocki tak żeby zmieściły się do pieca
- Idę ci pomóc - westchnął Leo i zamknąwszy okno przebrał się i wyszedł przed dom.
- Po wodę byłeś?
- Jeny, jeszcze ci tej studni nie wykopali? - zdziwił się Andris
- A czym im miałem zapłacić?!
- Dobra... zaraz skoczę...
- Ja pójdę, miej oko na Czarusia i Anię
- Co ty boso chodzisz?
- Sprzedałem buty...
- Rany...
- No co...?
- Po śniegu też masz zamiar tak chodzić?
- Coś musimy jeść! Jak nas zostawiłeś to się nie dziw!
- Ja was zostawiłem...? Znowu zaczynasz? To ty ustaliłeś takie prawo
- Ja?! To ten nowy!
- Trzeba było to lepiej przemyśleć
- Ty mnie namawiałeś żebym zrezygnował! Dla ciebie się spieszyłem! Lipiec i lipiec!
Andris wbił siekierę w pieniek
- Kurwa! Trzy miesiące po mnie krzyczą! Dzień w dzień od rana do wieczora! Przyjeżdżam do domu na... na praktycznie jeden dzień bo dwa to podróż... I się zaczyna... jeszcze jakby to była moja wina! Mam cię dość! Idę do baru, może jeszcze znajdę kolegów, muszę odpocząć a nie jeszcze wysłuchiwać twoich pretensji o wszystko! - mówił, wszedł do środka i zaczął się pakować
- Andris - zadrwił Leo stojąc nad nim z założonymi rękami - błagam cię, nie zachowuj się jak idiota... myślisz że mnie weźmiesz na litość...?
- Nie - odparł Andris spokojniej - Mam zamiar się zabawić, inaczej to sobie wyobrażałem, myślałem że mnie zrozumiesz, że może pocieszysz ale ty jak zwykle myślisz tylko o sobie. Czego ja się zresztą po tobie spodziewałem...
- Andris... Ty tak na serio?
Andris zarzucił na ramię plecak, pochylił się nad kołyską i pocałował śpiącą córkę - Tak, ja tak na serio - spojrzał na Leona, ten stał niedowierzając
- Andris... - szepnął, zbierało mu się na płacz
- Nie rób scen! Żałuję że się tu w ogóle pokazałem, mogłem się nie przyznawać że mam przepustkę i zostać z chłopakami
Leo rzucił się mu na szyję - Andris, nie zostawiaj mnie! Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłem
- Wiem, bo czułem to samo, ale czasem mam wrażenie że przez ciebie więcej płaczę niż...
- Przestań! To wszystko... ja jestem nerwowy, ja tak nie umiem...
- Puść mnie
- Nie!
- Mam ci coś zrobić?
- Możesz mnie zabić! Ja cię nie puszczę
Andris westchnął ciężko i opuścił bezradnie ręce, Leo wtulił się w niego jeszcze mocniej
- Jesteś okropny Leo
- Ja... ja...
- Co?
- Kocham cię!
- Mhm...
Leo odsunął się od niego i spojrzał mu w oczy, Andris jednak unikał jego wzroku. Czekał tylko na słowa "No dobra już idź jak masz takie fochy odstawiać" jednak Leo uderzył w czuły punkt
- Jesteś głodny?
- Mh... No...
Leo uśmiechnął się przebiegle
- Chyba zjem na mieście...
- Zrobię rosół
- Hm... Hm... Ym... Eh... No dobra wygrałeś!!
- Zostajesz?
- Tak
- A kochasz mnie?
- Mówiłem ci już
- Kochasz czy nie?
- Oj kocham, kocham... co się tak czepiasz?
- Odłóż ten plecak i odepnij nóż od paska
Andris zrobił o co go prosił Leo, zdjął też kurtkę i buty. Usiedli na schodach przed domem. Leo zapalił papierosa.
- Myślałem że rzuciłeś
- Ja też - odparł Leo
- Skąd masz?
- Stefan mi dał, powiedział że córka zostawiła a u nich nikt nie pali
- Daj macha...
Leo podał mu papierosa ten zaciągnął się i zaczął kaszleć
- Andris?
- No?
- Ja nie chciałem
- No dobrze, po prostu wiesz, strasznie się po nas dowódcy wyżywają i już nie mogę tego słuchać
- A ja mam takiego doła że...
- No i jak zwykle każdy gada o sobie
- No wiem - westchnął Leo, po jego policzkach płynęły łzy, Andris o tym wiedział ale nie miał już siły go pocieszać kiedy sam miał ochotę się rozpłakać. W końcu jednak wyjął z ręki chłopaka papierosa, rzucił na mokrą trawę, objął Leośka mocno i łamiącym się głosem powiedział - Jak wrócę to pojedziemy w te twoje góry... I jeszcze na święta pewnie nas wypuszczą... przyniosę ci choinkę na ramieniu, to już za dwa miesiące... a potem w kwietniu albo maju na pewno będzie po tej całej wojnie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz